Nic dziwnego, że Hannah nie wracała do zdrowia. Szpital, w którym przebywała nie wpływał na nią za dobrze. Poza tym te smutne, szare ściany nie napawały optymizmem. Mnie samemu odbierały radość z życia, a to nie ja byłem pogrążony w depresji.
Znalazłem Hannę na drugim piętrze. Siedziała w opuszczonej części szpitala, gdzie przewijało się znacznie mniej lekarzy i pielęgniarek. Z jednej strony poczułem obawę, ze jest tu sama w takim stanie, z drugiej strony na jej miejscu też szukałbym miejsca, do którego mógłbym uciec, gdyby każdy trząsł się nad moim losem.
- Hej, Hannah - przywitałem się, przysiadając się do niej na szerokim parapecie. Hannah dyndała nogami nad kamiennymi schodami jak małe dziecko, które z pomocą rodzica wsiadło na huśtawkę. Mimo to jej twarz była równie blada i bez wyrazu jak całe to miejsce. - Jak się dziś czujesz?
- Aspirujesz na doktora? - prychnęła Hannah, wpatrując się w pogodę za oknem. - Bo słyszę to pytanie jakieś pięć razy dziennie...
Nie odezwałem się. Zamurowało mnie. Może rzeczywiście pytanie o jej stan było głupie i nie powinienem o to pytać. Szkoda, że żaden człowiek nie wymyślił jeszcze książki "jak rozmawiać z osobą, która próbowała popełnić samobójstwo". A może ktoś już to napisał, tylko durny Clay Jensen nie wpadł na to, by tą lekturę odnaleźć. Z pewnością nie znalazłbym tego w naszej szkolnej bibliotece.
- Przepraszam - wychrypiała Hannah, smutniejąc. - Nie zwracam nawet uwagi na to, co mówię...
- Nie szkodzi - odparłem od razu, widząc jak gaśnie. Ten widok mnie przerażał. - Nie gniewam się, Hannah, serio. - mówiąc to, chwyciłem ją za rękę. Wzrok Hanny spoczął na mojej twarzy, a jej dłoń ujęła moją nieco pewniej.
- Byłam dziś u Tony'ego. - wyszeptała po chwili ciszy. Unikała mojego spojrzenia, jakby za wszelka cenę nie chciała mi czegoś powiedzieć. - Chciałam dowiedzieć, jak się czuje, Powiedziano mi tylko, że lepiej. Jego stan się ustabilizował.
- To świetna wiadomość - odpowiedziałem z uśmiechem. - Tony to twardziel. Z każdej sytuacji wychodził cało. Dlaczego w tej chwili miałby nie dać rady?
Znów nastała ta niezręczna cisza. Hannah wolną ręką przegładziła swoje skręcone, jasnobrązowe włosy i zaczesała je za ucho. Spoglądała za okno jak utęskniony artysta, szukający jakieś głębi w widzianej przez nią przestrzeni. Nagle jej wargi drgnęły na moment i Hannah się uśmiechnęła.
- Możesz przestać? - spytała, nie obracając wciąż głowy. Zmarszczyłem brwi.
- Co takiego? - spytałem. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały.
- Gapić się na mnie - odparła Hannah, a jej rozbawiony głos rozbrzmiał po korytarzu jak melodia. - To irytujące.
- Przepraszam - rzuciłem zestrofowany, obracając od razu wzrok. Miałem ochotę wycofać się całkiem i puścić dłoń Hanny, ale coś mi na to nie pozwoliło. Może jej nastrój, kiedy rzuciła mi tę uwagę.
- Clay, ja... to miał być żart - powiedziała. Wtedy na nią spojrzałem. Znów przygasła. Jej wahania nastroju wskazywały jasno, że nie jest z nią dobrze. - Nawet żartowanie mi nie wychodzi... - rzuciła ciszej, jakby do siebie.
- Albo to ja zrobiłem się takim gburem - odpowiedziałem ostrożnie, ale Hannah nie zareagowała śmiechem. Była po prostu martwa. - Ej? Hann?
Ale Hannah Baker nie była już ze mną. Odeszła, znów przyjmując do siebie bezwład i pustkę. Miałem ochotę uklęknąć i błagać ją na kolanach, by do mnie powróciła. W chwili, gdy powracała do mnie ta dawna Hannah czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. A potem nagle znikała. Nawet nie nadążałem się żegnać, kiedy mnie opuszczała.
CZYTASZ
13 REASONS TO STAY
Fiksi PenggemarHannah Baker budzi się w szpitalu. Nie pamięta, co się stało, ani co chciała sobie zrobić. Tymczasem jej taśmy wylądowały pod domem Clay'a. Chłopak jest wstrząśnięty. Wie, że jego szkolna koleżanka próbowała odebrać sobie życie. Nie wie jednak, że...