Strasznie tu twardo... w nocy było jakoś tak... inaczej. Otwieram oczy. Spałam na kanapie.
Co?
Niezdarnie podnoszę się do siadu i rozglądam po pokoju.
Stolik, fotel, telewizor, lodówka, Austin, miska z owocami. Wszystko po staremu.
Chwila, coś... coś mi tu nie pasuje... Austin?!
Przecieram oczy w nadziei, że to sen ale on dalej tam siedzi.
Bezczelnie siedzi na MOIM krześle, przy MOIM stole i pije MOJĄ kawę w MOIM kubku, na dodatek w MOIM mieszkaniu.
- Co ty... - zaczynam i nagle wszystko mi się przypomina.
Sen, impreza, narkotyki, jednorożce i motylek. Tak, motylek.
- Proszę. - z zamyślenia wyrywa mnie głos bruneta, który nie wiem skąd znalazł się przede mną i podaje mi kubek z herbatą.
Patrzę na niego jak na kosmitę. Co tu się stanęło?
- No weź, nie jest zatrute. - przewraca oczami, śmiejąc się i podsuwa bliżej kubek.
To, że tak powiedziałeś nie znaczy, że tak jest.
Powoli odbieram od niego herbatę i... dlaczego nie kawę?
- Herbata? - pytam.
Nie, smoła idiotko.
- Przecież wiem, że nie lubisz kawy. - mówi, jakby to było oczywiste.
A no tak... zaraz, co?
- Skąd? - otwieram szerzej oczy.
- Nie trudno się było domyślić po twojej ostatniej rozprawce, w której za wszelką cenę starałaś się udowodnić, że kawa prędzej czy później zbuntuje się i zapanuje nad światem. - zaczyna się śmiać.
Faktycznie. Pozwólcie, że to przemilczę.
- Emm... zapomnijmy o tym. - czerwienię się. - Jest Jen? - pytam, mając nadzieję, że nie zauważy tej jakże profesjonalnej zmiany tematu.
- Jest. - wstaje powoli z podłogi i siada obok mnie. - Ma gościa. - puszcza mi oczko a ja oszołomiona zrzucam z siebie koc i podchodzę do białych drzwi z naklejką jednorożca.
Pukam.
Po co ja pukam, do cholery?! Otwieram drzwi i przez szparę dostrzegam Jen i Jaspera. Aww...
Umm, czy oni? Nieee... ale gdyby tak nie było pewnie nie spali by nago pod kołdrą.
O kurwa.
Wracam się szybko do pokoju i rozglądam po szafkach.
- Co się dzieje? - brunet wygląda jakby nic nie rozumiał.
A czy on kiedykolwiek coś rozumiał?
- Telefon! - krzyczę szeptem.
- Co?
- Gdzie ten telefon?! - biegam po kuchni.
- Masz mój. - podaje mi urządzenie a ja niczym kobieta kot zakradam się do sypialni Jenny.
Po drodze oczywiście zrzucam zegarek z komody.
Kobieta kot.
Tsaa... kobieta słoń raczej.
Podnoszę go błyskawicznie i odkładam spowrotem.
Podchodzę do łóżka i włączam aparat w telefonie Austina.
Zdjęcie. Cholera , nie wyłączyłam dźwięku.
CZYTASZ
It Is Never Easy
Teen Fiction- Dlaczego mi to kurwa robisz? - usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. - Co takiego? - pochyliłam się nad nim. - Przecież mnie nienawidzisz, powinieneś się cieszyć. - Nie widzisz, że wcale się nie cieszę? - wstał a nasze twarze dzieliło już za...