Spokojne leżenie przerwało nagłe zeskoczenie Blase na kolana, przed moją stronę łóżka. Następnie usłyszałem sykniecie. Podniosłem głowę, opierając ją na zgiętej w łokciu ręce. Posłałem mu pytające spojrzenie.
-Jeyden, ja cię strasznie przepraszam. Błagam wybacz mi. - przepraszał, zaczynając później się gubić w tym co mówi. Nie sposób było go też uspokoić, dopiero po uniesieniu odrobinę głosu się zamknął.
-Blase, spokojne.- powiedziałem. Domyśliłem się o co chodzi. Szybko się zorientował, po całych czterech dniach. - to nie twoja wina....
-Jak nie moja? Moja... j-ja wiedziałem że nie starczy... mimo tego to dalej robiłem.
-Przeciez... byłbyś w stanie to opanować?
-Nie wiem... ale ty nadal się do mnie nie przyzwyczaiłeś, ani nie pokochałeś... a teraz będziemy mieli dziecko. Którego ty nie będziesz chciał...
Zszedłem również z łóżka, kucając tuż przed nim, zmuszając go do odsunięcia się do tyłu.
-hej, będzie dobrze, tak? Zawsze mogę wziąć tabletkę, tak?
-No tak... tylko... jesteś tego pewny?
-Tego, czyli czego?- nie zrozumiałem
-Ze chcesz tą tabletkę. Gdy ta zostanie połknięta, nie odwrócisz utraty dziecka. - uśmiechnął się smutno, przyciągnął mnie na swoje kolana. - Nie zrozum mnie tak, że ci to mówię, bo chcę cię odciągnąć od tego pomysłu, po prostu wolę żebyś dobrze to przemyślał.Zacząłem się w tym momencie wahać. Niby bałem się ciąży, ale... to tak jakby zabójstwo, nie danie szansy na życie... nie wiem co robić. To nie jest decyzja od tak, trzeba się nad nią zastanowić. I nie myśleć wyłącznie o sobie, lecz i tej nienarodzonej istocie...
-Zawsze możemy je kupić i ich nie użyć. - stwierdził po dłuższej chwili milczenia. - Masz czas na decyzję do końca dnia. A teraz się ubierz i pojedziemy po nie. Dobrze?
Kiwnąłem mu głową. Następnie ruszyłem do holu, przygotowując się do jazdy. Dziś będzie jeden z najcięższych dni... decyzja za siebie i kogoś innego. Złapałem się za brzuch, zastanawiając się czy już tam coś jest. Bo skąd mam mieć pewność, że w ogóle jestem w ciąży? Może całe te zamieszane jest niepotrzebne?
Kupimy przy okazji testy ciążowe to sprawdzę. Wole mieć pewność. Gdy Blase wyszykowal się wyszliśmy i wsiedliśmy do samochodu. Przez całą drogę do apteki biłem się z myślami. I coraz bardziej byłem przeciwny obu opcją...
Przekraczając drzwi czułem się okropnie. Strach, wymieszany z innymi silnymi emocjami, wzbierał we mnie chęć ucieczki. Miła pani zza lady wcale nie poprawiała sytuacji. Z uśmiechem podała nam test zaś tabletki dopiero po krótkiej wymianie zdań z Blasem. Widać było, że jest kochająca matką i szkoda jej jest nienarodzonych. Nawet przed samym wyjściem zaproponowała, że mogłaby adoptować skoro nam tak źle z oszczędnościami. Chłopak jednak odpowiedział, że to nie w tym jest problem.
Pojazd jechał za szybko, co rzadko się zdarzało. Alfa był przecież bardzo ostrożnym kierowcą, a teraz... a teraz jechał jak nie on. Był jednocześnie i zły, i załamany. On również to przeżywał przecież... Dręczyło mnie jedno pytanie.
-Blase..?- zapytałem niepewnie, nie mając pojęcia jak zagaić rozmowę.
-Tak? - odparł niechętnie. - Wybrałeś już, czy czekasz do ostatniej chwili?
-n..nie wiem co mam zrobić- powiedziałem cicho. Prawda była taka, że sam nie potrafiłem podjąć tej decyzji.
-Możemy porozmawiać w domu? Jeżeli pozwolisz, chcę się jakoś skupić na trasie.Pokiwałem głową, zastanawiając się, dlaczego jestem taki głupi, że zaczynam gadać o tym akurat teraz. Oparłem czoło o szybę, pustym wzrokiem przesuwając po horyzoncie. Mimo, iż patrzyłem, to nie widziałem. Byłem zbyt pochłonięty porządkowaniem mętliku w mojej głowie. Nie minęło więc dużo czasu, gdy zasnąłem. Obudziłem się czując hamowanie pojazdu. Dopiero. Byliśmy już na miejscu.
Siedziałem w salonie oczekując przyjścia partnera. Musiał iść do kotłowni, włączyć ogrzewanie. Ostatnio coś się zepsuło i trzeba było pod nieobecność wyłączać. I teraz zamarzam.
-No dobrze, więc czego się boisz najbardziej? - zapytał zajmując miejsce obok mnie.
-najbardziej...- pomyślałem chwilę, lecz wszystko w ciąży wydawało się równie straszne, jednoczenie...Spuściłem głowę, nie będąc w stanie odpowiedzieć. Podciągnąłem kolana pod brodę i znów zacząłem się tępo patrzeć w przestrzeń przede mną. Chłopak objął mnie ramieniem, przesuwając do siebie bliżej.
-Nie wiesz, tak?
Pokiwałem głową na tak, wtulając się w chłopaka. Było mi tak dobrze, a na dodatek czułem się bezpiecznie, jakbym nie był sam. Znaczy, nie byłem, no ale wiadomo, kiedy się do kogoś przytulasz gdy masz problem to jest ci od razu lepiej. Jest to w końcu jeden z najlepszych sposobów.
-No dobrze... Ale chcesz się pozbyć go z powodu, że za wcześnie i wolałabyś być ze mną w lepszej relacji, czy bardziej z tego, że masz obawy co do samej ciąży? Do noszenia dziecka w sobie?
-Ciąży- odpowiedziałem cicho, jednak na tyle głośno, by mnie usłyszał.
-Nie masz czego. - zaśmiał się krótko - To ja będę latał wokół ciebie, martwiąc się zamiast ciebie.Ja pokręciłem na to głową. Wątpiłem, by zrozumiał ten chyba irracjonalny strach. On go nigdy nie poczuje, nie będzie miał w sobie nowego życia...
-Wiesz... bycie rodzicem nie jest złe. Mamy wystarczająco pieniędzy, miejsca... nie ma się o co martwić.
Nie przekonywało mnie to.
-Co więc pro ponujesz?
-Żebyś urodził, bo jakby nie patrzeć to też moje dziecko. Jednakże decyzja należy do ciebie, tylko i wyłącznie, bo ta cała sytuacja jest z mojej winy.
-A..ale.. ja nie wiem. Nie wiem co mam zrobić- i w tym momencie dosłownie się popłakałem.Od dłuższego czasu mieszały się we mnie sprzeczne uczucia, dopowadzając na skraj płaczu. I w końcu nie wytrzymałem. To było o wiele za dużo. Mam tylko osiemnaście lat. Nie jestem jeszcze na tyle dorosły, aby myśleć o tak poważnych sprawach. Nie jestem na to wcale przygotowany. Dotychczas największym zmartwieniem, były o wiele mniej ważne sprawy... tak bardzo chciałbym teraz wiedzieć co robić dalej... Mieć kogoś, kto obiektywnie spojrzy na tą sytuację i da mi dobrą radę...
Blase starał się uspokoić mnie, lecz z marnym skutkiem. Może i czułem w nim się o wiele bardziej bezpiecznie niż kiedyś, ale teraz ciężko było się powstrzymać. Wszystkie złe rzeczy uderzały teraz we mnie, nie dając końca łzą. Poza tym to wszystko przytłoczyło mnie tak niespodziewanie. Wspominałem, że mam słabą psychikę? Nie? to teraz to zrobiłem. Blisko mi było do załamania całkowitego, które defakto w sierocińcu zdążyłem przejść. Nie chciałem powtarzać tego doświadczenia. Znowu chodzić na te spotkania z psychologiem... chciałbym normalnie funkcjonować i tyle. Ale coś ten świat chce, żebym znowu je przeszedł...
Mogąc wreszcie zaczerpnąć normalny oddech, rękawem starłem resztki łez, tych które nie wchłonęła koszulka chłopaka. Miał wielką plamę na niej, ale chyba niezbyt go to obchodziło. Martwił się wyłącznie o mnie. Co podniosło mnie na duchu, nie powiem, że nie.
Pamiętam jak psycholog powiedział mi, bym starał się panować nad emocjami. Do tej pory mi to jakoś wychodziło, jednak teraz... teraz po prostu nie byłem w stanie. Jednak, po tym wybuchu, że tak to ujmę, histerii udało mi się podjąć decyzję. Nie wezmę tabletki. To mogłoby jeszcze bardziej pogorszyć mój stan...
Siedziałem na kolanach starszego chłopaka, uspakajając się całkowicie, aczkolwiek powoli. Z każdą następną minutą było już lżej. Negatywne emocje bez pośpiechu były przemienianie w te pozytywne.
Siemka!
Jak widać kolejny rozdział już jest!
Ktoś czekał? Ktokolwiek?
Mogę mieć tylko nadzieje, ze tak 😂
No nic, mam nadzieje ze się podobało :)
CZYTASZ
Dziękuje, że mnie kupiłeś |abo|
Genç KurguSiedzimy zamknięci w sierocińcu. Obcy ludzie zastępują nam matki, wychowują nas na wzorowe żony, dają najpotrzebniejsze rzeczy... Całe poświęcenie tylko dla tego, aby później spodobać się temu ,,jedynemu". On daje określoną sumę pieniędzy i już, mo...