Elena ma wszystko - kochającą rodzinę, popularność i niezwykłą urodę. Adorowana i rozpieszczana, nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem uczuć i tym, jak wiele można poświęcić, by ocalić tych, których się kocha. Wszystko zmienia się, gdy na jej dr...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Elena
Przystanęła w progu, uważnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Salon wyglądał na opustoszały, co w pierwszym odruchu skutecznie ją zdezorientowało. Rzuciła Liz pytające spojrzenie, ale ta jedynie wzruszyła ramionami. W tamtej chwili pozwoliła tego, że tak po prostu wyprosiła Mirę, nie sprawdzając, czy kobieta miała jej do powiedzenia coś konkretnego, ale ostatecznie zdecydowała się o tym nie myśleć.
– Rafa? – zaryzykowała. Jej głos zabrzmiał co najmniej nienaturalnie w panującej ciszy.
Jeśli to miał być żart, mógł liczyć się z tym, że zamierzała zrobić mu krzywdę. Czuła się zbyt podekscytowana, by ot tak móc się wycofać i to niezależnie od ewentualnej przyczyny. Już i tak była przerażona, a gdyby do tego wszystkiego okazało się, że coś poszło nie tak...
– Na górze – usłyszała znajomy głos od strony tarasu.
Miriam stała w progu, jakby od niechcenia opierając się o framugę. Wydawała się znudzona, choć to równie dobrze mogło być tylko celowo przybraną pozą – w jej przypadku każda możliwość wydawała się prawdopodobna.
Elena mimowolnie zadrżała, sama niepewna dlaczego. Próbowała zrzucić wszystko na chłodne, zimowe powietrze, które bez trudu przeniosło przez cienki materiał sukienki, ale i to nie było takie oczywiste. Nadmiar emocji sprawiał, że i tak ledwo trzymała się na nogach, a skoro do tego wszystkiego pojawił się ktoś, kto mógł jej wskazać odpowiedni kierunek...
– Na zewnątrz? – upewniła się, próbując skupić się na tym, co mówiła do niej kobieta. O ile pamięć jej nie myliła, apartamentowiec nie miał dodatkowych pięter.
– Aha. – Mira uśmiechnęła się w co najmniej słodki sposób. Gdyby nie to, że w jej przypadku taki gest wydawał się mieć w sobie coś drapieżnego, mógłby wyglądać całkiem przyjaźnie. – Na dachu. Romantyk, nie?
Spojrzała na Miriam najpierw z powątpiewaniem, mając nadzieję na to, że ta ostatecznie się roześmieje, a po chwili z niedowierzaniem. No cóż, w końcu czemu nie, prawda? To, że Rafael mógłby zechcieć znaleźć się blisko nieba, wydawało się co najmniej oczywiste. Już wcześniej zauważyła, że w dość szczególny sposób upodobał sobie apartamentowiec, najpewniej właśnie dlatego, że ten znajdował się aż tak wysoko. Nigdy tak naprawdę go o to nie zapytała, ale po tym, jak zachowywał się, kiedy nie mógł latać, zdążyła zauważyć, że bliskość nieba stanowiła jedną z najistotniejszych kwestii – i że najpewniej skrzydła pozostawały nielicznym (o ile nie jedynym) słabym punktem, który posiadał.
– Czyli co? – odezwała się z wyraźnym wahaniem Elizabeth. – Idziemy na korytarz szukać schodów, tak?
Mira uniosła brawo.
– Na pewno jakieś są – zgodziła się, bynajmniej niezainteresowana – ale jak sądzisz, po co ja tu stoję?
Nie musiała spoglądać na przyjaciółkę, by wiedzieć, że ta najpewniej gwałtownie pobladła, momentalnie się spinając, kiedy uświadomiła sobie, komu będzie musiała zaufać. Elena przesunęła się, w pierwszym odruchu pragnąc chwycić dziewczynę za rękę, ale powstrzymała się, aż nazbyt świadoma spojrzenia Miry. Była pewna, że demonica już teraz świetnie bawiła się ich kosztem, więc dawanie jej dodatkowych powodów było ostatnim, co tak naprawdę chciała zrobić.