– Och, Mycroft – szepnął, próbując nie okazać swojego zawiedzenia.
Jakaś część jego wciąż wierzyła, że tajemniczy detektyw żyje.
– John – powiedział spoglądając na Grega, który dziwnym trafem trzymał parasolkę mężczyzny.
– Jak sobie radzisz? – zapytał Lestrade z troską.
– Dobrze – skłamał.
– Na pewno? – dopytał podejrzliwie.
– Jest lepiej – skłamał ponownie, chodź po części była to prawda.
– To co, widzimy się na piwie dziś wieczorem? – upewnił się.
– Tak, idź już, transport ci ucieka – machnął ręką, a policjant uśmiechnął i zbiegł szybko po schodach aby dogonić drugiego mężczyznę.
Rozejrzał się po pokoju. Został sam. Naprawdę, dałby wiele, żeby móc znów słuchać popisów Sherlocka, albo jego histerii.
– Zazdroszczę ci John – powiedział brunet, nerwowo stukając palcami w skórzany fotel.
– Czego? – zdziwił się.
– Twój umysł jest prosty. A mój jest niczym rakieta uwięziona na starcie. Jeśli zaraz nie dostanę jakiejś sprawy to nie wytrzymam! – podskoczył na siedzeniu.
– Dopiero jedną rozwiązałeś! – krzyknął w końcu wyprowadzony z równowagi.
– Ale to było rano, John...
Na jego ustach błąkał się cień uśmiechu. Po chwili zachlipał. Rzeczywiście jego emocje okazały się być bardzo zmienne. Przetarł twarz rękawem wysłużonej kurtki i wstał, aby nie patrzeć dłużej na czarny fotel przyjaciela.
Po szybkim prysznicu na który nie miał ochoty i wybraniu jakiś ubrań z szafy oraz walce z samym sobą (naprawdę nie chciało mu się udawać, że wszystko jest w porządku) był gotowy do wyjścia.
Naciągnął na siebie czarną kurtkę i przejechał dłonią po krótkich blond włosach. Wory pod jego oczami i niezdrowa cera jako jedyne zdradzały problemy ze snem oraz brak regularnych posiłków.
– Dasz radę – podniósł się na duchu, zaciskając usta w wąską linie.
Po chwili wyjął telefon. Wystukał wiadomość do Sherlocka. Czemu nie? Jeśli to miało mu pomóc, czemu by nie spróbować.
Idę na piwo z Gregiem
Wysłał.
Szkoda, że to nie z tobą spędzę ten wieczór.
Wysłał po raz kolejny. Tym razem z ledwością powstrzymując się od płaczu. Wziął głęboki oddech i wyszedł, wcześniej informując panią Hudson.
***
– Hej – powitał go inspektor, uśmiechając się lekko.
– Hej Greg – mruknął John, siadając na taborecie przy barku.
Barman skinął głową na mężczyzn.
– Dwie czyste proszę – powiedział siwowłosy.
– Ej. Mieliśmy pić piwo – zauważył John.
Greg tylko uśmiechnął się serdecznie.
Watson odpuścił więc dalszy sprzeciw. Potarł skroń dłonią i oparł podbródek na ręce. W lokalu panowała miła atmosfera. Światełka podwieszone pod sufitem rzucały ciepłe światło, a surowe drewno ładnie współgrało z czerwoną cegłą. Po chwili postawiono przed nim szklankę. Do nozdrzy doktora wdarł się ostry zapach alkoholu. Greg uniósł naczynie w górę.
– Za nieobecnych przyjaciół, John – powiedział.
Watson nic nie dodał. Stuknął tylko i pociągnął łyk wódki. Trochę zapiekło, ale po chwili przeszło go przyjemne ciepło.
***
Do domu wrócił całkiem napruty. Nie pamiętał już ile wypił i jak w ogóle znalazł się w taksówce. Zapewne jego alkoholowy przyjaciel Greg go tam wpakował.
– Proszę wysiąść – poinformował go kierowca – jest już zapłacone. To tutaj.
John skinął głową i dosłownie wytoczył się z pojazdu. Ostatkiem sił wdrapał się po schodach, uprzednio z trzaskiem domykając drzwi.
CZYTASZ
ZNAK//johnlock
FanfictionJohn próbuje się pozbierać po skoku Sherlocka z St. Barts. Nie zdążył powiedzieć mu wielu ważnych rzeczy i pewnie już nie powie, pisze więc do niego wiadomości. Wciąż ma nadzieję, że to wszystko jest tylko "magiczną sztuczką", a pewnego dnia otrzyma...