Książe Jeremi Wiśniowiecki wściekle patrzył na posłańca kozackiego. W oczach obdartego, wąsatego mężczyzny widać było butę i arogancję. Spoglądał prosto w oczy księcia, stojąc zaledwie kilka metrów dalej.
Wiśniowiecki westchnął, próbując się uspokoić. Kozak przynosił propozycję ugody, która miała rozwiązać konflikt Polaków z Zaporożcami. To była jego jedyna nadzieja.
- Jaką odpowiedź mam odesłać atamanom, mości książę?
Szlachcic zasępił się poważnie. Nie mógł tak po prostu wydać swojego namiestnika do aranżowanego małżeństwa. Na kogo on sam jako szlachcic wyjdzie?
- Powiedz jeszcze raz, kozaku, kogo mój namiestnik ma poślubić?
Zaporożec oparł się arogancko o swoją laskę.
- Bohuna, kozackiego atamana i bohatera. - poseł dumnie wypiął pierś.
- A jeśli tego nie zrobi mości książę...
- To wojna... - dokończył Wiśniowiecki.
Pan zamku zacisnął dłoń na srebrnym kielichu. Zhańbi tą decyzją honor Skrzetuskiego, ale czy jest jakieś inne wyjście? Poświęci jednego człowieka, a uratuje tysiące innych. Przecież Jan od tego ślubu nie umrze, prawda?
- Odpowiedz swoim zwierzchnikom, że przyjmujemy ich propozycję. Mariaż zostanie zawarty.
Kozak skłonił się nisko, prawie dotykając nosem podłogi.
Posłaniec został wyprowadzony, otoczony eskortą strażników.
Książę oddychał ciężko. Dalej mocno zacisnął dłoń na srebrnym naczyniu. Zwrócił się do swojego doradcy, nawet na niego nie patrząc.
- Przyprowadź Skrzetuskiego. Natychmiast.
Mężczyzna skłonił się i bezzwłocznie wyszedł z sali.
Jeremi Wiśniowiecki siedział z posępnie opuszczoną głową, gdy pan Jan wszedł.
Młody namiestnik, dumny i wyniosły, skłonił się przed księciem.
- Chciałeś mnie widzieć, panie.
Książę milczał długo. Jego szare oczy patrzyły wściekle w stronę okien. W końcu odezwał się szorstkim głosem.
- Siadaj, Skrzetuski. Muszę przedstawić ci warunki ugody z Kozakami.
Skrzetuski był co najmniej zdziwiony. Książę chciał dzielić się z nim planami?
- To zaszczyt, panie. - wyjąkał, siadając na krześle obok tronu - Ale dlaczego spotyka akurat mnie?
Wiśniowiecki zaśmiał się gorzko i rozgniótł srebrny kielich w dłoni. Rubiny wyprysnęły z pomiędzy jego palców niczym krople krwi.
- Zostaliśmy poniżej, ale tylko w tym nadzieja na pokój. Jesteś jedną z głównych części tego planu. Twoje zaaranżowane małżeństwo z ważną kozacką personą ma wszystkich pogodzić...
Szkrzetuski westchnął. Ulżyło mu pożądnie bo był prawie pewien, że będzie musiał jechać do Moskwy na usługi, albo zostanie ścięty, sam nie wiedział za co.
A to przecież tylko ślub! Dadzą mu jakąś ważną, kozacką młódkę i wszyscy będą zadowoleni. Zatarł ręce i spojrzał ucieszony na księcia.
- Panie, to zaszczyt, że mogę zrobić coś dla państwa i pokoju... Coś by zapobiec dalszemu rozlewowi krwi. Tylko proszę, niech mości książę wybaczy... Kim jest ta kobieta?
Wiśniowiecki popatrzył się na niego z wielkim żalem. Zaraz zniszczy namiestnikowi życie.
- To nie kobieta - rzekł - to Bohun.÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
- Słyszałem, że książę w swojej łaskawości chce oddać cię Bohunowi, prawda Janie?
Skrzetuski splunął z pogardą.
Słońce świeciło pięknie, ale ten dzień chyba nie mógł być gorszy. Razem z panem Michałem siedział na wałach. Wołodyjowski wzdychał do księżniczki Barbary, a Skrzetuski do swojego smutnego życia.
Mały rycerz dźgnął go łokciem w bok. Był niskim, szczupłym mężczyzną przed trzydziestką i nie przejmował się jeszcze tak bardzo miłością. Jan lubił pana Michała za jego odwagę i lojalność. Byli przyjaciółmi od kilku lat i zawsze świetnie się rozumieli, ale teraz Wołodyjowski zwyczajnie nabijał się z sytuacji namiestnika.
- Powiedz Skrzetuski... Ty już go znasz prawda? Ma chociaż coś w sobie?
- Tak ma. Głupotę i mózg wielkości orzeszka. No i wnętrzności.
Wołodyjowski wystawił uśmiechniętą twarz w stronę zachodzącego słońca. Delikatny wietrzyk rozwiewał jasne włosy pułkownika, przykryte rysim kołpakiem.
- Nie martw się przyjacielu. Nawet nie musicie ze sobą rozmawiać. Nie znam Bohuna, ale czy na pewno jest taki zły?
Rycerz uśmiechnął się szerzej.
- Nie myśl, że się z ciebie śmieję, Janie. Chcę żebyś był szczęśliwy.
Skrzetuski poklepał go po ramieniu, patrząc mu w oczy i uśmiechając się szeroko. Słońce było już nisko nad horyzontem, ale dalej grzało mocno.
- A ja, Michałku, mam nadzieję, że i tobie się ułoży. Zasługujesz na to.
Wołodyjowski zarumienił się mocno. Stali jeszcze chwilę i Skrzetuski miał coś jeszcze powiedzieć, gdy wiatr powiał mocniej, porywając czapkę Małego Rycerza. Namiestnik rzucił się za kołpakiem, ale nakrycie głowy poleciało już daleko za wały.
Niższy z mężczyzn złapał się za głowę.
- Janie! Biegnij po to, szybko! Ah, zaraza... No pośpiesz się! - zapiszczał pan Michał, tupiąc nogą.
Kiedy Skrzetuski odbiegł ze śmiechem, Wołodyjowski też uśmiechnął się pod wąsem.
- Biegnij, a ja ci taki wieczór kawalerski urządzę, że do śmierci będziesz wspominał.

CZYTASZ
Małżeństwo z rozsądku//ogniem i mieczem ff//
ChickLitPierwsze yaoi z "Ogniem i Mieczem" na watt. Gorąco zapraszam do przeczytania ;]