PROLOG

759 27 14
                                    

Siedziałem za recepcją Motelu Czuły Stożek na krzesełku ogrodowym. Była piękna pogoda i żal było tego nie wykorzystać. Pogoda była słoneczna, lecz lekki chłodny wiatr zdecydowanie ochładzał temperaturę. Miałem na sobie moją granatową, cienką kurtkę z numerem 95 i napisem "Fabulous Lightning McQueen". Na jej tyle była dedykacja dla Doktorka i logo Rust-eze. Cisza i spokój...to coś czego od dawna nie doświadczyłem. Westchnąłem cicho przymykając oczy.

-Tatku!- usłyszałem głos mojej 4-letniej córeczki Lucy. Buntowniczka miała długie blond włosy związane czerwoną wstążką w kucyka i wielkie niebieskie oczy. Ubrana była dzisiaj w białą bluzeczkę z żółtymi wykończeniami, czerwoną spódniczkę, a na stopach miała czarne trampki w złote błyskawice. Dziewczynka siedziała mi na kolanach z książeczką.

-Przepraszam Buntowniczko! Zamyśliłem się.- stwierdziłem, a dziewczynka złapała za moje policzki.

-W porządku, ale czytaj dalej!- poprosiła mnie dając mi do rąk jej ulubioną książeczkę "The Yellow Car". Wziąłem książkę i otworzyłem ją na losowej stronie.

-Gdzie skończyliśmy?- zapytałem, a Lucy przewróciła kartki do momentu w którym ostatnio przestałem czytać, po czym wtuliła się we mnie.

-W porządku więc...

-Przeszkadzam?- zapytała niespodziewanie Sally. Musiała wreszcie odejść od papierkowej roboty i wyjść do ludzi.

-Mama!- krzyknęła dziewczynka schodząc z moich kolan i biegnąc w stronę Sally. Kobieta podniosła ją do góry całując ją przy tym w nos.

-Co robicie?- skierowała pytanie do Lucy.

-Czytamy!- odparła dumnie wskazując na mnie.

-Znowu"The Yellow Car"?- zapytała, a moja córeczka przytaknęła.- Twoja ulubiona książeczka, czyż nie?

-Moja też. Niedługo będę znał ją na pamięć.- zaśmiałem się. Sally również odwzajemniła śmiech. Była taka piękna kiedy się uśmiechała. Wiatr delikatnie rozwiał jej ciemne włosy, a promyki słońca odbijały się w jej turkusowych oczach. Moja żona najczęściej ubierała się w niebieskie koszule, czarne dżinsowe spodnie i białe trampki. Każdego dnia wyglądała tak cudownie...

Sally odłożyła Lucy na ziemię i zaczęła.

-Lucy, w kuchni na talerzu masz pokrojone owoce. Weźmiesz je?

-Już lecę mamusiu!- odpowiedziała udając się biegiem do kuchni.- Zygzak możemy pogadać?- brzmiała o wiele bardziej poważniej niż wcześniej.

-Tak, oczywiście. O co chodzi?- mówiąc to wstałem i zacząłem iść w stronę Sally. Wiatr sprawił, że część moich blond włosów wpadła mi do oczu.

-Cruz ściga się już od miesiąca z Tobą jako szefem ekipy i dalej nie poznałeś jej z Lucy.- mówiła to dosyć poważnie.

-Przecież mówiłem o tym publicznie kilka miesięcy po tym, jak się urodziła.

-Tak, czy siak nie wszyscy w to uwierzyli- przecież wiesz! Sama Cruz miała wtedy 16 lat i mówiła nam, że jej zainteresowanie wyścigami gwałtownie spadło w tym czasie.

-Może masz rację...-westchnąłem. Sal delikatnie złapała mnie za policzek dając mi przy tym rozkosz. Po chwili pocałowała mnie w usta. Odwzajemniłem go praktycznie natychmiast. Wtedy poczułem, że coś ciągnęło mnie za nogawkę...a raczej KTOŚ.

-Tato! Mama dużo nakroiła tych owoców...pomożesz mi to zjeść?- zapytała z nadzieją podnosząc plastikowy talerzyk do góry. Wziąłem cząstkę pomarańczy i włożyłem sobie ją do ust po chwili podnosząc do góry i Lucy.

-Pomogę! Ale najpierw trzeba skończyć czytanie "The Yellow Car" przecież nie wiemy, czy autko polubią okoliczne samochody.-mówiłem z uśmiechem. Spojrzałem na rozpromienioną na nasz widok Sally.- Dzisiaj przyjeżdża.-zwróciłem się do mojej żony.- Obiecuje Ci, że jej powiem. MY powiemy.

-W porządku. Chce tylko być wobec Cruz fer. Już nie przeszkadzam.- mówiła spokojnie.-Lucy! Tylko ty masz jeść owoce, a nie tata!

-Wiem! Zjem CAAŁY talerz!- krzyknęła do Sally. Kiedy moja żona wróciła zapewne do papierkowej roboty Lucy zbliżyła twarz do mojego ucha i szepnęła.- Niech tak myśli...



LET'S RACE!- Cars (Auta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz