Dwieście dziesięć

26 4 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Uczucie déjà vu pojawiła się z chwilą, w której na krótko przed godziną drugą wyszła na korytarz. Nie miała pojęcia, czy robi dobrze, ale tym razem nie zamierzała dawać sobie czasu na wątpliwości. I tak nie mogła spać, przez większość czasu rozpamiętując to, co powiedział jej Dallas i jednocześnie w naturalny sposób zastanawiając się nad tym, czy spotkanie się z chłopakiem faktycznie jest takim dobrym pomysłem. Miała mnóstwo pytań, a kiedy znalazła się poza sypialnią, po raz kolejny zaczęła martwić się kamerami, ostrożnie posuwając się naprzód i w duchu modląc o to, żeby jednak czegoś nie pomyliła, próbując odtworzyć podobno bezpieczną drogę, uwzględniającą wszystkie ślepe punkty. Pomimo obaw, tym razem dotarcie na miejsce zajęło jej dużo mniej czasu, być może dlatego, że całą sobą wierzyła, iż jej towarzysz nie zdecyduje się zostawić jej samej po tym, jak obiecał pomoc.

Dallasowi udało się ją wystraszyć, nie po raz pierwszy zresztą, co jedynie dowodziło temu, że przejmowała się o wiele bardziej, aniżeli starała się okazywać. Omal nie wyszła z siebie, kiedy nagle znalazł się u jej boku, tym samym uprzytomniając Jocelyne to, jak bardzo nieostrożna była. Gdyby skoncentrowała się na czymkolwiek innym, prócz ostrożnym stawianiem kolejnych kroków, wtedy nie miałaby najmniejszych problemów we wczesnym wychwyceniu dźwięku jego kroków, oddechu czy miarowego bicia serca. Spojrzała na niego gniewnie, po części zażenowana, ale przede wszystkim zawstydzona, choć i tego usiłowała nie dać po sobie poznać. Dallas na szczęście również milczał, czujnie rozglądając się dookoła i nawet słowem nie komentując tego, że mogłaby być aż do tego stopnia strachliwa.

Świetnie. Będę pierwszym pół-wampirem, który zejdzie na atak serca¸ pomyślała z niedowierzaniem, wahając się nad tym, jak powinna się zachować, skoro już byli razem. Od schodów do gabinetu Rona droga była dość prosta, jednak nie po ciemku i w sytuacji, w której nie mogli pozwolić sobie na to, żeby ktokolwiek ich zauważył. Miała ochotę zapytać Dallasa, co tak naprawdę planował, skoro przez tyle czasu podobne akcje uchodziły mu płazem. Zakładała, że musiał mieć jakiś system albo... cokolwiek innego, chociaż wcale nie była tego taka pewna. Co więcej, pozostawał jeszcze problem kamer, ale...

– Idziemy – usłyszała jego szept, a chwilę później jak gdyby nigdy nic ruszył zdecydowanym krokiem przed siebie.

Otworzyła i zamknęła usta, ledwo powstrzymując się przed naskoczeniem na niego. Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że – obojętny na jakiekolwiek środki ostrożności – pójdzie wzdłuż korytarza, zachowując się tak, jakby żadnych kamer nie było. Tak niby postępował ktoś, kto regularnie gdzieś się zakradał? Szczerze w to wątpiła, niemalże spodziewając się tego, że za moment pojawi się Julie, Ron... albo ktokolwiek inny, kto zorientował się, że właśnie zachowywali się jak dwójka największych kretynów, jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi.

Ze znacznym opóźnieniem ruszyła za nim, w pośpiechu omal nie wywracając się o własne nogi. Dogoniła go w chwili, w której miał wejść w kolejny korytarz, po czym zdecydowanie chwyciła za ramię, zmuszając do tego, żeby się zatrzymał. Dallas zmarszczył brwi, ale nie zaprotestował, kiedy stanowczo pociągnęła go w cień, choć aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że już i tak mieli problem.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz