Rozdział 11

2.7K 294 202
                                    

Perspektywa Gumballa

- Książę... - wybił mnie z rozmyślań głos Melisy. - ... Jesteś jakiś nieobecny...

Spojrzałem na dziewczynę, przypominając sobie gdzie się aktualnie znajdujemy. Muzyka wpadała w ucho, ale taniec nie sprawiał mi żadnej przyjemności. Młoda szlachcianka uwiesiła mi się na ramieniu w trakcie, gdy ja próbowałem się jakoś z tego wymigać. Na szczęście był tak duży tłum, że nikt nie widział moich bezowocnych starań.

Nie będę kłamał, że zgodziłem się na to tylko i wyłącznie przez Marshalla. Nasza gra dopiero się zaczęła, a ja już byłem na przegranej pozycji. Malinka! To już chwyt poniżej pasa. To prawda, że nastąpiło między nami zbliżenie, ale nie mogłem racjonalnie myśleć pod wpływem kilku puszek piwa!

- Panie...

- Hę? - spytałem.

- Wszystko w porządku?

- Tak, tylko... skoczę po przekąski... - mruknąłem, odrywając się od kobiety.

Z ulgą skierowałem się do zastawionego bufetu. Chwyciłem pierwszą lepszą babeczkę, aby po chwili wgryźć się w nią zachłannie. Dosłownie chwila odpoczynku i wracam na parkiet... Tak... Niech Marshall zobaczy, że nie jestem taki łatwy... Odwróciłem się, aby ruszyć w drogę powrotną. W tej samej chwili wpadłem w czyjś tors. Straciłem równowagę dosłownie na sekundę. Poczułem czyjąś dłoń na swojej tali, która uchroniła mnie przed upadkiem. Podniosłem wzrok do góry, dostrzegając szkarłatne tęczówki przyjaciela. Próbowałem wyrwać się z jego uścisku, ale wampir tylko uśmiechnął się figlarnie, przyciągając mnie do siebie.

- Marshall... - syknąłem, czując, jak jego palce suną po moim biodrze.

Chłopak objął drugą dłonią mój policzek, delikatnie gładząc go kciukiem, a wzrok cały czas wlepiając w moje wargi.

- Zatańczysz ze mną? - spytał, zerkając mi głęboko w oczy.

Zaniemówiłem. Przełknąłem ślinę, spuszczając wzrok. W końcu odtrąciłem jego rękę i wyrwałam się z ciepłego uścisku.

- Nie! - zaprzeczyłem, czując jak się rumienię. - Lepiej wróć do stołu i... i spróbuj nie rzucać się w oczy... - zakończyłem niepewnie, odwracając się od mężczyzny i ruszając do przodu.

Jakież było moje zdziwienie, gdy poczułam dłonie chwytające moje biodra.

- Nie daj się prosić... - usłyszałem, czując jak przyjaciel ciągnie mnie do tyłu. Marshall odwrócił mnie do siebie przodem, po czym złączył nasze dłonie.

...........

- Na dzisiaj to już koniec... - oznajmiła guwernantka. - ... Do wieczora masz wolne...

Pokiwałem twierdząco głową, chwytając do dłoni stertę książek.
Spojrzałem ostatni raz w szare, beznamiętne oczy kobiety, aby chwilę później ruszyć w stronę drzwi.

- Postaraj się powtórzyć to na jutro, paniczu.

Bez słowa wyszedłem na korytarz. Poczucie ulgi ogarnęło całe moje ciało. Westchnąłem, uśmiechając się pod nosem. Mimo iż książki były ciężkie, nie zepsuło to mojego dobrego samopoczucia.
Upewniając się, że nikt mnie nie widzi ruszyłem biegiem w stronę schodów. Bieganie po korytarzach było w zamku zabronione, a sam syn księcia nie miał prawa przynosić hańby rodzinie. Tak... Wszędzie zasady i zasady! Czasami wydawało mi się, że nie miałem życia w swoim własnym domu rodzinnym...

A co, jeśli się domyśli? (Gumlee)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz