Dwieście czterdzieści jeden

18 4 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

W pierwszym odruchu zapragnęła na niego warknąć. To wydawało się sensowne i uzasadnione, tym bardziej, że była aż nazbyt świadoma tego, że Dallas zachowywał się w co najmniej irracjonalny sposób – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Co takiego w ogóle strzeliło mu do głowy, kiedy zdecydował się z nią zostać, na dodatek po tym wszystkim, co mu zrobiła?! To nie miało sensu, przynajmniej z jej perspektywy, to zresztą wydawało się najmniej istotne w sytuacji, w której właśnie ujawniła przed nim o wiele więcej, aniżeli mogłaby sobie życzyć.

Co takiego powinna o tym myśleć? W głowie miała pustkę, a spojrzenie chłopaka, który bynajmniej nie wydawał się zaniepokojony perspektywą tego, że leżał tuż obok dziewczyny, która w każdej chwili mogła rzucić mu się do gardła, jedynie wszystko dodatkowo komplikowało. Niech go szlag! Nie raz słyszała, jak dziadek Edward wspominał o tym, że babci brakowało czegoś, co chyba nazywało się „instynktem samozachowawczym", ale dopiero w tamtej chwili w pełni dotarło do niej, co to tak naprawdę oznaczało. Z drugiej strony, być może bardziej adekwatnym stwierdzeniem byłoby to, że Dallasowi po prostu brakowało rozumu – o ile oczywiście kiedykolwiek go miał.

Bardzo wątpliwe...

Nie odezwała się nawet słowem, wciąż wpatrując się w jego oczy i próbując stwierdzić, co takiego powinna zrobić. Już i tak siedziała na krawędzi łóżka, ryzykując, że jeśli odsunie się jeszcze trochę, ostatecznie wyląduje na podłodze. Cóż, to chyba nawet nie byłoby takie złe, tym bardziej, że potrzebowała jakiegoś sposobu na to, żeby się otrząsnąć. Ostatecznie zaczęła niespokojnie wodzić wzrokiem na prawo i lewo, szukając czegokolwiek, co mogłoby zająć jej uwagę i choć trochę rozjaśnić w głowie. Podejrzewała, że to byłoby za proste, nie wspominając o tym, że dzięki temu może byłaby w stanie przekonać samą siebie, że wszystko było jakimś pokręconym, chorym snem albo halucynacją. Problem polegał na tym, że oszukiwanie samej siebie najzwyczajniej w świecie nie miało sensu.

Jej spojrzenie padło na starannie zasłoniętym zasłonami oknie. Wcześniej nie zwróciła uwagi na to, że w pokoju panował przyjemny półmrok, więc ten widok wydał jej się tym bardziej zaskakujący, tym bardziej, że była pewna, iż to nie ona pokusiła się o to, żeby zaciągnąć materiał. Wymownie uniosła brwi, po czym zerknęła na w pełni już rozbudzonego, wpatrzonego w nią Dallasa, który jakby od niechcenia wsparł brodę na dłoni, by lepiej móc jej się przyjrzeć.

– Nie zauważyłem, żebyś paliła się na słońcu, ale lepiej nie ryzykować, nie? – rzucił jakby od niechcenia, a ona zesztywniała, tak irracjonalnie szczere wydało jej się to proste stwierdzenie.

– Jak...?

Dallas westchnął.

– Nie jestem głupi, okej? Poza tym tłumaczyłaś mi dość... – Urwał, po czym lekko zmarszczył brwi, najwyraźniej intensywnie się nad czymś zastanawiając. – Ile pamiętasz?

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz