Jocelyne
Przebudzenie przyszło z trudem, skutecznie ją dezorientując. Zaczynała nienawidzić tego uczucia, tak jak i wątpliwości, których doświadczała za każdym razem, kiedy świadomość wracała. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby otrząsnąć się na tyle, by w pełni uprzytomnić sobie, co takiego miało miejsce.
Śnieg... Ta rozmowa... I Beatrycze, która...
– Joce?
Zaniepokojony głos wyrwał ją z zamyślenia, skutecznie zachęcając do otwarcia oczu. Na moment pociemniało jej przed oczami, jednak prawie natychmiast zawroty głowy ustąpiły, a ona zdołała skoncentrować wzrok na nachylonej nad nią, chorobliwie wręcz bladej twarzy. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale coś w widoku mamy ją zaskoczyło...
To oraz przyjemne ciepło, które jednoznacznie uprzytomniło jej, że była w domu.
Zawahała się, przez dłuższą chwilę sama nie pewna tego, co powinna Renesmee powiedzieć. Chciała przeprosić, podejrzewając jak głupie musiało być to, co zrobiła, ale ostatecznie nie zdobyła się na to, żeby choć spróbować się odezwać. W głowie miała pustkę, a sama próba skoncentrowana się na czymkolwiek sensownym okazała się z góry skazana na niepowodzenie. Prawda była taka, że bała się choć spróbować otworzyć usta, nie ufając sobie, swojemu ciału, a już zwłaszcza żołądkowi na tyle, by zaryzykować. Nie, skoro miała wrażenie, iż naprawdę niewiele potrzeba, żeby zwymiotowała, choć nie podejrzewała nawet, że będzie miała czym.
Właściwie nie wiedziała, co takiego wydarzyło się w chwili, w której pozwoliła Beatrycze przeniknąć swoje ciało. Pamiętała chłód i słabość, ale te równie dobrze mogły mieć związek z męczącą ją gorączką. Teraz zresztą nie czuła się lepiej, zbyt osłabiona, by próbować usiąść albo jakkolwiek się poruszyć. Trudno jej było rozluźnić objawy choroby od tych, które wiązały się z tym, czego dopiero co doświadczyła, ale była gotowa przysiąc, że to sama kwestia odzyskania kontroli nad ciałem okazała się trudna. Czuła, że postąpiła głupio i że w najbliższym czasie nie powinna tego powtarzać, ale mimo wszystko będąc w tym lesie, słuchając tych próśb i...
– Jak długo...? – zapytała z wahaniem, decydując się przerwać panująca ciszę. Samą siebie zaskoczyła tym, że w ogóle zdołała się odezwać.
Renesmee drgnęła, po czym natychmiast skoncentrowała na niej wzrok. Była niespokojna, ale nie wyglądała na rozeźloną, co Jocelyne mimo wszystko przyjęła z ulgą. Nie przypominała sobie, żeby rodzice kiedykolwiek tak naprawdę się na nią zezłościli, ale i tak obawiała się tego, że za którymś razem się od niej odwrócą. Potrzebowała poczucia, że wciąż był ktoś do kogo mogła się zwrócić, zwłaszcza w sytuacji, kiedy robiła takie rzeczy. Istniało dość osób, które by nie zrozumiały, o czym zresztą zdążyła się już przekonać.
– Jeśli wierzyć temu, co powiedział Carlisle, to odleciałaś na niecałą godzinę – wyjaśniła cicho Nessie, ale nie brzmiała na szczególnie pewną własnych słów. Martwiła się i to najdelikatniej rzecz ujmując, co zresztą nie wydawało się niczym dziwnym. – Dlaczego, Joce? Ja nie...
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA VI: ŚWIATŁO] (TOM 2/2)
FanfictionElena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...