2 miesiące później...
Mecz już za kilka minut. Nasza wychowawczyni, i równocześnie trenerka, jak zwykle bardzo nas zmotywowała. „Dajcie z siebie wszystko" powtarzała. Jakie szczęście, że wszyscy z nas jej posłuchali.
Po mojej chorobie praktycznie nie został żaden ślad. Już nagle nie robi mi się słabo, nie mdleje, nie muszę jechać z tego powodu do szpitala. Wyzdrowiałam całkowicie. Jestem z siebie tak bardzo dumna, bo wygrałam. Zaraz też się okaże czy wygram mecz...
Oczywiście gram, Eva z lekką zazdrością patrzyła na nas i chyba bardzo chciała na nim zagrać. Być może miała w niektórych kwestiach rację – dałam więc jej szanse i na drugą zmianę za mnie pójdzie ona. Ja w tym czasie będę równie mocno im kibicowała.
Na początku gra była bardzo wyrównana, nie można było jednoznacznie stwierdzić kto ma przewagę. Z czasem zdobywaliśmy coraz więcej punktów. Jednak trwało to kilka minut, po czym więcej punktów zyskali rywale. Nadszedł czas, by zamienić się z Evą. Usiadłam na jej miejscu, zaś dziewczyna od samego początku wejścia na boisko chciała pokazać jaka jest świetna. Niby punkty znowu się wyrównały, mieliśmy coraz większą szanse na zwycięstwo, ale nadal trzeba będzie ciężko pracować na to.
Popatrzyłam się na widownie wokół. To niesamowite, że tylu ludzi chciało zobaczyć to wydarzenie. Wśród nich wszystkich czułam się bezpiecznie i otoczona ludźmi, którzy mnie rozumieją.
Patrząc tak na nich, na samym końcu, na najwyższym stopniu ujrzałam kogoś. Tym kimś był Finn...
Co jakiś czas patrzył na mecz, po czym skierował wzrok na mnie, lekko się uśmiechał i znów obserwował graczy. Byłam nie tylko w wielkim szoku, ale i równie ogromnym strachu. Nie wiedziałam do końca co zrobić. Zostać czy uciekać jak najdalej. Powiedzieć komuś czy to utrzymać w tajemnicy. Jakby co nie odzywać się do niego czy spróbować to wszystko wyjaśnić i wytłumaczyć.
Po paru minutach zdecydowałam; Pokazałam mu ręką żeby poszedł za mną, po czym wstałam i udałam się do budynku.
W sumie ciągle nie wiem czy dobrze zrobiłam, bo po co miałabym marnować na niego chociaż te kilka minut? Mocno mnie zranił, ale teraz przynajmniej mam okazję dowiedzieć się coś o tych snach.
Właśnie, dokładnie taki był plan: Wybrać opcję już nigdy go nie zobaczenia(to oczywiste) i zrozumienia snów. Szkoda, że nie poszedł zbytnio po mojej myśli, jak zawsze z resztą...
Gdy pojawił się w drzwiach powróciły wszystkie wspomnienia, w których to rzekomo udawał "perfekcyjnego chłopaka"; ratował mnie, bronił i pocieszał. Złe jest też to, że zmarnowałam na niego 2 pocałunki, do tego byłam w tamtych momentach przekonana, że są prawdziwe...
-Nie ma tu na pewno tego chłopaka? - zaczął i lekko się zaśmiał.
-Nie. Jego obecność nie będzie konieczna na mniej niż 5 minut. - odpowiedziałam z dumą - Zwłaszcza, że później już się "podobno" nie spotkamy.
-O, widzę, że wyrobiłaś się bardzo w porę - zaśmiał się jeszcze głośniej - No, bardzo szybka jesteś, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji.
-Haha, bardzo śmieszne. Nie zgrywaj głupka - odezwałam się.
-Nikogo nie zgrywam, stwierdzam tylko fakty. - zaczął się do mnie zbliżać, nie chciałam tego, więc błyskawicznie się cofnęłam - Hej, przecież nic Ci nie zrobię, nie musisz się mnie bać.
-Ja bym tak tego nie ujęła. Poza tym nie boję się, tylko bronię. Już nigdy nie pozwolę, żebyś mnie dotknął!
Znowu się zaśmiał. Boże, jak on mnie denerwuje.
CZYTASZ
Gdyby jednak...?
Dla nastolatkówMoje alternatywne zakończenie filmu 'Ósmoklasiści nie płaczą', w którym Akkie wyzdrowiała i musi zmagać się z innymi problemami życia codziennego. (Stan na 2024: ciągle trwają poprawki gramatyczne, stylistyczne itd.) Część druga również w toku!