Spojrzałam po raz kolejny zrezygnowanym wzrokiem na wyświetlacz telefonu.
Wciąż dzwonił.
Nacisnęłam zieloną słuchawkę, następnie przykładając urządzenie do ucha.
— Eunji, czy wszystko z tobą w porządku? — usłyszałam od razu głos różowowłosego. Brzmiał inaczej niż wcześniej. Był jakby roztrzęsiony i podenerwowany. — Twoja przyjaciółka zadzwoniła do organizacji i zażądała, żeby ją ze mną połączyli. Opowiedziała mi o wszystkim...
— I co? — przerwałam mu, pociągając nosem. — Ta papla nie potrafi trzymać języka za zębami. Nie powinna się w ogóle w to mieszać, przecież ją o to prosiłam.
— Przecież nie zrobiła nic złego. Eunji, jak się czujesz? Wiadomo już coś więcej?
Przymknęłam oczy, starając się nie rozpłakać. Na samą myśl o babci i jej stanie, czułam zbierające się pod powiekami łzy.
— Nie mam jeszcze dokładnych informacji. Czekam na konsultacje lekarzy — odpowiedziałam, odchylając głowę do tyłu.
Czułam się beznadziejnie. Mój cały świat właśnie legł w gruzach.
— Potrzebujesz czegoś? — odezwał się po dłuższej chwili, przerywając niezręczną ciszę.
— Nawet jeżeli bym czegoś potrzebowała, to nie jesteś w stanie mi pomóc — odparłam, przeczesując dłonią swoje włosy. Byłam wściekła na Jiwoo za to, że zadzwoniła do organizacji i wygadała się Kihyunowi o tej całej sytuacji.
— Rozumiem, że przechodzisz teraz trudne chwile z powodu swojej babci, ale...
— Wy wszyscy tak doskonale rozumiecie sytuację, w jakiej się znajduję — sarknęłam, nie dając chłopakowi dojść do słowa. — Nie wiecie nic. Ani ty, ani Jiwoo, ani żaden inny człowiek.
— Eunji, nie denerwuj się...
— Nie denerwuję się — syknęłam przez zaciśnięte zęby. — Po prostu nie lubię, kiedy ktoś wmawia mi, że wie, jak to jest. O moich rodzicach też ci się zdążyła już wygadać, czy jeszcze nie? Nie lubię, kiedy ktoś organizuje coś za moimi plecami. To naprawdę nie fair w stosunku do mnie.
— Jiwoo zrobiła to z myślą o tobie, bo nie chciała, żebyś została z tym wszystkim sama.
— Oh, więc jednak opowiedziała coś więcej? — zapytałam, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. — Wyśmienicie.
Spojrzałam w stronę drzwi oddziału intensywnej terapii i aż poderwałam się do góry, widząc grupę wychodzących stamtąd lekarzy.
— Nie mogę teraz rozmawiać. Cześć — rzuciłam, następnie rozłączając się.
Przeczesałam nerwowo włosy dłonią, wstrzymując oddech na widok sztabu lekarzy.
— Zadecydowaliśmy o operacji. Występuje zagrożenie życia, więc musimy dokonać tego w trybie natychmiastowym — zaczął czarnowłosy lekarz. Ten sam, który rozmawiał ze mną wcześniej. — Niestety nie wiemy, jak wielkie szkody zostały wyrządzone poprzez pęknięcie tętniaka. O wszystkim dowiemy się w chwili otworzenia.
— Uratujecie ją, prawda? — zapytałam z nadzieją w głosie.
— Operacja będzie bardzo ryzykowna — odpowiedział drugi, nieco wyższy lekarz. — Pani babcia jest już w podeszłym wieku. Nie wiemy, czy jej serce to wytrzyma. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ją utrzymać przy życiu.
Po tych słowach spojrzeli po sobie, następnie udając się z powrotem na oddział. Osunęłam się na krzesło, nie mogąc przyjąć do świadomości słów lekarzy.