Miały dni, miały noce, a mój wyjazd do Austrii zbliżał się wielkimi krokami. Przez ten miesiąc każdy dzień wyglądał zupełnie tak samo. Czysta rutyna bez dodatków. Pobudka, prysznic, ubieranie się, śniadanie, praca w warsztacie samochodowym. Jestem tam kierownikiem od czegoś tam, nawet nie pamiętam czego. Zanim wkręciłem się w wyścigi to wiedziałem, ale w tym momencie nie miało to większego, a może nawet żadnego znaczenia ani dla mnie, ani dla reszty mieszkańców tego świata. Głównie papierkowa robota, ale żeby nie było to znam się na samochodach i poradziłbym sobie z drobnymi naprawami. Potem szybki obiad, praca, powrót do domu, kolacja, ciepła kąpiel, spanie. Nic ciekawego.
Przez emocje, którymi tak naprawdę żyłem mało spałem. Szczerze mówiąc nawet nie chciałem. Nie mogłem przestać myśleć o tym co miało nastąpić już za parę dni.
W mojej głowie była jednak jeszcze jedna rzecz, a raczej osoba. Średnio wierzyłem w gadki o miłości od pierwszego wejrzenia, ale chyba jednak coś w tym jest. Przepiękna Natalie siedziała w moich myślach. Nie potrafiłem o niej zapomnieć, choć miałem na uwadze, że być może widziałem ją pierwszy i ostatni raz. Ale chciałem, aby stało się inaczej. Ta marzycielska strona mnie mówiła, że z pewnością przyszłość coś dla mnie w tym temacie szykuje. Ta chłodno myśląca nie dopuszczała takiej opcji, wykluczała ją. Każda miała swoje argumenty, ale szala dalej stała na równi.W końcu nastąpił ten dzień. Po okrągłym miesiącu nadszedł jeden z najbardziej wyjątkowych momentów w moim życiu. To, co się dzisiaj stanie miało zmienić całe moje życie. Aż chciało się krzyczeć z radości. Tej nocy w ogóle nie spałem. Cały czas rozmyślałem o bolidzie, ekipie i oczywiście Natalie. Jakoś trudno było o niej zapomnieć. Być może to dziewczyna taka jak każda, ale mnie w nieznany nawet dla Einsteina sposób zainteresowała. Ba, nawet bardzo.
Z łóżka i przemyśleń wyrwał mnie budzik. Oznaczało to, że wybiła godzina 6 rano. Pospiesznie wstałem i przeciągnąłem się. Niby wszystko jak zwykle, ale to uczucie rozpoczęcia kariery w królowej motorsportów było niezwykłe. Wyłączyłem dzwonek i dla pewności spojrzałem na godzinę i datę. Był 2 marca 2013 roku godzina 6:01. Przymknąłem na chwilę oczy i uszczypnąłem się. To nie był sen, a to oznaczało, że trzeba się pakować i jechać na lotnisko w Londynie. Cel: Wiedeń. Stamtąd ma mnie odebrać jakiś ich człowiek. Nawet nie wiem kto to ma być i jak wygląda, ale nie spodziewam się gorącego powitania.
Poranna toaleta na szczęście nie zajęła mi dużo czasu. Pakowanie też, więc już po nie całej godzinie stałem w drzwiach wyjściowych odchaczając kolejne punkty na liście w mojej głowie. Po chwili kontrola została skończona, zatem spokojnie mogłem ruszać w drogę.Po dwóch godzinach lotu koła samolotu dotknęły ziemi austriackiej. Nie miałem czasu do stracenia więc szybko zabrałem z taśmy walizkę i ruszyłem w stronę wyjścia.
Rozejrzałem się po hali przylotów. Nie dostrzegłem tam nikogo, kto miałby mnie odebrać z lotniska. Nagle ktoś za moimi plecami powiedział:
- Przepraszam, pan Collin Stewart? -
Na te słowa odwróciłem się i ujrzałem wysokiego ciemno włosego mężczyznę ubranego w czarny płaszcz, który krył czarny garnitur z czarnym krawatem. Na głowie miał czarny kapelusz z szerokim rondem, który na moment powitania zdjął. Jego twarz upiększały długie czarne wąsy.
- Tak - odpowiedziałem nie pewnie.
- Jestem Müller. Marcus Müller. - wyciągnął do mnie rękę. Podałem mu swoją i zdecydowanie uścisnąłem. Potem mężczyzna ciągnął dalej.
-Będę twoim menadżerem i agentem. Przynajmniej na początku. Mam nadzieję, że nasza współpraca zaowocuje twoją piękną i pełną tytułów mistrza świata karierą. - W jego pełnym entuzjazmu głosie było słychać niemiecki akcent. Od razu było widać, że to fajny gość. Taki, z którym można na poważnie pogadać, albo usiąść i obejrzeć mecz z kuflem piwa w ręce. Nie tracąc ani chwili Niemiec zaprowadził mnie do Infiniti Q70. To dużą, luksusowa limuzyna. Oczywiście czarna.
-To pana samochód? - spytałem
-To?! - odrzekł Müller z oburzeniem i splunął w stronę samochodu. - To tylko samochód służbowy od naszego sponsora. Na co dzień wolę Mercedesa-AMG S 63. Jest szybszy, wygodniejszy, no i jest niemiecki.-
Uśmiechnął się do siebie. Kompletnie nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Ale cóż, w sumie to miał rację. I coś czuję, że też jest czarny.
CZYTASZ
W pogoni za legendą
Roman pour AdolescentsWielkie marzenia, szybkie samochody, nieoczekiwane romanse. Czy mając tyle spraw na głowie i będąc pod naciskiem przymusu wygrywania da się normalnie żyć?