19.06.2014 rok
Cześć Wszystkim!
Dzisiejszy dzień powinien być zapisany w naszej kronice!
Zacznę od tego, że razem z kolegami, posiadamy prawie nie objawiające się moce władania czterema żywiołami. Zabawne, naprawdę. Założyliśmy „spiskową” grupę, pod kryptonimem „The Vamps” i po lekcjach próbujemy je pielęgnować… albo uczyć się jak je zdobyć. Miliard książek przeczytanych przez Jamesa nie uczyniły z nas super bohaterów, a jedyne co umiem na razie zrobić, to zamrozić wodę i sprawić, że w całym pomieszczeniu będzie -20 stopni Celsjusza. Pan Plant, który kontroluje rośliny, stwierdził, że to kriokineza. Można sobie język połamać (albo zamrozić, haha!) wymawiając to. James, o którym już z resztą wspominałem, na lekcji transmutacji zamiast próbować zamienić siłą umysłu żabę w mysz, sprawił, że w całej klasie było ciemno. Właściwie, to nadal nie wiadomo czy to wina Jamesa czy Matta, który posiada elektrokinezę. Zgaduję, że oboje się do tego przyczynili. Pani Hudson się wściekła, cała klasa wybuchła śmiechem, a chłopcy kłócili się o to, którego to wina. Uwierzcie, że było to naprawdę komiczne, bo im bardziej się denerwowali, tym bardziej było ciemno. Brad, który jeszcze słabo panuje nad swoją mocą, wytwarzał małe ogniki, które krążyły po całej klasie rozświetlając ją. Wybiegłem z klasy, bo jak można się domyślić, bałem się, że cała sytuacja pogorszy się jeszcze bardziej, gdy w klasie będzie nagle istna Syberia.
Później mieliśmy tylko pirokinezę i każdy próbował wzniecać ogień, tylko Bradley’owi się udawało, a jakaś dziewczyna, nie pamiętam jej imienia, przypadkiem podniosła panią Young. Biedna pięć minut trzepotała nogami nad podłogą, dopóki ktoś nie wpadł na pomysł, żeby zawołać doświadczonego nauczyciela i dopiero wtedy udało się ją ściągnąć. Dziewczyna musiała trafić na skrzydło szpitalne, bo jak sama mówiła „nie wiedziała, że tak umie”! Co śmieszniejsze, pani Young była w jeszcze większym szoku, a ze zdenerwowania krzyczała, że nie ma zamiaru leżeć obok tej dziewczyny!
Jesteśmy tak bardzo inną szkołą, że takie rzeczy to… normalna sprawa. Podobno kiedyś u starszaków, John, szkolny osiłek, czytał nauczycielce w myślach i rozpowiedział kolegom jej fantazje łóżkowe! Ile jest w tym prawdy – sam nie wiem i może nawet nie chcę wiedzieć, ale miał później szlaban i było bardzo blisko, aby go wyrzucili! Parę osób się za nim wstawiło, w tym kilku nauczycieli, więc dostał tylko zawieszenie i na tym się skończyło. Nadal sądzę, że karę dostał za kłamanie, a nie zobaczenie jej myśli.
Chcę Wam przybliżyć co tutaj robimy, bo być może i Wy zauważyliście u siebie „dziwne” zachowanie i nie wiecie co z tym zrobić i do kogo zwrócić. Avengers University of Powerful Students jest jedyną taką szkołą w Europie, a być może i na całym świecie!
Jest pięć klas. Zależy w jakim stopniu nasza moc jest rozwinięta, do tej grupy trafiamy. Później wypuszczają nas w świat, a my staramy się być dobrymi super bohaterami. Często nie ma naszych nauczycieli, bo "są w misji". Może i brzmi to jak wyjęte z jakiegoś filmu science-fiction, ale tak jest naprawdę. Często się słyszy, że ktoś został "cudem" uratowany. Tak, to my jesteśmy tym cudem. Każda moc jest dobra, uwierzcie. Nie ma czegoś takiego jak bezużyteczny człowiek. Raz byłem w misji właśnie z panem Plantem i wiecie co? Gdyby nie ja, to cały budynek szkolny poleciałby z hukiem, przez jakiś głupi pomysł uczniów. Njalepsza jest satysfakcja, że komuś pomogłeś, że uratowałeś komuś życie, że... dzięki Tobie, i tylko Tobie, ta osoba może dzisiaj normalnie się poruszać, mówić i oddychać. Współpracujemy z angielską policją, dlatego wiemy na bieżąco, co się gdzie dzieje i możemy przybyć na czas. Kiedy służby od razu wiedzą, że zajmie im za dużo czasu przybycie na miejsce albo że sobie nie poradzą, dzwonią do nas na radio, a my jesteśmy na miejscu zdarzenia w kilka minut. To naprawdę świetne, że jest u nas tyle osób, każda z inną mocą, każda wyjątkowa! Jesteśmy avengers, ale nie możemy wykorzystywać swojej mocy do krzywdzenia innych.
A jak Wam minął dzień?
Tristan
19.06.2014 rok
Nigdy nie zrozumiem swojego ojca. Jesteśmy do siebie tak bardzo podobni, że to niemożliwe, abym go zrozumiała. Te zdanie nie ma sensu. Chodzi o to, że oboje mamy takie same charaktery, jesteśmy cholernie nieprzewidywalni, a co za tym idzie, on rzuca kłody pod nogi mi, a ja jemu. Kochana rodzina.
