Dwieście czterdzieści sześć

22 4 0
                                    

Elizabeth

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Elizabeth

Chciała odwrócić się szybko – obejrzeć przez ramię, dostrzec znajomą sylwetkę i błyskawicznie rzucić się w przeciwnym kierunku. To wydawało się sensowne, przynajmniej w tamtej chwili, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma najmniejszych szans na to, żeby poruszać się szybciej od niego. Jason miał nad nią przewagę i to pod każdym względem, zwłaszcza kiedy w pełni dotarło do niej, że kilka wypowiedzianych szeptem słów wystarczyło, żeby ciało zaczęło odmawiać jej posłuszeństwa.

Nie mogła się odwrócić, przynajmniej nie w tamtej chwili. Gdyby do tego wszystkiego go zobaczyła...

Rzuciła się w stronę schodów, nawet nie próbując zastanawiać się nad tym, co robiła. Dosłownie skoczyła do przodu, na oślep próbując pokonać krótki przedpokój – tych kilka metrów, które nagle zaczęły jej się jawić jako nieskończona, niemożliwa do pokonania droga, którą mogłaby biec nawet całą wieczność, nie mając szans na osiągnięcie celu. W gruncie rzeczy nie miała nawet pojęcia, gdzie i dlaczego miałaby dotrzeć, tym bardziej, że właśnie popełniała jeden z największych błędów, który sama wielokrotnie krytykowała podczas oglądania kolejnego z tych idiotycznych horrorów: to, że bohater mógłby uciekać na piętro.

Jason zaśmiał się melodyjnie, ale nie próbował jej powstrzymywać. Po co? Przecież i tak mnie ma, przeszło jej przez myśl i to wystarczyło, żeby włoski na ramionach i karku stanęły jej dęba. Potykając się, spróbowała nie wywrócić się na schodach, nieumiejętnie pokonując po kilka stopni na raz i nie rozluźniając się nawet w chwili, w której znalazła się w kolejnym zaciemnionym korytarzu. Usłyszała cichy, stłumiony dźwięk i dopiero po dłuższej chwili uprzytomniła sobie, że z wrażenia aż upuściła dotychczas ściskany w dłoni kołek. Słyszała, że potoczył się gdzieś poza zasięg jej wzroku, podskakując na panelach i ostatecznie zatrzymując się na dywanie. Nawet ten dźwięk przyprawił ją o dreszcze, nierealny i tak bardzo niepokojący, jak tylko mogło być to możliwe.

Powinna była biec, ale i to wydawało się gdzieś poza zasięgiem jej umiejętności. Miała wrażenie, że jej ciało odbiera i reaguje na wszelakie bodźce z opóźnieniem, które w normalnym wypadku byłoby dla niej nie do pomyślenia. To się nie dzieje..., tłukło jej się w głowie i to w zupełności wystarczało, żeby poczuła się tak, jakby obserwowała życie kogoś innego. Czuła się jak duch – oderwana od rzeczywistości, oszołomiona i stanowiąca zaledwie bierną obserwatorkę czegoś, co i tak działo się poza udziałem jej woli. To nie ona spazmatycznie chwytała powietrze, ciężko posuwając się naprzód i czując się do tego stopnia nieporadną, by przy pierwszej okazji potknąć się o własne nogi, nie wspominając o tym, że niemożliwym było to, żeby to właśnie nad nią ciążyła możliwość nieuniknionej śmierci. Nie, musiało chodzić o inną dziewczynę, której brat...

Coś ścisnęło ją w gardle, kiedy o tym pomyślała, ale nawet wtedy nie potrafiła zmusić się do tego, żeby zacząć płakać. W zamia poczuła się jeszcze bardziej przerażona, gdy przypomniała sobie o tym, że Jason wcale nie zamierzał ją zabić, ale uczynić kimś równym sobie – a na to pozwolić nie mogła.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz