Więc mam na imię Ariel.
Sam nie wierzę, że to piszę...
Choć w sumie, to nie. Wcale nie mam tak na imię, a w taki sposób nie zaczyna się zdania.
DOBRZE.
Uznajmy, że niebo nie jest tylko nie bieskie, metal wcale nie jest muzyką okultystyczną, a ja mam na imię Ariel...
Westchnąłem cicho i odłożyłem dziennik z długopisem na bezpieczną odległość od moich destrukcyjncyh zdolności.
Nie chciałem. Nie miałem zamiaru bawić się w to pisanie pamiętniczków. Nie byłem siedmioletnią królewną zaczesywaną w dwa końskie ogony i pijącą nie widzalną herbatke z misiami na podwieczorek.
Ironicznie uśmiechnąłem się do siebie. To miała być forma mojej terapi.
Terapi. Terapi. Terapi.
- Nie jestem chory- Oznajmiłem podczas mojej ostatniej wizyty u doktor June.
Kobieta jak zawsze poprawiła okulary na nosie, siegnęła po złote pióro i zapisała na kartce jakieś cholernie nie czytelne nazwy mitologicznych bóstw.
-Jedna dawka rano po śniadaniu i jedna po kolacji- zamoczyła pieczątke w burgundowym atramencie, następnie przycisneła ją do kartki, po czym odłożyła na miejsce pozostawiając jeszcze na wspomnianej kartce swój jakże czytelnny podpis.
Przyglądałem się jej czynnościom w milczeniu. Zastanawiałem się co jeśli nie kupię rzeczonych leków? Zostane przeklęty przez jakieś dziwne, nie zbadane do tej pory siły wyższe? Dlaczego w ogóle zgadzałem się na faszerowanie swojego organizmu sztucznym szczęściem?
- Są jakieś inne metody? To chyba nie rak, żeby uznawać, że nie poradze sobie bez jakichś prochów?- Zapytałem dość pretensjonalnym tonem, na co kobieta zaprzestała swej czynności.
Wyprostowała się tak, że teraz kruczo czarne końcówki włosów opadały na jej lekko już pomarszczone czoło. Poprawiła okulary, a na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.
- Zaczniesz prowadzić dziennik.
CZYTASZ
~Flowers gone~
Short StoryDość specyficzna i lekko ironiczna historia o życiowych trudach głównego bohatera. Opowiadanie nie jest specialnie ambitne, wstęp jak i rozdziały w porównaniu do innych historii są dość króciutkie i zawierają mniejsze bądź większe przeskoki czasowe...