Rodział 11- Pierwsze spotkanie

258 10 0
                                    

Nerwowo zaciskam pięści, obserwując okolicę. Mam ochotę płakać, ale powoli brak mi sił. Spoglądam na Severusa, który zupełnie jak ja jest totalnie przerażony.

- Mel.

- Nie zadawaj tego pytania. Proszę Cię, mam dosyć tego wszystkiego.

- Mel.

- Nie. - mówię ostro, gdy słyszę trzask teleportacji.

Nim zdążę o czymś pomyśleć w naszą stronę wycelowane zostają trzy różdżki.

- Spokojnie ! Jesteśmy po stronie Czarnego Pana. Macie nas stąd zabrać i do niego zaprowadzić.

- Nie rozkazuj nam,mała. - słyszę syk kobiety o kruczoczarnych, kręconych włosach.

- Tylko mówię Bello.

- Skąd wiesz jak się nazywam ?! - przybliża się do mnie, wciskając drewno w moją szyję.

- Syriusz... dużo o tobie opowiadał. - odpowiadam spokojnie, a na jej twarz wstępuje grymas.

- Przeklęty kuzyn..

- Pieprzony zdrajca krwi i miłośnik szlam. On i ten Potter. - wypluwam te okropne słowa. Kłamię, choć wcale tego nie chcę. Muszę to zrobić dla nich.

- Czy Ty przypadkiem się z nimi nie przyjaźniłaś ? - wybucham psychopatycznym śmiechem.

- Przyjaźń ? Severus słyszysz te brednie ? To tylko dobra gra aktorska. Od zawsze marzę, aby dołączyć do Czarnego Pana. - brat śmieje się razem ze mną, a Bella mówi, abyśmy chwycili ich ramiona, dzięki czemu teleportujemy się do siedziby głównej.

Szybko wykonujemy jej polecenie, stajemy w najbardziej ponurym miejscu świata. Z powodu podróży kręci mi się w głowie, jednak zachowuję pozory zimnej "ślizgonki".

- Za mną. - dopiero teraz inny śmierciożerca odzywa się do nas, a my posłusznie idziemy za nim.

Kilka minut później wchodzimy do zniszczonego przez czas budynku. Jest tam naprawdę ponuro, wszystko utrzymywane w barwach czerni/zieleni. W największym pomieszczeniu znajduje się duży stół, wokół którego poustawiane są krzesła, praktycznie wszystkie zajęte przez innych członków zgromadzenia. Przez moją głowę przebiegają ich myśli. Strach, troska o rodzinę lub własne życie. Jedni na nasz widok chcą rzucić w nas Avadą, inni ignorują.

A ja ? Severus ?

Jesteśmy tu aby ratować ludzkość. Żeby ochronić przyjaciół. Tyle, że ja już nie mam przyjaciół. Nie mogę ich mieć, inaczej zobaczę ich śmierć. Niszczę tym siebie oraz ich, ale tak jest lepiej. Zero pytań, zero płaczu, gdy umrę i zero tęsknoty. Wszystkiego dowiedzą się z pamiętnika, który odsłoni całą prawdę, ale to później. Syriusz dowie się wszystkiego. Na razie muszą mnie nienawidzić. Nie mam teraz czasu na przyjaźnie.

- Witajcie dzieci. - moje myśli przerywa szorstki, zimny głos.

Czarny pan tu jest.

Spoglądam na jego twarz. Bladą niczym kartka papieru, pozbawioną włosów, ozdobioną żyłami twarz. Brak nosa sprawia, że przypomina węża, jednak najbardziej przerażające są jego oczy. Wąskie, czerwone.

- Nie jesteśmy dziećmi. - prycham, a Sev dźga mnie w bok, żebym się uspokoiła.

- Jesteśmy.. - poprawiam się - wystarczająco dorośli, aby wstąpić w twoje szeregi. Nie robimy tego ze strachu, jak większość osób w tym pomieszczeniu. Ich strach czuć na milę.

- Dobrze powiedziane Mel, ohydne szumowiny, nic nie warte istoty, które kierują się wyłącznie strachem. - obserwuję przywódcę tej nieszczęsnej instytucji, nieświadomie przeczesując jego myśli.

Wszystko potoczyło się inaczej - Huncwoci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz