Brad
-Proszę nie zostawiaj mnie samej- powiedziała Braelyn Rose łapiąc mnie za rękę i patrząc na mnie wzrokiem, którego nigdy wcześniej u niej nie zauważyłem
Zdecydowanie nie pasowała do tego obrazka stworzonego z szarych budynków ginących w ciemnej nocy. Ubrana w jeansowe spodenki i białą koszulę, powinna bawić się na imprezie, a nie prosić ostatnią osobę z towarzystwa, aby nie szła do domu.
Nie znałem jej zbyt długo. Przyjechała do naszego miasta na początku wakacji i została włączona do naszej paczki przez Mike'a, jej kuzyna. Pomimo to, po kilku tygodniach udało mi się poznać ją bardzo dobrze i powoli uczyłem się odczytywać kłębiące się w niej emocje.
Patrzyła na mnie wyczekująco, a ja nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Było już po pierwszej i chociaż trwały wakacje, wiedziałem, że moja mama nie będzie zbyt szczęśliwa z kolejnego późnego powrotu. Odruchowo spojrzałem w stronę mojego domu, a potem znowu na Braelyn.
- Dlaczego tak bardzo nie chcesz wracać?- spytałem, bo wiedziałem, że problem właśnie w tym tkwił
Braelyn zamiast udzielić mi normalnej odpowiedzi, założyła ręce i przestąpiła kilka razy z jednej nogi na drugą. Przekręciłem oczami, bo wiedziałem, że oznaczało to, że raczej nie ma zamiaru mnie oświecić. Zdążyłem już zauważyć, że dziewczyna nie jest zbyt chętna, żeby opowiadać o swoim powodzie przyjazdu do miasta. Wiedziałem jakiej muzyki słucha, co sądzi na temat aborcji, albo eutanazji, jakie miała plany na przyszłość i co robiła, kiedy nie mogła spać, ale nie miałem pojęcia dlaczego tak unika przebywania w domu swojej własnej ciotki. Z tego co udało mi się wyciągnąć od Mike'a, spędzała u nich całe wakacje ze swoją mamą. O resztę głupio mi było pytać.
-Powiem ci o wszystkim, ale nie tutaj- odpowiedziała, ale wcale jej nie uwierzyłem
Co jednak mogłem z nią zrobić w środku nocy, gdy wszyscy nasi wspólni znajomi już rozeszli się do domów, a Mike mi zaufał i poszedł spotkać się z Crystal? Może jego zachowanie nie wydawało się zbyt odpowiedzialne, ale Braelyn miała już swoje siedemnaście lat, a odkąd zacząłem z nią rozmawiać, uświadomiłem sobie, że jej wiek emocjonalny wskazuje o wiele więcej.
-Dobra. Chodźmy więc do mnie
Podjąłem szybką decyzję, bo kręcenie się przez kolejną godzinę bez celu po mieście mi się nie uśmiechało. Poza tym mogliśmy wpaść w niezłe kłopoty, gdyby tylko policja nas złapała.
Westchnąłem i odruchowo wsadziłem dłonie w kieszenie mojej jeansowej kurtki. Tym samym uświadomiłem sobie, że od popołudnia temperatura nieco spadła, a Braelyn musiało być zimno.
Szybko zdjąłem kurtkę i wyciągnąłem w jej stronę.
-Daj spokój. Wyglądasz jakbyś potrzebował jej bardziej niż ja
Całe Braelyn, szczera do bólu, ale zupełnie nie w momentach, kiedy było to potrzebne.
Ostatecznie i tak wcisnąłem jej tą cholerną kurtkę, a potem skierowaliśmy się do mojego domu. Oboje stwierdziliśmy, że lepszym wyjściem będzie użycie tylnych drzwi i nienarażanie się na spotkanie mojej mamy, która zapewne od razu zaczęła by wypytywać, czy jesteśmy razem i dlaczego wracaliśmy tak późno.
Zamknąłem za nami drzwi mojego pokoju, a kiedy się odwróciłem, Braelyn już rozglądała się dookoła, próbując dostrzec cokolwiek w półmroku.
Nie chcąc nas narażać na zbyt dużą różnicę światła, włączyłem małą lampkę przy łóżku, a Braelyn natychmiast stwierdziła:
-Ładnie tu masz. Wszystko jest takie, jakiego się spodziewałam.