15 luty 1715

13 3 0
                                    

 - To kłamca! Oszust! Szpieg i gnida! Nie słuchaj go Mistrzu, przez niego wszyscy kiedyś wpadniemy w kłopoty!
 - Ten młody człowiek to przyszłość naszego zakonu. Jeśli będziesz bluźnił na moich braci, to spotka cię dużo gorszy los niż stryczek. A teraz powiedz, z kim pracowałeś?
 - Z kim pracowałem? Z kim pracowałem?! Dobrze wiesz, że wszyscy moi przyjaciele nie żyją! Zamordował ich ten gówniarz wraz ze swoimi znajomymi piratami!
 - Mówisz o Hill'u? To syn jednego z bardziej wpływowych ludzi w Hawanie, wierz mi, James nie ma najmniejszego powodu by uprawiać piractwo. Został wrobiony przez asasynów, żeby odciągnąć naszą uwagę od ciebie. To uczciwy chłopak, którego wrobiono, tak jak jego ojca... - wspominając o nim Torres przycichł. - Pokój jego duszy.
 - To też powiedział ci Redlock, prawda?
 - Posłuchaj, zaczynam mieć tego dość. Nie masz na Redlock'a zupełnie nic. On z kolei przedstawił mi wiele sensownych dowodów na to, że nie mogę ci ufać. Masz pieniądze, chcesz zdobyć nimi poparcie w zakonie. Nie znoszę spiskowców i doskonale wiesz, że nie jeden już zawisł z mojego rozkazu.
Po tych słowach Torres zamilkł na moment i wstał, szykując się do wyjścia.
- Ty jednak nie będziesz następny, nie chcę narobić sobie wśród ludzi opinii księżobójcy - kontynuował. - Mistrz Redlock zajmie się tobą osobiście. Mnie tu nigdy nie było.

