...

416 41 22
                                    


Shizuo

Byłem dość mocno wstawiony. Widziałem wszystko lekko zamazane, a karuzela w głowie nie pozwalała mi iść prosto. Typowe objawy upojenia, których doświadczałem raczej rzadko. Z moim pokręconym organizmem musiałem w siebie wlać całkiem sporo, a że alkohol do tanich nie należał raczej nie zdarzało mi się wypić tyle, żeby się upić.

Jakimś cudem dotarłem do paku i postanowiłem tam trochę odpocząć. Usiadłem na ławce, rozłożyłem ręce wzdłuż oparcia i popatrzyłem w przejrzyste gwieździste już niebo.

Do końca nie dowiedziałem się z jakiej to okazji, ale Kadota i Walker zaprosili mnie na wspólne picie. Czułem, że to skończy się źle, ale obaj tak długo mnie namawiali i dręczyli, że dla świętego spokoju się zgodziłem. Nie planowałem wypić dużo i jak to często bywa - na planach się skończyło. Walker odpadł dość szybko, ułożył się wygodnie pod ścianą i usnął. Kadota to co innego. Na początku wyglądał jakby w ogóle nic nie pił, gdy mi już lekko szumiało w głowie, co zaskoczyło samego mnie. Z czasem jednak zauważyłem, że ciężko utrzymać mu było głowę w pionie, a i polewana przez niego wódka rzadko trafiała do kieliszka.

Chciałem już odpuścić i pójść do domu, ale musiałem usłyszeć tekst tak dobrze wszystkim znany:

"Ze mną się nie napijesz?!"

I się napiłem. Po kilku kieliszkach Kadota w końcu padł zasypiając z głową na stole. Czując się całkiem dobrze postanowiłem pójść do domu. Dałem Simonowi znać, że się zmywam choć tak bełkotałem, że nie byłem pewny, czy mnie zrozumiał. Przed wyjściem pokazałem mu jeszcze, że ta dwójka śpi w najlepsze i oznajmiłem, że nie mam zamiaru się nimi zajmować i wyszedłem.

Chłodny wiatr i świeże powietrze trochę mnie otrzeźwiły, ale i tak ten cholerny helikopter nie chciał odlecieć. Wgapiałem się w niebo, gdy usłyszałem w krzakach na przeciwko jakieś pomruki. Wyraźnie słyszałem jak ktoś klinie na czym świat stoi. Zaciekawiony powoli podszedłem sprawdzić co to. Niestety ta suka grawitacja nie pozwoliła mi tak bezkarnie się skradać i wyrżnąłem pięknego orła. Przeleciałem przez krzew i wylądowałem na czymś miękkim. To coś było takie milutkie jak nowo zakupiony pluszak, aż chciało się do tego czegoś przytulać i miałem właśnie taki zamiar, gdy usłyszałem zduszony jęk. Poderwałem się szybko ( na tyle szybko na ile pozwalał mi mój pijacki stan) i popatrzyłem w dół.

Przede mną stał puszysty rdzawo-brązowy zając. O i nie był to jakiś zwykły zając. Miał około metra wysokości nie licząc uszu. Ubrany był w dziwny niebieski kubraczek, a w łapkach trzymał połamany koszyk.

- No i co się kurwa gapisz?! - warknął. - Patrz co narobiłeś! - pokazał na koszyk.

- Ja - przetarłem dłonią oczy i popatrzyłem jeszcze raz. Dalej tam był. - Przepraszam? - odpowiedziałem niepewnie.

- Przepraszam?! A co mi po twoich przeprosinach co? - obruszył się.

- Ja pierdole - szepnąłem i przeczesałem ręką włosy. - Simon skąd ty wytrzasnąłeś tą wódkę? - zapytałem w przestrzeń.

- To ja pierdole -odpowiedział rozeźlony, kicnął w moją stronę i zaczął zbierać pozgniatane jajka. Nagle podniósł na mnie wzrok i zaczął tak śmiesznie poruszać noskiem. - O na Wielkanocną Babkę, ale od ciebie jedzie.

- Tak wyszło - stwierdziłem, ale cały czas dziwnie się czułem z tym, że gadam z zającem.

- Słuchaj pijaku, wyszedł to babie placek łapiesz? Przez ciebie - szturchnął mnie łapką w brzuch - nie mam już żadnych jajek, więc muszę wrócić do nory po kolejny zestaw, a przez to nie zdążę pochować wszystkich na czas. Wylecę z roboty jak nic! A dlaczego? Bo się barmanowi pić zachciało! - popatrzył na mnie groźnie albo przynajmniej taki był zamysł, bo z taką słodką mordką nic mu z tego nie wyszło. - Nie wystarczyło ci, że cały dzień polewasz innym sobie też musiałeś polać?!

Wielkanocny kac?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz