Zmrużyłem niezadowolony oczy, gdy niespodziewanie oślepiło mnie światło ulicznej latarni. Głowa bolała niemiłosiernie, ścierpnięte mięśnie nieprzyjemnie mrowiły, a chłód nocy sprawił, że moje wargi odrobinę zsiniały. Pozycja w której przyszło mi spać była naprawdę niewygodna, ponieważ ostatnie kilka godzin spędziłem drzemiąc oparty o szybę autobusu. Wnętrze było wciąż ciemne i senne, jednak pozostali pasażerowie również zaczęli się wybudzać ze snu i szykować do wyjścia.
Wyjrzałem przez okno dzięki czemu zauważyłem, że krajobraz diametralnie się zmienił, ponieważ wjeżdżaliśmy już do Seulu. W oddali potrafiłem dostrzec zarysy monumentalnych budynków, które do tej pory oglądałem jedynie w telewizji. Widok ogromnego miasta przytłoczył mnie i powoli zacząłem sobie uświadamiać wszystkie konsekwencje nieprzemyślanych decyzji, które przyszło mi podjąć przez ostatnie kilkanaście godzin.
Serce biło mocno w moich piersiach, słyszałem jego głośny rytm powodowany strachem. Byłem zupełnie sam i nie istniała nawet jedna osoba, na której w tamtym momencie mógłbym polegać. Wilk bez stada znajdował się na przegranej pozycji i każdy to wiedział, tego uczono szczenięta od najmłodszych lat, a ja wykazałem się skrajną głupotą, ponieważ sam podjąłem decyzję o opuszczeniu rodziny. Z resztą zdążyłem już kilka razy pożałować własnych słów, niestety powrót nie wchodził już w grę. To miałoby nieprzyjemne konsekwencje nie tylko dla mnie, ale również dla wielu innych osób. Nie potrafiłem odnaleźć dla siebie miejsca w tym świecie, nie nadawałem się do żadnej z ról, które powinienem pełnić.
Autobus przystanął na światłach, a mój wzrok powędrował w stronę kilku nastolatków, którzy czekali na przejściu dla pieszych. Śmiali się i dokazywali, prawdopodobnie zaburzając spokój kilku przechodniów, młodość jednak rządziła się swoimi prawami. Jakże byłbym szczęśliwy, gdybym dostał szansę na powrót do czasów dzieciństwa, kiedy spędzałem radosne chwile w gronie przyjaciół, a wszyscy byliśmy beztroscy i nie przejmowaliśmy się przyszłością. Tylko szczenięta nie znają podziałów i nie kierują się głupimi stereotypami. Wszystkie są sobie równe, a starsi dodatkowo potrafią wiele wybaczyć niesfornym dzieciakom. Te młodzieńcze lata stanowiły najszczęśliwszy okres w całym moim życiu. Nikogo z kolegów nie obchodziło to, że urodziłem się jako syn przywódcy stada. Byłem traktowany jak równy z równym dopóki potrafiłem odbijać piłkę i wykazywałem się dostateczną zręcznością w grach zespołowych, a gdy czasem mi się nie udawało, wówczas dostawałem po uszach jak każdy. Nawet te przepychanki wydawały mi się teraz wspaniałe, takiej normalności od zawsze pragnąłem. Jako dziecko w sytuacjach problemowych chowałem się za plecami Seyoona, mojego starszego brata, który jako ten wyższy i dojrzalszy zazwyczaj dowodził całą naszą paczką. Dzięki temu mogłem trzymać się z tyłu, pełnić rolę tego spokojniejszego i wycofanego chłopca. Taka funkcja doskonale odpowiadała szeregowi cech, którymi się charakteryzowałem, wolałem obserwować zamiast wychodzić przed szereg. Właśnie z powodu naszych charakterów wszyscy członkowie stada podejrzewali, że kiedy dorośniemy, to Seyoon wyrośnie na silną alfę, która przejmie dowodzenie, a ja będę pełnił rolę wilka stanowiącego niezastąpione wsparcie lidera. Jakże los z nas boleśnie zadrwił...
Gdy mój brat okazał się betą, oczy wszystkich zwróciły się ku mnie, a ja z dnia na dzień stałem się kandydatem do pozycji przyszłego przywódcy. Każdego dnia liczyłem, że uniknę niechcianego losu, w końcu ani charakterem, ani posturą nie odpowiadałem wymaganiom stawianym alfom. Niestety fatum nie opuszczało mnie, a wszelkie obawy ziściły się prędzej, niż mógłbym podejrzewać.
Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdybym dorósł jako beta, tak jak mój brat, Seyoon. Wówczas cała rodzina obniżyłaby oczekiwania względem mojej osoby, zamiast raz po raz stawiać kolejne wymagania i dokładać nowe restrykcje. Ostatnie słowo zawsze należało do mojego ojca, który stanowił przywódcę stada i zawsze liczył, że któryś z jego synów przejmie jego obowiązki. Seyoon nie miał prawa, a ja nie potrafiłem tego zrobić. Przed samym sobą przyznałem nawet, że nie narzekałbym na los omegi, który wszystkim wydawał się dość upokarzający. Przeżyłbym jakoś te kilkanaście dni upokorzenia w roku podczas rui, a następnie prowadził spokojne życie u boku właściwej osoby. W moich oczach wszystko wydawało się lepsze od przymusu podejmowania decyzji wpływających na los innych oraz ponoszenia odpowiedzialności za całe stado. To mnie przerosło.
CZYTASZ
Second skin | seho
FanfictionSehun pragnął uniknąć przeznaczenia, które zgotował dla niego los. Był alfą, ale jakby tylko z nazwy, nie posiadał żadnej z cech, jakimi powinien charakteryzować się młody i silny wilk pretendujący do objęcia przywództwa w stadzie. Niczym tchórz uci...