Dwieście siedemdziesiąt cztery

21 4 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Już w chwili, w której z paniką w oczach spojrzała na Julie, wiedziała, że to nie skończy się dobrze. W milczeniu wpatrywała się z kobietą, rozdarta pomiędzy pragnieniem, żeby skłamać albo powiedzieć prawdę – tak po prostu, jak gdyby nigdy nic oznajmiając, że właśnie dyskutowała z duchem, o czym wszyscy zresztą powinni doskonale wiedzieć, skoro w tajnych, nieoficjalnych dokumentach spekulowali na temat jej ewentualnych zdolnościach. Zmęczenie dawało się dziewczynie we znaki, sprawiając, że naprawdę miała ochotę zrobić coś głupiego i ostatecznie poznać prawdę. Chciała tu i teraz zacząć wypytywać się o ośrodek, siebie samą i wszystko to, co zdążyła zaobserwować, chociaż nie powinna – niezależnie od tego, czy w ten sposób dodatkowo wpakowałaby się w kłopoty.

Nie zrobiła tego, choć podjęcie decyzji przyszło jej z trudem. Ostatecznie postawiła na ciszę, nawet pomimo świadomości, że w ten sposób jedynie pogarsza sytuację, być może nawet bardziej ją komplikując. Z drugiej strony, skoro już wmawiali jej, że była chora, równie dobrze mogła zachowywać się tak, jakby w istocie prawda prezentowała się w ten sposób. Jeśli miała być ze sobą szczera, po wszystkim tym, co powiedziała Rosa, zaczynała coraz bardziej niecierpliwie podchodzić do kwestii poznania kolejnych faktów, tym samym bagatelizując niebezpieczeństwo. Wiedziała, że to nie jest dobrze i że w ten sposób mogła co najwyżej wpakować się w kłopoty, ale co innego miałaby zrobić?

– Jocelyne... – Julie najwyraźniej miała problem z tym, by znosić przeciągające się milczenie. Podeszła bliżej, jednak bez zamykania drzwi od pokoju, co Licavoli z jakiegoś powodu przyjęła z ulgą. Dzięki temu nie czuła się tak, jakby nagle znalazła się w potrzasku, chociaż to nadal wszystkiego nie rozwiązywało. – Słyszałaś, o co cię zapytałam?

– Oczywiście, że tak – odpowiedziała machinalnie.

Julie lekko zmarszczyła brwi. Wzrok utkwiła w pół-wampirzycy, tym samym sprawiając, że ta zaczęła czuć się coraz bardziej nieswojo.

– Więc dlaczego mi nie odpowiedziałaś? – odezwała się ponownie kobieta, decydując się poprowadzić spokojną, względnie nic nieznaczącą rozmowę.

– Ponieważ nie wiem, o co ci chodzi – powiedziała w końcu Jocelyne.

To nie były słowa, które nade wszystko pragnęła wypowiedzieć, ale doszła do wniosku, że niepotrzebne narażanie się na niebezpieczeństwo to bardzo zły pomysł. Już i tak miała do siebie pretensje o kilka nieświadomie podjętych decyzji, począwszy od tej, która sprawiła, że Dallas i Shannon dowiedzieli się o świecie nieśmiertelnych. Musiała być ostrożniejsza, tym bardziej, że poznanie tajemnic ośrodka nie było warte tego, żeby narazić wszystkich wokół na niebezpieczeństwo.

Wiedziała, że Julie nie będzie zachwycona takimi wyjaśnieniami, ale nie dbała o to. Obojętnie wpatrywała się w kobietę, po cichu licząc na to, że ta zrezygnuje z jakichkolwiek dalszych pytań i po prostu wyjdzie. Dyskretnie próbowała rozejrzeć się po pokoju, wypatrując Rosy, jednak wszystko wskazywało na to, że ta zniknęła na dobre, przynajmniej tymczasowo. Poczuła silne rozczarowanie na myśl o tym, że mogłoby do tego dojść, a ona po raz kolejny została sama, ale ostatecznie zmusiła się do tego, żeby się nad tym nie zastawiać. Rosa już i tak jej pomogła, więc przynajmniej tymczasowo ta długa rozmowa musiała wystarczyć.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz