Po kuchni plątał się też sznur, którym najprawdopodobniej psychoterapeuta przywiązywał swojego konia. Balladyna podniosła sznur, związała z niego stryczek i założyła go na szyję lekarzowi. Później "wisielca" podwiesiła na belce podtrzymującą sufit. Chciała upozorować samobójstwo. Chwilę jeszcze poszperała w domu specjalisty, lecz nic nie wyniosła prócz skrzynki z jego dorobkiem. Osiodłała jego konia i szybko wróciła do zamku. W zamku czekała na nią wielka uczta z okazji jej urodzin. I tak przez następne 40 lat ludobójstwa z rąk jej samej i jej katów ona sama została powieszona i nikt nie przyszedł na jej egzekucję. A tron już zostanie pusty na całą wieczność.
CZYTASZ
Balladyna a psycholog.
Science FictionPierwsze moje opowiadanie mam nadzieję że się spodoba...