Do naszego mieszkania wpadł właśnie Vincent i jak zwykle spóźnił się na nasze spotkanie. Stałem odwrócony przygotowując obiad, a Emma tkwiła nadal w łazience. Gdy się odwróciłem zamarłem, Vincent stał z bronią wycelowaną prosto we mnie. Zanim zdołał coś powiedzieć, nagle z łazienki wyszła uśmiechnięta Emma, zadowolona najprawdopodobniej z efektu pracy, jaki włożyła w swój wygląd. Jej mina zmieniła się wręcz automatycznie, gdy zobaczyła Vincenta, a jej twarz nabierała coraz bardziej blady odcień. Wtedy Vincent zaczął swój monolog.
- Nie ważcie się ruszyć, i tak już nic nie zrobicie. Zawiadomiłem straże. - Wysyczał z prześmiewczym uśmiechem malującym się na jego twarzy.
-Co zrobiłeś!? - Powiedziała Emma z niedowierzaniem w głosie
- Jesteście głupcami, gdy tylko dowiedziałem się, kim jesteście, wiedziałem, że muszę zdobyć wasze zaufanie, musiałem mieć dowód. I otrzymałem ich mnóstwo i to dzięki waszej dwójce, dziś do moich rąk wpłynęła, całkiem niezła sumka, a to jeszcze nie koniec! -Vincent wybuchł śmiechem - nareszcie mogę to zrobić, śmiać się z waszej głupoty.
- Jesteś potworem. -Powiedziałem z nienawiścią w głosie.
- Nie aż takim potworem jak wy, a takie paskudztwo trzeba wyplewić. - Warknął Vincent
Po twarzy Emmy zaczęły spływać łzy a następnie przez dom przeszedł ostry podmuch wiatru. Łzy wyschły a w jej oczach zabłysło srebro. Jej długie falowane blond włosy zaczęły kołysać się na wietrze, a Emma była gotowa by wykonać cios w kierunku Vincenta, ale zanim to zrobiła Vincent pociągnął za spust i strzelił w kierunku Emmy. Nagle wszystko momentalnie zwolniło, a Emma wydała z siebie głos, który skruszył pocisk zanim ten trafił w jej serce. Przy okazji łamiąc przy tym stół na pół oraz wybijając szyby w oknach, który znajdowały się za jej plecami. Vincent cały się trząsł, a zza okna można było usłyszeć krzyki. Już miał ponownie celować w Emmę, ale tym razem to ona była szybsza. Uderzyła w Vincentem fioletowym powietrzem, który weszło przez jego ust i nosa a następnie zagnieździło się w całym ciele tym samym zupełnie go unieruchamiając. Teraz mógł mówić tylko szeptem, ale i tak było już za późno na rozmowę. Wrzasnąłem tylko z całych sił:
- Emma zabij go!!
- Jeremy, ale ja- ja nie potrafię, nie mogę - wyjąkała Emma.
- Emma on chciał Cię zabić i prawie to zrobił! Straże za chwilę tu będą nie mamy czasu!! - Powiedziałem drżącym nadal głosem.
- Wiem, ale..- Emma na chwilę zamilkła - on był dla mnie ważny, nie potrafię mu odebrać życia. Błagam Cię Ty musisz to zrobić. - Powiedziałam spoglądając na niego błagalnie.
-Ale.. - Zacząłem
- Chce żebyś to zrobił, on zna zbyt wiele naszych tajemnic, nawet nie wiemy jak wiele ich zdradził. Wiesz, że ja tego nie zniosę, ty już to kiedyś zrobiłeś i wiesz, co za sobą niesie ten czyn.
- Tak wiem, ale nie potrafię znieść myśli, że zabiłem kogoś, kogo pokochałaś.
- Wiesz, że nasze życie zawsze było trudne, to ciągłe ukrywanie się, musimy znowu coś poświecić, przyjąć kolejny ból i niesprawiedliwość, i pogodzić się z nią, aby trwać dalej i żyć. Zrób to teraz Jeremy - powiedziała Emma kładąc mi rękę na ramieniu.
Spojrzałem na nią jeszcze na chwilę w jej oczy a następnie skupiłem swoje myśli i utworzyłem coś na wzór klatki z ognia, w której zamknąłem Vincenta - najlepszego przyjaciela Emmy, który okazał się również jej najgorszym wrogiem. Vincent nie zdążył nawet szepnąć, ogień przeszył całe jego ciało, a gdy umarł ogień od razu zgasł. Teraz Emma i ja jesteśmy wystawieni na celownik władz, dlatego musimy uciekać i to jak najszybciej. Dlatego też chwyciłem jej rękę i odwróciłem uwagę, którą skierowała w kierunku ciała Vincenta, na które tak się wpatrywała, jakby nadal nie dowierzała w to, co się stało. Następnie powiedziała do mnie półgłosem:
- Wiesz, co robić.
- Nie zapomnij zamknąć oczu i zatkać nosa i buzi. - Przypomniałem jej.
- Bierz się do roboty - powiedziała już trochę pewniej Emma.