Zaczęło się

980 54 4
                                    

Abigail's prov

Obudziła mnie duchota, która panowała w całym pokoju. Pośpiesznie wstałam i uchyliłam okna. Chłodny wiatr opatulił moje ciało, odetchnęłam z ulgą. Zapowiadał się piękny dzień , pełen słońca i ciepła. W głowie przemknęła mi myśl, żeby iść na spacer.

Z oddali usłyszałam radio.
Pewnie beta Evana - mruknęłam pod nosem, zawsze lubił słuchać głośno radia, a gdy leciała muzyka pogłaszał jeszcze bardziej.

Evan zawsze we wtorki odwiedzał firmę ojca, zastępował go na każdej płaszczyźnie. Byłam z niego dumna, radził sobie na prawdę dobrze, w dodatku to wszystko spadło na niego tak nagle.

Wpatrując się tępo przed siebie, odczułam kłócie w okolicy żołądka i nie było ono spowodowane głodem.
To tęsknota, tęsknota za domem, rodzicami, Jasonem, muzyką....

Wpadłam na pewien pomysł. Wydawało mi się , że podczas pamiętnego spotkania w salonie z Jeffrey'em mignęło mi pianino. Od razu moje palce zaczęły chodzić w takt dobrze znanej mi melodii. Ruszyłam do szafy, zaciągnęłam na siebie rozciągnięte czarne legginsy i czarną bluzkę z długim rękawem Evana. Naciągnęłam jeszcze adidasy i ruszyłam do pokoju wspólnego.

Odnalazłam wzrokiem pianino, mój wzrok ześlizgnął się jeszcze na pobliską okolicę i stwierdziłam, że potrzeba tu remontu.
Usiadłam przy instrumencie, zagrałam kilka dźwięków na próbę, brzmiało idealnie.
Zaczęłam grać, przymknęłam powieki. Dałam się ponieść muzyce. W mojej głowie pojawiły się obrazy, wspomnienia. Grałam prosto z serca, grałam to co czułam. Potrzebowałam dać upust tym emocjom. Moja gra przypominała trochę płacz, przygnębienie, wielką tęsknotę.

Skończywszy grać odetchnęłam z ulgą i zacisnęłam mocniej powieki, nie chciałam wypuścić żadnej, nawet najmniejszej łzy na światło dzienne. Odkręciłam się na stołku i osłupiałam.

Przede mną stał Alan, Jeffrey i jeszcze kilka innych wilków. Poczułam gorąco na twarzy. Zaczęłam ich badać zdezorientowanym wzrokiem.

-Pięknie grasz - stwierdził Jeffrey, podnosząc przy tym brwi do góry. - wszyscy jak tu stoimy się wzruszyliśmy.
-Eee, to super.... może ja już pójdę..
Poderwałam się gwałtownie z taboretu i ruszyłam przed siebie.

Lekko zakręciło mi się w głowie, podparłam się ścianą, w dobrym widzeniu przeszkadzały mi jeszcze fioletowo czarne mroczki. Zaczęłam gwałtownie mrugać. Zaraz po tym poczułam czyjeś silne ręce na talii.

-Wszystko dobrze , Abigail!? - głos Jeffa dobiegał jakby zza ściany.
-Mhmmm.....
-Pomóżcie mi ją położyć na kanapę!
Bezwładnie pozwoliłam, aby mnie złapali za ręce i nogi i przenieśli w wyznaczone miejsce. Podetknęli mi poduszki pod głowę i przynieśli wodę. Upiłam łyk i jęknęłam. Poczułam ból w okolicach brzucha, mechanicznie się za niego złapałam. Zaczęłam ciężko oddychać.
-Dzwońcie po doktora i Evana! Natychmiast! Wezwać mi betę, ale już! Alan zostajesz ze mną, znaleźć jeszcze omegę i przysłać tutaj. Abigail, nie wiem jak mogę ci pomóc.
-To wszystko przez.....-urwałam w połowie, bo przecież nikt jeszcze nie wiedział o mojej ciąży.
-Abigail mów! - krzyknął na mnie , ale zaraz potem skruszał - proszę cię , muszę wiedzieć jak ci pomóc.
-Jestem w ciąży....-wyszeptałam i spuściłam wzrok.
-Co? To fantastycznie! Będę wójkiem! Juhu!
-Skąd ta radość Jeff? - spytał jakiś chłopak.
-Abigail, to nasz nowy beta, Simon. Obok niego, Adel omega. A radość stąd, że nasz alfa spodziewa się potomka.
Spojrzałam na nich spod opadających powiek, widziałam szok i szczęście.
-To wspaniale! -zaświergotała Adel.
-Słuchaj Simon wiem, że jesteś betą ale Evan kazał mi się wszystkim zająć pod jego dzisiejszą nieobecność. Mam prośbę, zajmij się tym konfliktem, miałem się dowiedzieć co z naszymi wysłannikami, ale sam widzisz , teraz Abigail mnie potrzebuje. Adel i Alan, wy zróbcie zwiad, muszę mieć stu procentową pewność, że jest tu bezpiecznie.
-Taak jest ! - powiedzieli chórem i ruszyli.
-A teraz zaprowadzę cię do sypialni, musisz odpocząć.
-Panie Jeffrey - odezwał się nieśmiało jakiś chłopak, na oko miał może z siedemnaście lat. - lekarz będzie za parę minut, obiecał się spieszyć...
-Dziękuje, najlepiej jakbyś na niego czekał i przyprowadził do sypialni alfy.
Kiwnął głową na znak zrozumienia i spuścił głowę.
Jeffrey pomógł mi wstać i chwycił mnie w pasie tak, żebym mogła się na nim podeprzeć.

-Dziękuje - wycedziłam przez zęby , strasznie się źle czułam - poradzę już sobie. - zmusiłam się na lekki uśmiech, ale miałam wątpliwości czy mi wyszedł.
-Nie masz za co - westchnął, uśmiechnął się i skierował się w stronę drzwi.
-Eee, Jeff? - zupełnie nieoczekiwanie do głowy przyszło mi jedno pytanie.
-Tak?
-Jakoś wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby spytać. Bo przecież ty też jesteś alfą, nie masz swojej Luny?
-Naturalnie, że mam. - widziałam zaskoczenie w jego oczach.
-Nie tęsknisz za nią?
-Widzę się z nią co drugi dzień, nie wytrzymałbym takiej rozłąki..
-Nic nie wiedziałam..
-Evan wie, z resztą ty masz teraz co innego na głowie. Musisz odpoczywać widzę, że ty tej ciąży tak lekko nie przechodzisz, nie widziałem cię od kilku dni.
-No wiesz, w końcu mogłam oderwać się od muszli klozetowej i normalnie się przejść...
-Nie wiem jak ci pomóc, może lekarz coś pomoże , niedługo powinien być. Moja mate przechodziła ciążę lekko.
-A więc jesteś ojcem!
-Mam syna - wypowiedział to z dumą.

Przerwało nam pukanie do drzwi.
-To ja lecę, Evan już pewnie o wszystkim wie, więc niedługo powinien być, trzymaj się niezwykła luno.
Opuścił moją sypialnie i zaraz za nim wszedł młody lekarz. Troszkę byłam zdziwiona, bo ostatnio badał mnie ktoś zupełnie inny.
-Dzień dobry, mam na imię Michael, jestem jednym z lekarzy naszego alfy. Co się dzieje?
-Zapewne pan wie, że jestem w ciąży..
-Tak, zapoznałem się z wynikami, zrobiłem to w drodze, więc mogłem coś przeoczyć, ale na pierwszy rzut oka wszystkie badania wyszły dobrze.
-Tak tylko, że nie jest lekko. Praktycznie od dwóch tygodni wymiotuje, już myślałam, że zmaieszkam w łazience. Kiepsko się czuje, mdleje..
-Niech się pani uspokoi, niektóre kobiety tak mają, niech pani weźmie pod uwagę to, że jest człowiekiem, a Evan to wilkołak.
-Sugeruje pan...?
-To tylko sugestia, ale może być prawdziwa, niech pani dużo odpoczywa, a teraz zbadam panią.

Po wykonanym badaniu spojrzał się na mnie i stwierdził, że musi przypisać mi coś na wzmocnienie.
-Mam przy sobie tak się składa witaminy, i resztę . Proszę witaminy brać codziennie, resztę wedle potrzeb , choć zalecam tylko w nagłych wypadkach....

Urwał, bo drzwi pokoju otworzyły się z łoskotem.
Evan!
-Kochanie, nic ci nie jest? - spojrzał z obawą w oczach.
-Spokojnie, tylko omdlenie, już zbadał mnie doktor Michael.
-Dziękuje, może pan już wyjść, proszę przyjść do mnie jutro wraz z Robertsonem.
Skinął tylko głową i wyszedł szybkim krokiem.
-Przestraszyłem się....na pewno wszystko okej? Jak się czujesz ? Jadłaś coś ?
-Już jest lepiej, nie, nie jadłam.
-Abigail Peters!
-Nie miałam ochoty...
-Jesteś w ciąży, musisz jeść, zaraz dostaniesz jedzenie. - wyjął telefon i mruknął do niego coś niezrozumiale. Po chwili jednak zmarszczył czoło, a na jego twarzy pojawił się grymas.
-Zaraz tam będę , jeśli trzeba , atakować. - rozłączył się i cmoknął mnie w czoło - przepraszam, ale muszę lecieć. - po czym wybiegł prawie wywalając drzwi.
Nie pozostało mi nic tylko czekać na jedzenie, bo szczerze powiedziawszy zrobiłam się głodna. Wzięłam więc pierwszą lepszą książkę w rękę i zaczęłam ją wertować.

-Mogę wejść?
-Tak, tak...- mruknęłam zaczytana lekturą.
Usłyszałam chrząknięcie, uniosłam oczy w górę.
-Alan? Od kiedy beta przynosi jedzenie Lunie?
-Powiedzmy, że zaszła wyjątkowa sytuacja, no smacznego, dzisiaj spędzę z tobą resztę dnia, żebyś się nie nudziła.

××××××××××××××××××××××××××



Ty? Moją mate?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz