Thomas jęknął cicho. Wszystko dookoła niego spowite było ciemnością, a powietrze przesycone było stęchlizną i kurzem. Chłopak zakaszlał parę razy, nawet nie próbując się podnosić. Czuł dudniący ból w głowie, jakby kula wciąż na nowo i na nowo przechodziła przez jego czaszkę. Jeśli tak ma wyglądać życie po śmierci to naprawdę nieźle się wpakował. Nie żeby oczekiwał czegoś lepszego. Może tylko nicości. Ta egzystencja bez egzystencji wydawała mu się o wiele gorsza. Choć może sobie na to zasłużył za to, że zabił najważniejszą osobę w całym swoim życiu.
Dźwięk metalu uderzającego o metal. Gwałtowne szarpnięcia podłogi. Coś w tym wszystkim było dziwnie znajomego. Thomas poczuł, jak z jego twarzy powoli zaczynają ściekać kropelki potu, mimo panującego dookoła chłodu. Wymacał brzeg pomieszczenia, w którym się znajdował i oparł się plecami o chłodny metal. Czy naprawdę miał deja vu? Miał tylko nadzieję, że jego oczy szybko przyzwyczają się do ciemności.
Ten sam zgrzyt. Te same skojarzenia z fabryką stali albo niezbyt dobrze działającymi maszynami. Spokojne kołysanie windy. Powoli zaczynał odczuwać strach. Przecież pozbył się tego diabelstwa, które DRESZCZ wsadził mu do mózgu. Hans mu to wyjął. Nie mogli wywołać u niego takich wizji. Thomas zaczął odwzorowywać wydarzenia. Kolonia Odpornych, wyznanie prawdy, strzał, ciemność. Dlaczego więc się obudził i nie czuł się martwy? Czy w ogóle można obudzić się będąc martwym? Po czym miałby to poznać? Ale przecież nie chybił. Byłby największą kupą klumpu gdyby chybił strzelając sobie w głowę. Już potrafił sobie wyobrazić, jak bardzo śmiałby się z niego Minho. Albo Newt. Zadziwiające, jak bolesne może być samo czyjeś imię.
Jego rozważania przerwała złowroga cisza, która zapadła, gdy wagon zatrzymał się z piskiem. Pamiętał tę ciszę. Pamiętał to. Ale to przecież nie mogło być to. Upłynęła minuta, dwie, potem kolejne. Nie wstawał. To nie miało sensu. Wkrótce rozległ się jęk, przypominający zawodzenie śmierci. Ten jęk też pamiętał. Zobaczył, jak z ciemności u góry przebija wąski pasek światła, który powiększał się z każdą sekundą. Po chwili wrota nad nim stanęły otworem, nagle zalewając Pudło światłem na tyle, by na chwilę odebrać mu wzrok.
Usłyszał, że ktoś zeskoczył i podszedł do niego. Usłyszał też gwar głosów. Poznawał je.
- Patrzcie na tego sztamaka!
- Wygląda jak klump w koszulce!
- Świeżuch, Świeżuch, Świeżuch.
Thomas zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Typowa mowa Streferów. Tak bardzo do niej przywykł, gdy był z tymi chłopakami. Wydawała się taka naturalna.
- Hej, nowy, żyjesz? - spytał go chłopak, który wskoczył do Pudła.
Thomas poznałby ten głos wszędzie. Otworzył szeroko oczy i spojrzał na Strefera z niedowierzaniem, przerażeniem i ulgą. To był Newt. Jego Newt. Nie strawiony przez Pożogę. Nie martwy. Zaskakująco żywy. I patrzący na niego, jak na całkowicie obcego człowieka. Newt wyciągnął rękę żeby pomóc mu wstać, cały czas bacznie go obserwując, czy nie zamierza zrobić czegoś głupiego. Nad Pudłem stało kilkunastu chłopców. Thomas poznawał wszystkich, choć nie z imienia.
Nagle podciągnął pod siebie nogi, objął je ramionami i skuliwszy się, ukrył twarz. Zaczął się śmiać. Cóż innego mógł zrobić. Głosy nad nim ucichły. Pewnie nie tego się spodziewali. Newt cofnął się na sekundę o krok, niepewny, co ma zrobić dalej. Z taką reakcją jeszcze się nie spotkał. Patrzył na chłopaka, próbując go zrozumieć. Gdzieś w głębi czuł, że go zna. Że może mu zaufać. Ale zupełnie nie wiedział, jakie ma do tego podstawy. A nieznajomy nie przestawał się śmiać.
- Hej, nowy - Newt ukucnął tuż przy nim, delikatnie kładąc rękę na jego barku, mimo ostrzeżeń syczanych przez Alby'ego. - Musisz wyjść z Pudła.
CZYTASZ
Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłości
FanfictionThomas cieszy się, że udało im się uratować aż dwieście osób. Nowa kolonia Odpornych miała pozostawać bezpieczna dopóki Kanclerz Paige nie zdradzi jej położenia. Jest szczęśliwy, że Minho przetrwał. Że Brenda przetrwała. Zaskakujące, ale nie odczuwa...