Wczoraj wróciłem z Austrii. Byłem tam ponad tydzień. W tym czasie nauczyłem się jeździć szybciej. Właściwie, to czuje się jakbym zupełnie na nowo uczył się jeździć. To ciekawe uczucie. Kiedy wsiadłem na lotniskowym parkingu do mojego porsche poczułem, że każda jazda po zwykłej drodze to bułka z masłem. Na torze trzeba cały czas trzymać się odpowiedniej linii. Wbrew pozorom wcale nie jest to takie proste. Ciągłe skupienie i stres, że popełnimy błąd, a w formule 1 za każdy słono się płaci. Jednak nie ma co ukrywać, że to niesamowita frajda i emocje jakich nie doświadczymy w żadnej innej dyscyplinie. Zdążyłem też lepiej poznać mojego australijskiego kolegę. Na co dzień jest to jeszcze przyjemniejszy facet niż na pierwszy rzut oka widać, więc właściwie żaden język nie pozwala tego opisać. Po prostu emanuje optymizmem. Nie ma momentu, w którym by się nie uśmiechał. Chyba przez czas naszej współpracy też trochę się pośmieję. Z pewnością dobrze mi to zrobi. Teraz mam parę dni przerwy. O ile trzy dni można nazwać paroma. Muszę trochę wypocząć, przecież nie chce zwalić pierwszego wyścigu. Debiut jest ważny dla wszystkich. Muszę być dobrze przygotowany, więc oglądam wyścigi na torze Albert Park, bo taką nazwę nosi australijski tor. Dużo także o tym czytam. Nie może się też obejść bez ćwiczeń fizycznych i na koncentrację. Wziąłem wolę w pracy, ale dalej tam pracuję. Na pół etatu, ale zawsze coś. W końcu z czegoś trzeba żyć. Nie żeby słabo płacili kierowcom, ale to pewnego rodzaju koło ratunkowe, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Nie ukrywam trochę się boję. No dobra, bardzo. Właściwie, to kto by się nie bał. W końcu trzeba mieć świadomość, że każdy zakręt może być moim ostatnim. I chociaż mówi się, że to nie te czasy, że w formule 1 się teraz nie umiera, to ten dreszczyk emocji dalej jest. Adrenalina, która nas napędza może nas również zabić. Trudno uwierzyć, jak bardzo nasze życie jest uzależnione od technologii. Tylko ona może mnie uratować. Nikt i nic innego, tylko jakiś system wymyślony przez zaspanego faceta z kubkiem kawy w ręce. Z rozmyślań wyrwał mnie telefon. W słuchawce odezwał się męski głos, który ogłosił mi taką nowinę:
- Pan Collin Stewart?
- Tak - trochę mnie to męczyło. Czułem się stary gdy ktoś się tak do mnie zwracał. Dzięki temu, że mówiono tak ciągle i wszędzie, to miałem wrażenie, że nie mam 22 lat, tylko przeżywam już kryzys wieku średniego. Być może to jest kryzys wieku młodego. Sam nie wiem.
- Do odebranie jest już pańskie Infiniti G37. Może Pan przyjeżdżać w każdej chwili. Jesteśmy otwarci od 10 do 18.
- Wspaniale. - ucieszyłem się, choć nie w stu procentach. Zespół powiedział, że muszę jeździć samochodem ich sponsora. Trochę mi szkoda, bo to oznaczało, że porsche idzie na trochę w odstawkę. - Dziękuję za informację. Do widzenia. - powiedziałem i naciskając czerwoną słuchawkę zakończyłem moją rozmowę z dealerem. Chyba pojadę tam dopiero jutro, gdyż jest już godzina w pół do szóstej, więc nie będę pod koniec dnia męczył biednych, zmęczonych ludzi. Nie mam serca. A może po prostu mi się nie chce? Mniejsza o to. Zresztą co to za różnica.
***Dzisiaj mamy środę trzynastego. Dobrze, że nie piątek. Mam jednak cichą nadzieję, że nie dopadnie mnie pech. Wylot do Australii miałem za cztery godziny, ale jak zwykle mój plan poprzednich dni był na tyle dobrze ułożony, że nie uwzględniał pakowania się. W sumie, to powoli dochodzę do perfekcji jeżeli chodzi o tą sztukę. Największym plusem tej umiejętności jest, że nie potrzebuje całego dnia, aby być gotowym. Teraz cały temat mam zakończony po pół godzinie.
Nie minęło dużo czasu, a ja wysiadałem już z nowiutkiego Infiniti. No dobra, jest wygodniejszy niż porsche, ale nigdy w życiu bym go nie zamienił. W wejściu stali już Marcus i Daniel. Pierwszy w czerni, a drugi z bananem na twarzy. Ciekawe co robi tu mój zespoły partner, skoro jest Australijczykiem, a to właśnie tam odbywa się inauguracyjny wyścig. Może przyjechał do Anglii, żeby trochę pozwiedzać. To interesujący kraj, nie ukrywam. Witam się się z jednym i drugim, potem wchodzimy do środka. Odprawiamy się szybko, ale nie zdążyliśmy dość dalej, gdyż zatrzymał nas mężczyzna z czapką z logiem Toro Rosso. Powiedział nam, abyśmy udali się na płytę lotniska. Jak się za chwilę dowiedzieliśmy, mamy lecieć z wyżej położonymi pracownikami prywatnym samolotem. Nigdy nie leciałem prywatnym samolotem. Cóż, podróże kształcą. Na pokładzie było oprócz naszej trójki jeszcze kilka osób, między innymi Franz Tost, nasz szef. Też nie wiem, co go sprowadziło do Brytanii. Może interesy.
Po oderwaniu się od ziemi zaczęliśmy rozmawiać. Pierwszy zaczął Daniel.
- Boisz się, Collin? - spytał.
- Trochę. Zresztą, to mój pierwszy sezon w formule 1. Dla Ciebie wyścigi to już chleb powszedni. - powiedziałem z uśmiechem.
- Jeżeli jeden pełny sezon uważasz za duże doświadczenie.
- Jest z pewnością większe niż moje. - Jeszcze raz uśmiechnąłem się.
W ten sposób minęła nam podróż. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy, śmialiśmy się. Jednak wszystko kiedyś się kończy. Szkoda, choć nie mogłem się doczekać pierwszego treningu na Albert Parku. Nagle jednak przez myśl przęszła mi Natalie. Przez ostatni tydzień byłem tak zajęty jazdą, że zapomniałem o niej. ,, Ciekawe czy lubi wyścigi'' myślałem.
Niedługo wylądowaliśmy i wyszliśmy z samolotu. Zabraliśmy bagaże i wyszliśmy z lotniska. Stała tam jakaś dziewczyna. Nagle podszedł do niej Ricciardo i ją przytulił. Chwilę pokalkulowałem i już wiedziałem, kim jest znajoma Daniela.
- Kurwa... - szepnąłem do siebie przystając. Stałem jak wryty. - Jak to możliwe. - Musiałem mieć bardzo głupią minę, bo Marcus zapytał mnie czy wszystko ok. Na szczęście ani Australijczyk, ani dziewczyna nie zauważyli mojego zdziwienia.
- A to mój przyjaciel, Collin. Razem jeździmy w Toro Rosso - powiedział i wskazał mnie. Chyba dziewczyna też dopiero teraz zauważyła, że mnie zna.
- Collin... - powiedziała niepewnie.
Bez słowa odszedłem. Nie byłem pewny tego co się dzieje, ani tego co robię. Po chwili dziewczyna też odeszła, ale w przeciwnym kierunku. Potem usłyszałem tylko Daniela wołającego za nią : Edith!Infiniti G37 coupé Collina
Mam nadzieję, że się podoba. Piszcie swoje opinie w komentarzach. Przepraszam, że rozdziały wstawiam trochę rzadko, ale szkoła wymaga czasu. Niestety. Wytrzymajcie.
Pozdrawiam
topgearman
CZYTASZ
W pogoni za legendą
Teen FictionWielkie marzenia, szybkie samochody, nieoczekiwane romanse. Czy mając tyle spraw na głowie i będąc pod naciskiem przymusu wygrywania da się normalnie żyć?