Rozdział 10

686 78 6
                                    

Stałem na moście patrząc na miejsce gdzie przed dniem stała wielka złota kopuła.
- Jak to się stało? - spytałem.
- Znaleźliśmy ciało - wyjaśniła Sif - kopuła przeszła w szarość, a gdy Fara dotknęła go to...po prostu zniknęła.
- Najwyraźniej moc umarłych jest silniejsza od naszej - westchnęła sprawczyni - Nie zdziwiłabym się jakby została tylko nasza dwójka.
- To ilu was jest? - spytał gromowładny.
- Czy to ważne? - warknąłem zirytowany - Zniknął bifrost, a wy przejmujecie się głupimi stróżami? Tertetus dur.
- Licz się ze słowami - skarciła mnie czarnowłosa.
- Roseto teretota.
- Co on mówi? - spytała Sif, a ja uniosłem brwi.
- Będę mówił co chcę - powtórzyłem - a co powiedziałem?
- Roteto tere..fere..tota? - powiedziała Sigyn trochę niepewnie.
- Niby czemu...? - spojrzałem na Farabi, która uśmiechała się kpiąco i zacisnąłem pięści.
- Nawet się nie odzywaj - mruknąłem.
Odwróciłem się na pięcie i odmaszerowałem w stronę pałacu ignorując nawoływania przyjaciół. Od kiedy kobieta pojawiła się w moim życiu coraz częściej odzywałem się w tym dziwnym języku i całkowicie przestałem nad tym panować. Nie rozumiałem dlaczego tak się dzieje, ale wcale mi się to nie podobało. Wróciłem do komnaty i opadłem na łóżko zastanawiając się jak teraz dostaniemy się na inne planety. Westchnąłem przeciągle i już miałem sięgnąć po jakąś książkę na odstresowanie gdy poczułem przeraźliwy ból. Skuliłem się i złapałem się za głowę, ale ból nie ustąpił, a wręcz przeciwnie, nasilił się. Podniosłem się na nogi z trudem i podtrzymując się ściany, ale długo nie utrzymałem się na nogach, bo poczułem jak ziemia pod moimi stopami trzęsie się i pęka. W dole ziała pustka, a ja trzymałem się brzegu łóżka tak długo dopuki moje palce nie zaczęły się ześlizgiwać. Krzyknąłem, ale dobrze wiedziałem, że nikt mnie nie usłyszy i zacząłem spadać w dół. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi gdy już miałem zderzyć się z ziemią, ale nagle jakaś dziwna siła złapała mnie w powietrzu nie pozwalając mojemu ciału roztrzaskać się na kawałki. Opadłem delikatnie na dno dziury i rozejrzałem się dookoła. Byłem w jaskini, a jedynym źródłem światła był tutaj żarzący się niebieską poświatą kryształ. Podniosłem się z ziemi i otrzepałem ubranie. Zdawało mi się, że kiedyś już tu byłem, a jednocześnie nie miałem pojęcia co to za miejsce. Wyczuwałem jednak ogromną moc i nie mogłem tego tak po prostu zlekcewarzyć. Wyjąłem sztylety, a wtedy dobiegł do mnie znajomy śmiech.
- Tym mnie raczej nie zabijesz - prychnął demon zbliżając się do światła.
Nie był już w ludzkiej postaci, ale w swoim własnym ciele pokrytym runami i masą blizn, z czarną skórą, rogami i kopytami.
- Track - warknąłem- Co to ma być?
- Witam się ze starym przyjacielem - zaśmiał się.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi - mruknąłem- czy to kolejna wizja?
- Nie dokońca - odparł przechadzając się po grocie - To przyszłość. Zbieram siły i niedługo wrócę do świata żywych.
- Nie specjalnie mnie to cieszy - mruknąłem.
Zignorował mnie.
- Czy twoja matka wszystko ci wyjaśniła? - spytał, ale nie dał mi odpowiedzieć - Jasne, że nie. Nie pozwoliłeś jej na to, ponieważ boisz się prawdy.
- To cię chyba nie dotyczy - mruknąłem.
- Mylisz się Laufeyson. Farabii to wie, ale skoro nie chcesz jej słuchać to ja ci to powiem. Jestem jednym z opiekunów, a Retus to mój synem.
- Chcesz powiedzieć, że świr, który zabija nasz ród to brat Haid? Kolejna rodzinna potyczka jak widzę - prychnąłem.
- To nie jest zabawne książe.
- Dla mnie jest. Dwójka twoich dzieci pragnie mnie zgładzić, a ty twierdzisz, że chcesz mi pomóc. To nienormalne! Cała ta sprawa ze stróżami nocy jest chora.
- Przytłacza cię nadmiar informacji po tysiącleciach niewiedzy. Rozumiem to.
- Nic nie rozumiesz - wysyczałem.
- Musisz stawić temu czoła magus fortis, bo inaczej...
- Tak wiem - mruknąłem- wszechświat przestanie istnieć.
- Nie Loki, nie o wszechświat bym się martwił na twoim miejscu.
- To o co?
- To czas proroctw i klątw - odparł - Pilnuj swoich bliskich.
- Sigyn - wychrypiałem, a demon skinął głową i pstryknął palcami. Świat zawirował, a ja znów byłem w swojej komnacie. W podłodze nie ziała dziura i wszystko zdawało się być takie jak powinno, ale to były tylko urojenia. Tak naprawdę nic nie było wporządku.

Okay to co tu napisałam jest chore, ale mam nadzieję, że nie bardziej niż wszystko co do tej pory wymyśliłam. Czekam na komentarze 😚

Nowe życie - Loki [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz