Rose P.O.V
Wstałam o godzinie trzeciej czterdzieści siedem, ponieważ o szóstej mam samolot do Nowego Jorku. Chwilę jeszcze poleżałam i poszłam się przebrać. Podeszłam do szafy, a z racji tego, że są wakacje, a pogoda dopisuje wyjęłam z niej biały crop top i czarne spodenki. Pomaszerowałam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Założyłam swój outfit, włosy związałam w niedbałego koka i zrobiłam lekki makijaż, po czym zeszłam na dół.
- Cześć kochanie, gotowa na wyjazd ? - Przywitała mnie rodzicielka.
- Oczywiście. Jestem mega podekscytowana, chociaż nie ukrywam, że jest mi przykro. W końcu spędziłam tu całe swoje dzieciństwo.
- Tak, wiem. Rozumiem cię, ale w Nowym Jorku na pewno ci się spodoba. Wszystko się jakoś ułoży. - No tak, przecież nie może być inaczej.
- Mam nadzieję. - Uśmiechnęłam się lekko.
Chwilę porozmawiałam z mamą, a następnie zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie. Po zjedzeniu posiłku poszłam umyć zęby i spakowałam jeszcze kilka rzeczy. Prawdopodobnie wyjeżdżam na stałe. Jest mi trochę przykro, ale mam nadzieję, że ta przeprowadzka nie okaże się być błędem.
- Rose, jedziemy! - Krzyknęła rodzicielka, a ja szybko zbiegłam na dół i zaczęłam się ubierać.
Założyłam swoje czarne vansy, a bluzę przepasałam na biodrach. Ostatni raz rozejrzałam się po mieszkaniu i ze smutkiem je opuściłam.
- Hej, nie smuć się. W Nowym Jorku jest pięknie. Odnajdziesz się tam na pewno. - Powiedział tata, próbując mnie pocieszyć.
Spojrzałam tylko na niego i od niechcenia uśmiechnęłam się. Nie chciała już słyszeć tych wszystkich prób pocieszania mnie, co jeszcze pogarszało moje samopoczucie.
Gdy byliśmy już w drodze na lotnisko, wyjęłam telefon, podłączyłam słuchawki, a po chwili usłyszałam w nich swoją ulubioną playlistę. Moje myśli krążyły wokół wszystkiego. Wyobrażałam sobie wygląd Nowego Jorku i to jak moje życie tam będzie wyglądać. Moje przemyślenia przerwał wesoły głos mamy.
- No i jesteśmy na lotnisku. Czekajcie na mnie, zaraz wrócę. - Rzuciła w stronę moją i taty i zniknęła za rogiem.
Po paru minutach kobieta wróciła, a chwilę potem miał odbyć się nasz lot.
Wchodziłam do ogromnego samolotu ciężko wzdychając. Rodzice usiedli razem, a ja dosiadłam się do jakiejś starszej pani.
Ponownie włączyłam playlistę, zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć jednak bezskutecznie. Lot był bardzo długi. Lecieliśmy już trzy godziny, a dwie jeszcze przed nami. Oczy piekły mnie od patrzenia w telefon i nie wiedząc kiedy zasnęłam.
Obudził mnie hałas w samolocie. Wszyscy stali, zbierając się do wyjścia. Po chwili zrobiłam to samo. Odnalazłam rodziców i wyszliśmy na zewnątrz. Odebraliśmy bagaże i zajęliśmy miejsca w taksówce. Przed nami pół godziny drogi, a ja na ten moment byłam naprawdę zmęczona.Przez cały czas, kiedy jechaliśmy, gapiłam się w okno podziwiając piękne widoki miasta, w którym za chwilę zamieszkam. Jest tu piękniej niż sobie wyobrażałam. Przerwałam tę czynność, gdy taksówkarz zatrzymał się.
- Wygląda na to, że utknęliśmy w korku. - Powiedział i w tym momencie miałam ochotę krzyczeć. Ostatecznie jednak, powstrzymałam się.
- Proszę, niech pan powie, że to żart. - Pochyliłam się nad jego siedzeniem.
- Chciałbym, ale nie mogę nic na to poradzić. - Znów usiadłam na miejscu, pozbawiona resztek życia.Po 10 minutach wszystkie samochody, które tak jak my stały w korku, ruszyły. Ucieszyłam się, że w końcu będę mogła położyć się na swoim nowym łóżku, w nowym pokoju. Byłam coraz bardziej podekscytowana.
- Jesteśmy na miejscu. - Powiedział kierowca. Wtedy miałam tysiąc myśli w głowie, na które na razie nie znałam odpowiedzi, ale wiedziałam, że zaraz zaspokoję swój umysł odpowiedziami na większość z nich.
Wysiadając z taksówki myślałam o tym, co spotka mnie w tym nowym dla mnie otoczeniu.
Moje przemyślenia przerwała piłka, która uderzyła mnie prosto w głowę. Zajebiście się zapowiada...
CZYTASZ
Stay With Me Baby; Finn Wolfhard
Fanfiction"- Nie, ja odpadam. Nie lubię tego typu gier. - Uśmiechnęłam się. Chłopcy patrzyli na nas czekając na ostateczną decyzję. - Nie bądź sztywniarą Harris- Powiedział kpiarsko, wiedział, że nie dam mu wygrać i się zgodzę. Tu miał rację, ja nie przegryw...