Jaster stał za ścianą przysłuchując się rozmowie. Poczuł silne podekscytowanie na myśl o przesłuchaniu. Nie mógłby go tak po prostu zabić, skazanie bez powodu, a szczególnie gdy chodzi o rzymskokatolickiego księdza, nigdy nie obiło się bez echa wśród cywili. Co prawda wpływy Templariuszy były na tyle mocne, żeby wrobić skazańca, jednak wśród silnie wierzących katolików, których w Hawanie jest pod dostatkiem i tak spotkałoby się to z dezaprobatą. Trzeba było znaleźć inny sposób na zmuszenie więźnia do przyznania się do winy. Najstarszym i najprostszym są tortury, jednak problem z nimi jest taki, że nie zawsze działają od razu. Czasem torturowanego trzeba przetrzymywać nawet lata, zanim coś z siebie wyrzuci. Jaster na szczęście pomyślał o tym wcześniej i poprosił Nirali o pomoc. Dziewczyna pokazała mu jak przyrządzić bardzo silny środek psychoaktywny, którego rytualnie używano w plemieniu z którego pochodziła jej matka. Miał on właściwości otępiające, dlatego substancji wywołujących taki efekt dodawało się w minimalnych ilościach, mogły bowiem skutkować stałym pogorszeniem pamięci. Jednakże tym razem Jaster wraz z przyjaciółką upichcili specyfik na bazie takowych właśnie substancji.
- Wszystko gotowe Mistrzu? - zapytał się.
- Tak, droga wolna. Od teraz jesteś skazany na siebie, więc to od ciebie zależy jak ludzie zareagują na jego śmierć. Ufam ci i wiem, że nie piśniesz ani słowa o tym, że byłem w to zamieszany.
- Może pan na mnie liczyć - zapewnił gubernatora po czym pożegnał się i wszedł do celi.
Paz spojrzał nadciągającemu w jego stronę Jasterowi w oczy i splunął na podłogę.
- Skąd ta pogarda przyjacielu? - zapytał pogodnie Jaster. - Napijmy się, dogadajmy - powiedział kładąc przed więźnia miedziany kubek.
Paz milczał nie spuszczając wzroku z rozmówcy. Jaster delikatnie podsunął kubek bliżej księdza i wziął łyk ze swojego.
- Na co czekasz? Śmiało! Nie zmuszaj mnie do wlania ci tego bezpośrednio do gardła - zaszydził.
Klecha niepewnie sięgnął po naczynie i spojrzał do środka, a następnie w kilka sekund opróżnił całą jego zawartość.
- Widzę, że znalazłem bratnią duszę - powiedział Jaster, po czym opróżnił swój kubek. - Dobrze, przejdźmy do nieprzyjemności. Powiedz mi, dlaczego będąc członkiem Asasynów, dawałeś datki na nasz zakon?
- Nie należę do bractwa! Wiem co próbujesz zrobić, Wielkiego Mistrza może i udało ci się omamić, ale ja nigdy nie przyznam się do rzeczy, których nie zrobiłem, a na pewno nie tak łato.
- Ciekawe, mi się jednak wydaje, że to nie będzie zbyt trudne - odparł Jastie.
Nacho zamilkł. Siedział z opuszczoną głową, wpatrzony w podłogę. Delikatnie otworzył usta, jakby odpłynął.
- Ja... ja nie najlepiej się czuję - powiedział.
- To poczucie winy, mnie też czasem dręczy, a gdybym miał na sumieniu tyle co ty, to pewnie robiłby to jeszcze częściej.
- Jestem o coś oskarżony?
Jaster słysząc to pytanie wyszczerzył zęby. Wiedział, że toksyna zaczęła działać.
 - Nie ze mną te numery Paz, wiem że to ty stoisz za tymi zamachami.
 - Nie wiem nic o żadnych zamachach - zarzekł się Nacho. Zupełnie nic nie pamiętał i bał się, że faktycznie popełnił coś złego.
 - Czyli to nie ty zabiłeś braci Galarza? Pana Rosas'a? Ricardo?
 - Nawet nie znam tych ludzi!
 - Za kogo ty mnie masz? Przecież wiem, że się przyjaźniliście. Taka zdrada nie ujdzie ci na sucho, asasyńska gnido. Nie wyrzekniesz się jej, nie obronisz przed karą. Zastanawia mnie tylko, dlaczego? Dlaczego nie przyznasz się do zarzutów jak mężczyzna? Wszyscy wiedzą kim jesteś. Swoimi czynami odciągasz wiernych od kościoła, bo jak to możliwe, że taki morderca i kłamca jak ty głosi Słowo Boże? Stań na szubienicy i spójrz tym ludziom w oczy. Powiedz, że żałujesz i przepraszasz, że przyjmiesz wyrok z pokorą. Odejdź godnie, a nie jak tchórz i nie przeciągaj tego.
 - Ja na prawdę nic nie zrobiłem! - krzyknął błagalnym głosem. - Nie pamiętam niczego takiego, nie znam ludzi o których mówiłeś!
Jaster westchnął głęboko i popatrzył na więźnia.
 - Szkoda, że nie widzisz jak wielki błąd popełniasz - rzekł, po czym wyszedł z celi.
Był świadomy, że odegrał swoją rolę perfekcyjnie. Jedyne czego się obawiał, to że egzekucja zbytnio się odwlecze, a nie chciał pozostawać na Kubie ani chwili dłużej. Gdy szedł korytarzem ku drzwiom wyjściowym, usłyszał za swoimi plecami głos Nacho.
 - Zaczekaj! - zawołał Paz.
Słysząc to, Jaster zatrzymał się i uśmiechnął parszywie.
 - Masz rację, przyjmę los tak, jak nakazał Pan - kontynuował.
 - Jestem z ciebie dumny! - krzyknął uradowany Jaster. - To znaczy... postąpiłeś słusznie bracie.

Jedność Ostrzy - Assassin's CreedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz