Rozdział 10

148 4 0
                                    

Maraton

3/4

Wyobraźcie sobie, że macie dyżur, w nocy, na jednym z Hogwarckich korytarzy. Dobrze. Teraz... Wyobraźcie sobie, że dookoła panuje przyjemna cisza... Zero smarkaczy łażących bez celu, żadnego podludzia drącego się bez powodu. Wszystko pięknie. Ale powróćmy do szarej rzeczywistości Severusa Snape'a. Mimo, iż na początku jego zmiany, rzeczywiście była cisza i spokój, które Severus cenił nade wszystko, nadszedł taki moment, w którym mistrz eliksirów zaczął słyszeć, jakby duszącego się wieloryba... Który okazał się być sapiącym czarnoskórym uczniem ze Slytherinu biegnącym w stronę mężczyzny. Co więcej... za nim był kolejny wieloryb... Znaczy uczeń, mianowicie Draco Malfoy. Ten pierwszy wydawał się zupełnie nie widzieć gdzie i w czyją stronę biegnie, ten drugi choć początkowo również nie zwracał na nic poza swoim celem uwagi, na swoje szczęście, w odpowiednim czasie zatrzymał się, by uniknąć zderzenia z opiekunem swojego domu. Blaise nie miał takiego szczęścia, albo może Severus? Bo już po chwili dało się usłyszeć wielkie BUM! Łatwo się domyślić co się wydarzyło. Ale dla pewności... Blaise wpadł z impetem na Snape'a, który poleciał do tyłu na jakieś drzwi... Prawdopodobnie wejście do składzika na miotły... i chyba zemdlał. Trudno powiedzieć, gdyż jego oczy były otwarte, ale zdecydowanie nie wyglądały normalnie... Chyba, że nikt wcześniej nie zauważył, że Sev ma dosyć dużego zeza... Wyglądało to troszkę jakby nauczyciel chciał spojrzeć za siebie, jednak nie mając magicznego oka Szalonookiego Moody'ego jego oczy zaklinowały się i powstało co powstało.

- O Roweno! Chyba zabiłem starego nietoperza! - zapłakał Blaise patrząc strachliwie na Draco - pewnie mnie będzie teraz nawiedzał i rzuci na mnie jakąś klątwe i zostanę zgorzkniałym nauczucielem od eliksirów i przestane myć włosy i będę nosił stare jak Dumbledore szaty i... i...

- Zabini ty cymbale! - zabrzmiał lekko zachrypnięty głos Severusa.

- Och dzięki ci Merlinie! Pan żyje! - ucieszył się chłopak - nie zamkną mnie teraz w Azkabanie!

- Chciałbym cię oblać, żebyś nigdy stąd nie wyszedł, ale jedyna osoba jaka by na tym ucierpiała to ja, więc im szybciej zdasz tym lepiej - powiedział Snape próbując jakoś wstać, podpierając się o drzwi. W pewnym momencie poczuł jakby przeszedł go dziwny prąd, więc cofnął rękę. Dwójka ślizgonów spojrzała na niego dziwnie po tym niespodziewanym ruchu.

- Profesorze, czy wszystko w porządku? - zapytał Malfoy, przyglądając się swojemu opiekunowi.

- Te drzwi. Ktoś je zamknął zaklęciem - zauważył Severus.

- Co w tym dziwnego? Pełno klas jest zamkniętych zaklęciem - odparł Zabini.

- Ale to jest składzik, którego używa charłak, panie Zabini. Nie wydaje się to panu trochę niepraktyczne?

- No to... Na co czekamy? Otwórzmy je!

Trudno było nie zgodzić się z propozycją Diabła, więc Mistrz Eliksirów wyjął różdżkę i już po paru sekundach rozległ się trzask informujacy, że drzwi są otwarte.
Draco otworzył je i...

- Biegnij do skrzydła Zabini i powiedz Poppy, żeby przygotowała łóżko... - zaczął Snape - SZYBKO! - wrzasnął, gdy chłopak wciąż stał jak skamieniały. Trudno mu się dziwić. Pewnie nie na codzień widuje zakneblowane dziewczyny całe w dziwnych poparzeniach, leżące bez życia. Widok zdecydowanie nie był przyjemny dla oka. Jednak teraz nie było to zbytnio ważne. Nauczyciel szybko podszedł do uczennicy i rzucił na nią kilka szybkich zaklęć sprawdzających.

- Stan krytyczny... - stwierdził, po czym odwrócił się do wciąż zszokowanego blondyna - Teraz Malfoy słuchaj uważnie. Biegnij do Dumbledora i powiedz mu o całej tej sytuacji, a ja ją zabiorę do Pomefry... Jeśli w ogóle uda jej się przeżyć podróż do Skrzydła.

Definition of Life || Dramione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz