Przy śniadaniu Wielka Sala wręcz huczała przez podekscytowanych uczniów, zaciekle dyskutujących o co najmniej niecodziennym przybyciu Harry'ego i Rona do szkoły. Nawet wśród Ślizgonów sprawa ta wywołała niemałe poruszenie - w głównej mierze jednak nabijali się okrutnie z Pottera, bez większego powodu. Kpiące komentarze niezbyt obchodziły Gallateę, tak samo jak ta cała wrzawa - jej myśli wciąż krążyły wokół nocnej rozmowy z Albusem. Prośba przyjaciela nie zaskoczyła jej, chociaż obiektywnie rzecz biorąc powinna. Spodziewała się jego wizyty, ponieważ sama wczorajszego popołudnia doświadczyła ciężkiego do wytłumaczenia ataku niepokoju, którego źródła nie znała. W pełni zgadzała się z opinią dyrektora - niewątpliwie ciemne chmury zbierały się nad Hogwartem i z całą pewnością w najbliższym czasie coś się wydarzy, mącąc spokój zamku oraz jego mieszkańców. Salę opuściła przed swoimi znajomymi, nie mając chęci na tłumaczenie się z gorszego nastroju. Idąc samotnie korytarzem zerknęła na plan zajęć i warknęła zirytowana. No wspaniale! Nie ma to jak zmienienie kiepskiego poranka w paskudny dzień - zgodnie z rozkładem bowiem już za chwilę miała rozpocząć dwie godziny eliksirów. Dwie długie, ciągnące się w nieskończoność godziny w jednej klasie z Severusem...bo czyż życie mogło być zbyt komfortowe? Powłócząc niechętnie nogami, zawlokła się do lochów i Pokoju Wspólnego Slytherinu, w którym przywitała się z kilkoma starszymi Ślizgonami - znała dobrze ich twarze i brzmienie głosu, ale imion nie zapamiętała, bo i po co? Ociężale weszła do swojego pokoju, zabrała z łóżka torbę i wcisnęła do niej niezbędne przedmioty, upychając je na przysłowiowego chama. Wracając do Pokoju Wspólnego natknęła się na Parkinson - po prostu pięknie! Czując, że to nieuniknione nawet nie próbowała uciekać od kłótni z małą, zawziętą wiedźmą. Nie powinna tak myśleć o dzieciach, ale na brodę Merlina! Jak ta wyszczekana jędza działała jej na nerwy.
- Idziesz na eliksiry Dumbledore?
Szczekający sposób mówienia Pansy wwiercał się boleśnie w uszy płomiennowłosej. Parkinson dała jej doskonałą okazję na sarkastyczną ripostę, ale jakoś nie chciało jej się wdawać w zbędną dyskusję. Odetchnęła głęboko, by się uspokoić i nie dać sprowokować, w razie czego.
- Zgadza się panno Parkinson. - perfekcyjnie powstrzymała się od złośliwości.
O dziwo przez ponad minutę nie padła żadna kąśliwa uwaga. Może Pansy źle się czuła? Zdecydowanie musiała być chora! Jak to, tak bez wyzwisk? Tea zerknęła na Ślizgonkę, która wpatrywała się w nią z pewnym rodzajem zmieszania.
- Słuchaj Dumbledore, nie trawimy się nawzajem i wszyscy o tym wiedzą. Może spróbowałybyśmy zakopać topór wojenny? Tak na próbę. W końcu jesteśmy w jednym domu.
Propozycja Parkinson mocno zdziwiła płomiennowłosą - nie uważała, by Pansy zaliczała się do osób, które łatwo opuszczają. Jednak możliwość przystopowania nieco złośliwości, wydała się jej nad wyraz kuszącą opcją. Przyjaźń nie wchodziła w grę - oj nie! Za to nienaznaczona kipiącą wrogością znajomość, czemu by nie spróbować? Po prawdzie dość już miała utarczek z mopsem - ani jej to nie bawiło, ani nie stanowiło wyzwania.
- Zastanowię się Parkinson. Chodźmy na zajęcia. - rzuciła neutralnie, kierując się w stronę wyjścia.
Czarnowłosa uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła tuż za nią. Ich wspólna droga pod salę eliksirów nie przebiegła szczególnie rozmownie - Pansy nawet chciała pogadać, ale nie potrafiła znaleźć tematu wspólnego z błękitnooką. Obserwowała ją co prawda, jednak nigdy nie starała się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Nie miała pojęcia co lubiła Dumbledore, czym mogła się interesować, ani nic takiego. Po prostu szła ramię w ramię z płomiennowłosą, nie chcąc przerywać ciszy pod byle pretekstem. Pod klasą przywitały je pytające spojrzenia. Ślizgoni mocno zdumieni przypatrywali się dziewczętom, nie mogąc w żaden logiczny sposób wyjaśnić ich nagłego pojednania. Najszybciej ze stagnacji otrząsnął się Blaise, który rozgonił niezręczną atmosferę głośnym wybuchem śmiechu. Podszedł do koleżanek i zarzucił rękę na bark Tei, szczerząc się do niej szeroko.
CZYTASZ
Córa rodu Phoenix.
FanfictionLady Vallerin Crown, córa rodu Phoenix - kobieta, której miłość do czarodzieja już raz złamała życie, po raz kolejny daje się wciągnąć w świat magii. Na prośbę swego przyjaciela, Albusa Dumbledore'a, wraca do Hogwartu, żeby mieć tam na oku młodego...