Zawsze to samo. Puste słowa „My się tylko o Ciebie martwimy”. Szkoda, że dopiero teraz, kiedy wróciłam ze szpitala, jestem pod opieką psychiatry i na milionie tabletek dziennie. Śmiać mi się chce. Mówili innym, że byłam na obozie, pewnie, tak było prościej. Idealna rodzinka i ja, wyrzutek, miło mi, pozdrawiam. Są takimi cholernymi hipokrytami jakich mało. „Jesteśmy bardzo tolerancyjni”, a za 5 minut po zobaczeniu pary homoseksualnej na mieście: „Co to ma być?! Jak tak można?! To jakiś żart? Do czego to doszło, ludzie święci!”. Przepraszam, ale co?
Nie uznają też depresji jako choroby. Zwłaszcza u mnie. Dlatego, kiedy dzisiaj mój psychiatra do nich zadzwonił, aby obwieścić jakże wspaniałą wiadomość, odpowiedzieli mu, że chyba zaszła pomyłka, bo przez dwa miesiące zachowywałam się normalnie, nie można było nic takiego zauważyć, nie mam blizn, nie jestem zamknięta w sobie, więc to NIEMOŻLIWE, abym miała depresję. Powiedzieli to ludzie, z którymi spędzam… półgodziny(?) dziennie. Wygląda to tak, że wstaję rano – ich nie ma, przychodzę ze szkoły – zdarzy się, że któryś z nich jest, więc zjemy wspólnie obiad, resztę czasu przebywam w pokoju lub wychodzę z domu. Wymienimy dwa zdania i na tym się kończy relacja rodzice-dziecko. Nick bardzo często przebywa u babci, jedynie na weekendy przyjeżdża do domu, bo wtedy jest chociaż mama w domu. On chyba najbardziej przeżywał mój pobyt w szpitalu. Codziennie do mnie dzwonił i zrobił w końcu strasznie wysokie rachunki dla babci, ale pomijając ten fakt, jest bardzo kochany. Zawsze jak widział, że wyrzucam jedzenie po prostu zabierał ode mnie talerz i wciskał w siebie to, czego ja nie zjadłam. Bystrzak jak na 8-latka.
Jestem raczej typem samotnika, nie umiem zaufać ludziom i z tego, co mówi pan Brooks, mam schizofrenię. Nie potrafię przejść przez korytarz szkolny nie myśląc, że wszyscy na mnie patrzą, a kiedy usłyszę chichot, mam wrażenie, że śmieją się ze mnie. Nie chodzi o to, że cały świat kręci się wokół mnie, ale po prostu… czuję jakby wszyscy mnie obgadywali, mówili o tym, jak się ubrałam i jak wyglądam. Zaczęło się od tego, kiedy wyszłam ze szpitala, cała szkoła o tym szumiała i nie potrafiłam sobie powiedzieć „Hej, przecież gówno wiedzą, nie zwracaj uwagi”, podsycałam sama siebie. Właściwie nadal to robię. Hm, jest Angelika, lubię ją, bo nie jest natrętna i też jest samotnikiem. Jeśli pogadamy chociaż na jednej przerwie, to jest mi od razu lepiej. Niestety, nie chodzi ze mną do klasy i nie uczy się tych samych przedmiotów co ja, ponieważ kręcą ją przedmioty ścisłe. Tak, Angel, jesteś dziwna pod tym względem.
Dzisiejszy dzień obył się bez zbędnych ekscesów, na szczęście. Angeliki nie było w szkole, nie wiem dlaczego, pewnie się przeziębiła, bo kilka dni temu była na jakimś obozie biologicznym. Jeśli chodzi o rodziców, to nie ma obojga. Jestem sama w domu do jutrzejszego wieczora. Przez dwa miesiące bycia w szpitalu mam teraz straszne zaległości, tak więc, fizyko, strzeż się, nadchodzę!
(EDIT. 3 godziny później)
Padam na twarz, dosłownie. Tata dzwonił, że wróci jutro przed południem, a mama bez zmian, wieczorem. Pytał jak się czuję i czy coś jadłam. Jeśli sok można nazwać jedzeniem, to tak, a jeśli według nich nie mam depresji, to wspaniale. Zapytał jeszcze dlaczego nie śpię. Hm, może dlatego, że skoro dzwonisz, to musiałam odebrać? Tak, nie lubimy się nawzajem. Nie potrzebuję od nich litości, potrzebuję tylko zrozumienia, przytulenia i powiedzenia chociaż „Dasz radę, Słońce, jesteśmy razem z Tobą”, ale nie, oni wolą płacić od cholery kasy na psychotropy i psychiatrę. Owszem, tak jest prościej, bo nie mają na to czasu, ale chyba głupie 5 minut dziennie mogliby poświęcić mi albo Nickowi, tak? Tak. Nie potrafią słuchać, nigdy nie potrafili i już się tego nie nauczą. Przykre.
Zabierzcie mnie stąd, proszę. Daleko stąd. Jak najdalej. Do Krainy Wiecznej Szczęśliwości czy gdzieś do bram Hadesu.
A jak Wy się czujecie dzisiaj?
Tina x