Rozdział 14

4K 292 10
                                    


Gdy się już całkowicie uspokoiłem podzieliłem się moją decyzją z Blasem, zastanawiając się jak zareaguje. On spojrzał na mnie z wielkim szokiem na twarzy. Onieśmielał mnie swoim wzrokiem spoczywającym na mnie. Przewrócił mnie na bok, znajdując się nade mną. Wtulił się we mnie, jednak nie przygniatał mnie swoim ciałem, podtrzymywał się w jakiś sposób.

-Dziękuję... - wyszeptał, nie luzując uścisku.

Że mnie to zaskoczyło, dopiero po chwili także go przytuliłem. Jednak zaraz uświadomiłem sobie, że powinienem zrobić test. Niby podczas rui szansa, że zajdzie się w ciąże jest niemalże stu procentowa, ale zawsze mogę być tym jednym czy czterema procentami, które mają to szczęście i nie zajdą. Ale to była marna szansa. A moje szczęście do takich szans jest, jak już pewnie wiadomo, nawet na minusie. Jednakże warto się upewnić. Tylko szkoda by było tego zamieszania...

Ostrożnie odpakowałem test, przystępując do jego wykonania. Chciałbym, żeby to był sen. Chciałbym się obudzić i wiedzieć, że to wszystko jest tylko wytworem mojej wyobraźni. Żyć ze świadomością, że wszystko przede mną jeszcze... jednak wyszły dwie kreski...

Znów nie wiedziałem czy się cieszyć czy płakać. Miałem mieszane uczucia. Niby chciałem ale jednak strach pozostawał. Niedawno skończyłem przecież osiemnaście lat, mam prawo się bać! 

Spodziewałem się mimo wszystko takiego wyniku. Wróciłem więc do salonu, gdzie czekał na mnie Blase.

-I? - zapytał patrząc na mnie wyczekująco.

Skinąłem głową, potwierdzając nasze wcześniejsze przypuszczenia, po czym usiadłem koło niego.

-Jeyden... ja... tak się cieszę... proszę, uśmiechnij się. I nie rób miny, wyrażającej zupełną obojętność. Błagam cię....

Spuściłem głowę, następnie nagle siadając mu na kolanach i uśmiechając się delikatnie. Przytuliłem się do niego bo.. po prostu tego potrzebowałem. Czułem, że to pozwoli mi się pozbyć, a przynajmniej zagłuszyć, negatywnych emocji. Chyba miałem rację.

-Kocham cię Jeyden, bez względu na to jakiej decyzji byś nie podjął... zapamiętaj to, dobrze?

-mhm- zastanowiłem się chwilę, po czym stwierdziłem, że w sumie mogę go zaskoczyć. Pocałowałem go więc, sam. Z własnej woli. On bez większego namysłu oddał pieszczotę, podczas krótkich przerw uśmiechając się.

Niewinny pocałunek przerodził się w o wiele bardziej namiętny, ale bardziej w stronę okazywania uczuć, nie posunięcia o krok dalej. Takie przynajmniej miałem wrażenie. Chociaż i tak na razie na nic więcej nie miałem ochoty. Wyglądało na to, że Blase także. To dobrze.

Emocje związane z odkryciem zaczynały opadać i dopiero w pełni uświadomiłem sobie, na co się zdecydowałem. Znaczy, oczywiście, przemyślałem to i pobieżnie oswoiłem z tą myślą, jednak mimo wszystko ciąża...

To dla mnie zupełnie coś nowego, obcego. Jak najbardziej w sierocińcu mówili nam o tym wszystkim, w pewnym senie przygotowywali psychicznie jednakże, co ma przygotowywanie do czegoś, co jest odległe, do aktualnej sprawy? Jak dla mnie to się wszystko działo w zbyt dużych odstępach czasu.

Szczerze mówiąc, zdziwiła mnie moja decyzja. Aczkolwiek muszę przyznać, że jakaś cząstka mnie chciała mieć dziecko z Blase. I wygrała spór ze strachem. W sumie to nawet dobrze.

-Blase- odezwałem się nagle- chodźmy na spacer...

-Teraz? -zaskoczyło go to pytanie.

Pokiwałem głową.

-No dobrze, tylko musisz się ciepło ubrać by...

-Przecież wiem....- przerwałem mu, na co ten się uśmiechnął.

-Wiem, że wiesz. Ale wolałem przypomnieć- pocałował mnie delikatnie w czoło, po czym wstał i pociągnął mnie w stronę przedpokoju.

Zima chyliła się ku końcowi, śniegi powoli zaczynały topnieć. Oczywiście, warstwa zalegająca ziemie przez te wszystkie miesiące nie zniknie w jedna noc, z tym powolnym ociepleniem jest to niemożliwe. Dlatego też chciałem skorzystać z tych pięknych widoków póki jeszcze mogłem.

Przechadzaliśmy się poboczem pustej, rzadko uczęszczanej drogi, podziwiając widok ośnieżonego lasu, póki mogliśmy. W oddali dostrzegłem, jak mi się wydaje, tego samego lisa, co poprzednio. Ale oczywiście nie miałem pewności. Większość lisów wygląda tak samo, a tamten mi się nie przedstawił, więc... co ja gadam. Jak lis miałby mi się przedstawić? Pokazałem go Blase, a ten stwierdził, że w okolicy żyje ich nawet sporo.

Czyli to mógłby być inny. No cóż, nie jest mi jakoś smutno z tego powodu. Nagle z drzewa osunęła się potężna czapa śniegu osłaniając ciemną zieleń jego igieł. Spłoszyła małe stworzonko, które uciekło w las. 

Zrobiło się chłodniej, więc postanowiliśmy wrócić. Nie chcieliśmy mimo wszystko się przeziębić, o co w taką pogodę przecież nie trudno. A jeszcze będzie wiele zim, do oglądania.


Sieemka!

Kolejny rozdział, trochę krótszy :c

Mam nadzieję jednak, że wam to nie przeszkadza, ni nic...

Prawda?

Dziękuje, że mnie kupiłeś |abo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz