(20 czerwca 2014 rok)
Banda fałszywych twarzy. „Szkoła daje Ci poczucie bezpieczeństwa”? Gówno prawda. Jedna wielka ściema. To groźniejsze miejsce niż więzienie dla pedofilów! To po prostu… ech, ryczeć mi się chce jak znowu o tym pomyślę. Wszyscy przeciwko mnie, nawet rodzice! Chorzy ludzie, a to ja powinnam się leczyć! Co się dzieje, po prostu, co się dzieje. Jestem tak zdenerwowana, że nie wiem, czy dam radę coś jeszcze napisać. Ach, no i prawdopodobnie będę miała szlaban jak mama wróci, więc na pewno nie uda mi się nic więcej Wam napisać.
Życzcie powodzenia.
(20/21 czerwca 2014 rok noc)
Dopiero rodzice skończyli prawić mi kazanie odnośnie tego, jak jeden głupi wybryk w młodości może zaprzepaścić mi całą karierę zawodową i reputację. Szkoda, że moja reputacja i tak jest już przeżuta, opluta, zmieszana z błotem, bita kamieniami i co jeszcze nie tylko, więc nie mam się czym za bardzo martwić. Mówili też, że tylko co wyszłam ze szpitala, więc nie będą dawali mi szlabanu, bo to tabletki mogą tak na mnie działać, hormony mi buzują, taki wiek, w następnym roku szkolnym będzie lepiej i uwaga, teraz najlepsze, zmienię szkołę, więc wszystko powinno się jakoś ułożyć!
Mam iść do Szkoły dla Trudnej Młodzieży, ja, rozumiecie to? Z ręką na sercu, ale nie ogarnę nigdy dlaczego. Ich powód? „Nie dajemy sobie z Tobą rady. Tina, zrozum nas, że nie możemy sobie pozwolić na wychowywanie Ciebie, a tam się Tobą dobrze zajmą. Zaczniesz życie od nowa, może się zmienisz, przemyślisz to, co zrobiłaś. Dasz radę, pomyśl, że to takie same miejsce jak szpital, tylko spędzisz tam cały rok szkolny.” Przepraszam, możecie to powtórzyć?
Mam ochotę wyjść z siebie, stanąć obok i trzasnąć drzwiami albo walnąć się po twarzy, bez znaczenia. Dlaczego zawsze tak jest, że nie potrafią mi uwierzyć? Nie potrafili mnie nawet dzisiaj wysłuchać, kiedy próbowałam bezskutecznie im powiedzieć, o co poszło i dlaczego to zrobiłam. To wszystko jest takie skomplikowane, oni są skomplikowani. Nawet Angel nie może mi pomóc, bo nie wie o co chodzi. Dlaczego muszę przechodzić teraz przez taką katorgę i piekło? I to w dodatku sama? Dlaczego nie mam kogoś, kto by mnie po prostu teraz przytulił albo przeleciał tysiąc kilometrów tylko po to, abym nie czuła się samotna?
Jestem idiotką. Wy dalej nie wiecie, o czym ja tak właściwie piszę. Moi rodzice dostali dzisiaj telefon od pani dyrektor z taką wiadomością: „Pańska córka, Christina Blandford, pobiła starszą o rok Anastasię Smith. Dziewczyny obecnie są u naszej szkolnej pielęgniarki, która opatrzy im wszystkie rany spowodowane bójką. Prawdopodobnie, Christina zostanie zawieszona w prawach ucznia. Prosimy niezwłocznie przyjechać do naszej placówki szkolnej.” Tata był w takim szoku, że nie umiecie sobie tego wyobrazić, z resztą, ja też nie. Jedynie słyszałam jak mówił do mamy, że stał osłupiały, bo jak twierdził „To było niemożliwe i nie do pomyślenia, że w tak głupi sposób, mogłam splamić dobre nazwisko naszej rodziny.” Kiedy był już w szkole, to nawet słowem się do mnie nie odezwał, bo jego spojrzenie wyrażało wszystkie emocje i uczucia, o jakich mogłam sobie pomyśleć. W jego zielonych tęczówkach widziałam pogardę i obrzydzenie co do mojej osoby oraz strach przed tym, co powie pani dyrektor, a jednocześnie błyskała w nich iskierka nadziei, że może jednak nie będzie aż tak źle. Sama nigdy się tak jeszcze nie bałam, poważnie.
Jestem wybuchową osobą, więc kiedy ta cała Anastasia zaczęła się mnie czepiać o ubiór i o pobyt w szpitalu, to oczywiste, że nie wytrzymałam i się na nią rzuciłam. Suka zrobiła to specjalnie, jestem tego pewna. Była ciekawa, do jakiego stopnia potrafię znieść docinki. No i pewnie też dlatego, żeby jutro mówić na prawo i lewo, że już teraz wiadomo, że nie byłam w szpitalu przez zaburzenia odżywiania, tylko przez mój „chamski charakter”.