Jocelyne
Poczuła, że robi jej się słabo, chociaż próbowała nad tym zapanować. Z bijącym sercem cofnęła się o krok, a potem kolejny, wciąż krzycząc, choć prawie nie była tego świadoma. Ktoś – Aldero, jak nagle sobie uświadomiła – wypowiedział jej imię, za wszelką cenę próbując zwrócić na siebie uwagę kuzynki, ta jednak nawet na niego nie spojrzała. Wciąż wpatrywała się w Dallasa, aż nazbyt świadoma tego, że właśnie wydarzyło się coś niedobrego. Co więcej, Al najwyraźniej chłopaka nie widział, a to mogło oznaczać tylko jedno...
– Nie... Nie, nie, nie... – wyszeptała rozgorączkowanym tonem, energicznie potrząsając głową, jakby to mogło cokolwiek zmienić. Niestety, Dallas wciąż znajdował się w tym samym miejscu, spoglądając na nią tymi swoimi lśniącymi, szmaragdowymi oczami. To wystarczyło, żeby zawirowało jej w głowie, przez co była zmuszona przytrzymać się maski samochodu, żeby nie upaść. – Nie ty...
– Jocelyne, co...? – usłyszała jego głos.
Nie zamierzała słuchać.
Szloch, który wyrwał się z jej gardła, miał w sobie coś rozdzierającego. Zachwiała się niebezpiecznie, by w następnej chwili osunąć się na kolana. Początkowo próbowała przekonać samą siebie, że coś pomyliła, ale przecież całą sobą czuła, że to nie tak. Widziała go i całą sobą czuła, że...
Nie...
Wzdrygnęła się, kiedy czyjaś dłoń zacisnęła się na jej ramieniu. Poderwała głowę, żeby móc spojrzeć na wyraźnie zdezorientowanego Aldero, obojętna na to, że ten próbował jej podnieść. Chciała coś powiedzieć – jakkolwiek wytłumaczyć mu to, co się działo – ale w głowie miała pustkę, a wszystkim na co było ją stać, pozostawał płacz. Raz po raz z niedowierzaniem potrząsała głową, próbując zanegować to, czego nie rozumiała – całe to szaleństwo, którego nawet mimo usilnych starań nie potrafiła zrozumieć. Z drugiej strony, prawda była taka, że jakaś jej cząstka dobrze wiedziała, co się dzieje – z tym, że w żaden sposób nie potrafiła tego zaakceptować.
Jakiś ruch przykuł uwagę dziewczyny, sprawiając, że chcąc nie chcąc ponownie spojrzała ku miejscu, gdzie dopiero co widziała Dallasa. Aż jęknęła, uprzytomniając sobie, że w ciągu zaledwie kilku sekund chłopak przemieścił się, teraz stojąc na tyle blisko, że mogła mu się przyjrzeć. Zdążył wyjść spomiędzy drzew, tym razem zatrzymując się na samym środku ścieżki, dzięki czemu przynajmniej nie przenikał przez wszystko, co znajdowało się w jego zasięgu. Wyglądał... zaskakująco dobrze, co ją zaskoczyło, w jakiś paradoksalny sposób wydając się z niej kpić, bo gdyby w tamtej chwili zobaczyła go po raz pierwszy, pomyślałaby, że dokonał jakiegoś pieprzonego cudu, ot tak dochodząc do siebie. Już nie widziała ran ani nie czuła krwi, co samo w sobie byłoby dobre, gdyby nie dwie dość istotne kwestie.
Po pierwsze, nie słyszała bicia jego serca, szumu krążącej w żyłach osoki... albo czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że był prawdziwy.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanfictionElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...