Trzysta dwadzieścia dwa

21 3 0
                                    

Jocelyne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jocelyne

Wszystko szło nie tak, a przynajmniej ona miała takie wrażenie. W pierwszym odruchu zesztywniała, co najmniej zaskoczona pojawieniem się nowej osoby. Jasne, w jakimś stopniu liczyła się z tym, że prędzej czy później ktoś zauważy, że zniknęła i bliscy zaczął jej szukać, ale na pewno nie brała pod uwagę tego, że w całym tym zamieszaniu pojawi się właśnie Carlisle. W zasadzie to sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej osaczona, aż nazbyt świadoma tego, że obecność doktora nie ułatwi niczego – nie, skoro nie miał pojęcia o tym, co potrafiła i raczej nie mógł poświadczyć tego, że byłaby w stanie mówić prawdę.

Chciała się odezwać, ale nie była w stanie, w zamian zdolna co najwyżej obserwować. Bezwiednie wodziła wzrokiem to w jedną, to w drugą stronę, by móc naprzemiennie spoglądać to na wciąż trzymającego ją Lawrence'a, to znów na Carlisle'a. Zauważyła, że ten pierwszy jedynie wywrócił oczami w odpowiedzi na słowa syna, bynajmniej nie paląc się do tego, żeby poluzować uścisk, którym ją otaczał i postawić ją na śniegu. Cóż, jakby nie patrzeć, była wdzięczna za to, że nie dostosował się do polecenia w jakiś przesadnie dosłowny sposób, bo ewentualny upadek na ziemię raczej nie należałby do najprzyjemniejszych doświadczeń.

Wciąż o tym myślała, sama niepewna tego na kim i dlaczego powinna się skoncentrować, kiedy jej uwagę na powrót przykuła Beatrycze. Do tej pory wydawała się niespokojna, ale kiedy pojawił się Carlisle, po prostu zamarła, sprawiając wrażenie kogoś rozdartego pomiędzy pragnieniem natychmiastowej ucieczki, a tym, by zacząć krzyczeć – jak najszybciej się ujawnić, choć nikt prócz Joce nie był w stanie jej usłyszeć czy zauważyć. Nie wyobrażała sobie tego, jak musiał czuć się ktoś w takiej sytuacji, obecny, ale niewidzialny dla wszystkich wokół – wiecznie samotny, pomimo tego, że sam pozostawał na swój sposób częścią otaczającego go świata. Sama perspektywa wydała się dziewczynie przerażająca, tak jak i to, że kiedykolwiek mogłaby tego doznać.

Jak mam ci pomóc, Beatrycze?, pomyślała w niemalże rozpaczliwy sposób. Żałowała, że nie potrafiła porozumieć się z duchem telepatycznie, ale czuła się zbyt słabo, by choć próbować tego dokonać. Wciąż mogła spróbować mówić, ale obserwując kobietę w tamtej chwili, nie miała pewności, czy ta oby na pewno sobie tego życzyła, skoro prócz Lawrence'a był obecny ktokolwiek jeszcze. No i dlaczego wyglądasz jak Elena? Dlaczego...?

Choć miała pełno wątpliwości, nic nie wskazywało na to, żeby ktokolwiek zamierzał je rozwiać.

Była coraz bardziej zdezorientowana, tym bardziej, że atmosfera nagle zgęstniała, a ona nie po raz pierwszy poczuła się jak uwięziona między młotem a kowadłem. Już wcześniej zdążyła się przekonać, że widzenie nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Albo raczej pośredniczenie, bo to, że dostrzegała o wiele więcej niż pozostali, wcale nie znaczyło, że dzięki temu była w stanie łatwiej pozyskane informacje interpretować, nie wspominając o ich właściwym przekazywaniu. Zaczęła żałować, że nie miała przy sobie kogokolwiek, kto wiedziałby i jej wierzył – mógł poświadczyć, że wcale nie zwariowała, bo to wiele by ułatwiło. Mogła co prawda zacząć nalegać, żeby z jakąkolwiek rozmową przenieść się do domu, ale szczerze wątpiła w to, żeby w takim wypadku ktokolwiek zamierzał jej usłuchać.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz