Chockolate eye.

57 4 19
                                    

  - Pyra! Szybciej debilu! Znowu się spóźnimy na geografie! - wykrzyczałem w stronę grubego blondyna wspinającego się po schodach prowadzących na drugie piętro budynku szkoły.
- Przeszesz... idem! - ledwo dysząc wysapał, zaparł się o kolana, stękną udając gwałtowny spazm i trzymając się ściany zaczął człapać w moją stronę. W oczekiwaniu na przybycie Pyry poprawiłem jeszcze włosy i pocącą się ręką objąłem klamkę. Po jakichś 45 minutach Zdyszany Himalaista doszedł do drzwi, a moja ręka już prawie wyschła. Na tych wysokościach pot całkiem szybko znika, a czas płynie wyjątkowo szybko. Zdecydowaliśmy się na prawie zawsze działający plan wejścia. Szybko otworzyłem drzwi na oścież i popchnąłem go pierwszego, żeby spojrzenia wszystkich w klasie spoczęły na jego monumentalnych rozmiarów brzuchu, ja w tym czasie przemknąłem niczym cień i niezauważenie zająłem miejsce w ławce, od razu prychając:
-O proszę, zaspało się.- to zdanie podnosiło moje szanse na nie dostanie spóźnienia o jakieś 300%. A nie jednak nie, prawie zapomniałem. Geografia. Sor Cezar, a właściwie lekko naciągany Magister Cezar miał to do siebie że uwielbiał wpisywać mi nieobecności. Najciekawiej było, kiedy obok takiej nieobecności stała ocena z odpowiedzi ustnej. I weź to później wytłumacz wychowawczyni... W każdym razie. Pyra zajął swoje miejsce bagatela obok mnie, a sor Cezar właśnie się uporał z włączeniem elektronicznego dziennika i zaczął sprawdzać listę obecności.

-23?
-Obecny!
-24?
-Jestem.
-25...- zerkną w moją stronę - Sikorski...
-Jestem.-powiedziałem jak najbardziej wyraźnie, unosząc lekko siedzenie i machając w powietrzu ręką.
-Dobrze,- coś wklepał na klawiaturze i spuścił ze mnie wzrok- hmm dalej, 26?
- Patrz no, gnój znowu ci pewnie nieobecność wpisał. - wyszeptał do mnie pyra.
- No co? Dzień jak codzień - wystawiłem swoje końskie zęby w niezręcznym uśmiechu i wzruszyłem ramionami. Cała sytuacja była trochę uciążliwa, ale nie za bardzo skomplikowana, wystarczyło po każdej lekcji przyjść, powiedzieć człowiekowi ze się miało na poprzedniej lekcji n. i zazwyczaj od razu to poprawiał. Miły człowiek, fajnie prowadził lekcje i nie wymagał dużo. Wydaje mi się ze te całe zawiłości dziennikowe wynikały z roztargnienia. Czasami żartowaliśmy sobie, że mnie podrywa, a jeśli mam być szczery to nawet ok. Chyba był w moim typie, nie licząc starczego wystającego brzucha. Podbródek mu trochę osiadł, ale czego wymagać od człowieka w jesieni życia, 32 lata to już naprawdę dużo. Poza tym miał całkiem "poczciwą" twarz i fajnie zarysowaną żuchwę. Lekko siwe włosy tylko dodawały mu uroku. Tak sobie siedząc i myśląc o mojej i sorowej podróży poślubnej przestałem słuchać zajmującego wykładu o działaniu filtra węglowego w masce typu słoń i ocknąłem sie, dopiero kiedy zadzwonił dzwonek. Pyra jak zawsze nie wsuną za sobą krzesła. Chuj. Już miałem przekroczyć próg klasy, kiedy Cezar złapał mnie za ramie i powiedział, żebym przyszedł do niego po lekcjach. Kiwnąłem głową i zwiałem. No co, pietram przed kontaktami międzyludzkimi. I gdzie jest Pyra?

Chockolate eyeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz