Część Bez tytułu 5

19 0 0
                                    

Od czasu wyjazdu do Liverpoolu nasza "rodzinka" się naprawdę zżyła. Stopniowo, ale dla mnie myślącej o tym po czasie to było nagle. 

W tej chwili staliśmy się naprawdę dobrą paczką przyjaciół. Przynajmniej jako tako, bo dziewczyny nadal po części były ich zabawkami. 

Czy ja się stałam jedną z zabawek ? 

Nie, na pewno nie w sensie fizycznym. Bo Kerns o wiele bardziej dbał o naszą relację w kwestii emocjonalnej.  Od tamtej pamiętnej kolacji, kiedy poniekąd przypieczętowałam swój los na resztę trasy nie było "powtórki z rozrywki".  Chociaż tak naprawdę od początku przykładał większą wagę do tego przywiązania psychicznego to i tak poniekąd doceniałam, że mimo wszystko nadal było tak jak było.      

Pewnie i on miał odrobinę wyrzuty w stronę swojego małżeństwa - nie dziwię się - ale i nie chciał traktować mnie jak reszta zespołu traktowała swoje "zabawki". 

Chociaż po prawdzie, to naprawdę los Mayi, Miiko, czy bliźniaczek mocno wyszedł na prostą. Mimo wciąż często widocznych przerażenia i nieśmiałości, zaczynały teoretycznie wracać do jako takiej stabilności i normalności psychicznej.    Muzycy szli im w wielu kwestiach na rękę, w sensie nie zmuszali ich do wszystkiego, co robiły do tej pory, a zamiast tego okazywali im zdecydowanie cieplejsze uczucia niż wtedy, kiedy tu weszłam. Można było nawet zakładać, że każdy z nich jako tako rozwijał ich relacje psychiczne z dziewczynami, a może nawet się w nich zauroczyli. 


Siedziałyśmy teraz w kawiarence, przed jednym z ostatnich koncertów. Oni na próbie, a ja z dziewczynami na mieście. 

Nie, żeby mi nie zależało na tym, żeby być na barierkach na koncercie, ale wiadomo, że setlist nie zmieniali aż tak bardzo, a mimo wszystko mając członków zespołu i ich muzykę oraz towarzystwo na co dzień mniej mnie tam ciągnęło.  Co więcej, coś co na początku było rollercoasterem i swego rodzaju dziką odskocznią też powoli stawało się normą. 

Nie żałowałam tego doświadczenia w żadnym wypadku, ale jednak nie obraziłabym się za jako takie pozostanie w jednym miejscu na dłużej i ogarnięcie sobie życia. 

Miiko piła Matcha Latte, a Maya rozmawiała z Aidą i Alią. Ja siedziałam nad kubkiem czarnej kawy ze słodzikiem i myślałam nad sensem życia.  

Westchnęłam. Jeszcze został tylko ten koncert. Ostatnie kilka dni trasy.

W sumie, z jednej strony no właśnie, nie chciałam stąd jechać, bo nie wiedziałam co będzie powrocie, a z drugiej chciałam zacząć żyć normalnie. Niekoniecznie w starych miejscach, bo wiadomo, że rodzinka myśli, że mnie nie ma, to i raczej do kraju mi się nie spieszyło. Rozmyślałam sobie tak o prawdopodobnym miejscu, kiedy moje rozmyślania przerwał zwyczajowy dzwoneczek na drzwiach lokalu.

Do kawiarni weszli Saul, Frank, Brent, Myles i Todd.  Usiedli z nami, z czego każdy po zamówieniu, odebraniu kaw i przywitaniu się zajął się swoimi napojami.

Przechodziłam po muzykach wzrokiem, dłużej jedynie skupiłam się na Toddzie, ale po sekundzie spuściłam wzrok i patrzyłam na swoją czarną kawę. 

- Sue, can we talk ? - Spytał Todd niby swobodnie, ale czułam, że coś jest nie tak jak powinno.

Wzruszyłam ramionami i przeszłam za basistą w dalszy róg lokalu. 

- Is everything alright ? - Spytał.

- I don't know. I mean, physically, yes. But there's something bittersweet around. - 

- What is wrong ? - Zmartwił się. - Is there anything I could do ? - 

- No. - Westchnęłam. - I mean, I don't know. - Skrzyżowałam ramiona na piersi i oparłam się plecami o ścianę. - It is just the fact, that I will be soon gone from here and I don't have any green idea what to do afterwards. For some reason I would like to settle somewhere, but at the same moment I am quite scared and unsure about it. Living with you was crazy, but right now it is also getting out as a routine. - 

Podróż życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz