Renesmee
Czułam się dziwnie, chociaż nie miała pewności, dlaczego tak jest. Wizyta na lotnisku przypominała mi to, jak zdecydowałam się przyjechać po Laylę, Rufusa i Claire, kiedy ci po raz pierwszy pojawili się w Seattle kilka tygodni wcześniej, gdy wszystko jeszcze wydawało się być względnie normalne. Być może świadomość tego, jak wiele zmieniło się od tamtego czasu, sprawiała, że czułam się dość marnie, myślami wciąż będąc czy to przy Jocelyne, która już od jakiegoś czasu nie dawała znaku życia, czy to znów przy Isabeau, którą...
Och, o tym chyba wolałam nie pamiętać, przynajmniej na razie.
Gabriel prowadził, ale to mi nie przeszkadzało. Cisza miała w sobie coś dobijającego, być może dlatego, że za perspektywę po raz kolejny miałam spotkanie mojego męża z ojcem. Layla była przybita, bardziej od nas przeżywając to, co działo się z jej siostrą, co zresztą wcale mnie nie dziwiło. Wciąż nie docierało do mnie to, iż mój mąż i Rufus tak po prostu zdecydowali się trzymać kapłankę w zamknięciu, nawet jeśli przyczyny ich postępowania były dla mnie aż nazbyt jasne. Skoro Beau okazała się zdolna do tego, żeby zaatakować własne rodzeństwo, coś zdecydowanie było na rzeczy. Mój szwagier nigdy nie był szczególnie subtelny, o czym zdążyłam się przekonać, kiedy w niewiele lepszy sposób potraktował Alessię. Nie zapytałam go o to, a już na pewno sam nie powiedział tego na głos, tak jak i ja świadom reakcji Licavolich, ale byłam pewna, że gdyby trzeba było, chętnie zrobiłby Isabeau krzywdę, jeśli tylko dzięki zadawaniu bólu udałoby się mu zmusić dziewczynę do ponownego otwarcia się na emocje. Nie miałam pewności skąd to wiem, a tym bardziej czy to dobrze, że zdążyłam poznać naukowca aż do tego stopnia, by móc samodzielnie wyciągnąć takie wniosku, ale... nie podobało mi się to.
Inną kwestię stanowiło to, że Isabeau w absolutnie nieprzychylny sposób odbierała perspektywę zamknięcia. Do przewidzenia było to, że zacznie się stawać, ale chociaż żadne z nas nie czyniło jej krzywdy, momentami miałam serdecznie dość krzyków, wiązanek przekleństw i uderzeń w drzwi. Kilka razy sama miałam ochotę zejść na dół i prosić ją, żeby przestała, chociaż za każdym razem się przed tym powstrzymywałam. Gdybym raz uległa, najpewniej pokusiłabym się o to, żeby spróbować ją wypuścić, a to zdecydowanie nie skończyłoby się w szczególnie pozytywny sposób. Czegokolwiek bym nie myślała o takich metodach, najistotniejsze pozostawało to, że takie rozwiązanie stanowiło „mniejsze zło". Obawiałam się, że Beau mogłaby zrobić coś, czego później by żałowała, a tego zdecydowanie żadne z nas jej nie życzyło.
– Co jest, sis? – usłyszałam głos Gabriela. Przerwał panującą już od dłuższego czasu ciszę, zwracając się do skulonej na tylnym siedzeniu siostry.
Layla wzdrygnęła się, niechętnie odrywając wzrok od okna. Takie milczenie nie było w jej stylu, więc nie byłam zaskoczona tym, że mój mąż zaczynał się martwić. Kto jak kto, ale on znał swoją bliźniaczkę lepiej niż którekolwiek z nas; skoro ja nawet byłam świadoma tego, że cokolwiek mogłoby być nie tak, coś zdecydowanie było na rzeczy.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanfictionElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...