odyssey of sorrow and mischief

870 103 81
                                    


- Obiecuję ci, bracie, że słońce oświetli nas jeszcze swoim blaskiem.

Bóg psot. Ironiczna, zimna żmija, której jadu należy się wystrzegać. Mami, toksyczną, duszącą zielenią czarów. Wodzi nimi za nos samego Gromowładnego. Przemyka w cieniu jego chwały. Pełznie niezauważalny ciemnymi, wilgotnymi korytarzami. Jest dzięki temu bezkarny. Lokiemu nie można ufać pod żadnym pozorem. Jego bliskie towarzystwo jeży włos na karku, przyspiesza rytm kołaczącego serca. On, Loki, we własnej osobie, patrząc w srebrne, lustrzane odbicie, nie obdarzyłby się zaufaniem. Jest bowiem najlepszym fałszerzem całego Asgardu. Perfekcyjnie opanował sztukę udawania kogoś, kim nie jest.

-

- Czym jestem? - nie pyta, a syczy. Głos Lokiego drży od tłumionych emocji, przesycony goryczą i chłodem. Zimnem, które od chwili poczęcia krąży w żyłach boga. Czuje, jak lód rozpala do czerwoności jego synapsy. Rozpierająca go furia, niczym prąd przepływa przez układ nerwowy. Zaciska i prostuje palce. Nie spuszcza wzroku ze starszego mężczyzny.

-Jesteś moim synem. - odpowiada Odyn, obdarzając go spojrzeniem opanowanego, doświadczonego przez czas władcy. Stoi kilka stopni wyżej od niego, co nadaje jego figurze szlachetności. Siwe fale miękko spływają na ramiona Wszechmocnego. W tonie wypowiedzianych słów wyraźnie wybrzmiewa rozwaga, nabrana z biegiem lat panowania. Nie ma w nim krzty troskliwego rodzica; to nie jest rola, jaką dane jest mu pełnić. Nie może być dwiema osobami jednocześnie.

Oczami wyobraźni widzi chwilę, w której po raz pierwszy unosi ciało tego kruchego chłopca. Wstrząsany spazmami płaczu, mały potwór o przeraźliwie niebieskim, wyziębionym odcieniu skóry. Przyciska do siebie niemowlę, a w jego bujnej brodzie toną łzy dziecka. Na powrót odsuwając je od siebie, wodzi okiem po wykrzywionej grymasem buzi. Hełm Odyna wygląda raczej złowrogo, a krew tocząca się z oczodołu po świeżo wyłupionym oku powoli opływa jego policzek. Mimo to niemowlę milknie, z zainteresowaniem i spokojem wpatrując się we Wszechmocnego.

Teraz, osoba, którą przygarnął i wpuścił do swego królestwa, stoi przed nim przepełniona trwożącą złością. Miał być obietnicą pokoju w Dziewięciu Królestwach, a tymczasem przeobrażał się w rosnącą w obliczu Asgardu groźbę. Obdarty z godności, postawiony przed obliczem prawdy, która mrozi mu krew w żyłach.

- Czym więcej niż twoim synem. POWIEDZ MI! - jego twarz jest odzwierciedleniem buzującej w nim wściekłości, która wraz z końcem wykrzyczanych słów, ustępuje sparaliżowanemu bezbronnością chłopcu.

Odyn jednakże tego nie dostrzega.


- Nigdy nie będziesz bogiem.

Każda bajka ma swój czarny charakter. Thor, w swoim życiu pełnym chwały, potrzebuje Lokiego, by był tym, kim jest. Uosobieniem zła, kimś, na kogo może rzucić swój cień. Bez brata, byłby nikim. Zwykłym bogiem, który nie zasłużył się wystarczająco w oczach Odyna, by zostać królem. Kolejne zdrady Lokiego są swego rodzaju wymogiem, pozwalającym Gromowładnemu błyszczeć. Dają mu możliwość samorozwoju.

Loki wmawia sobie, że nie potrzebuje ani miłości, ani akceptacji. Łatwiej jest wierzyć w to, że się na nie nie zasługuje, niż stawić czoło rzeczywistości i zaakceptować to, że nikt nie jest w stanie mu owych rzeczy zaoferować. Nie wystarcza to, by nie tylko nienawidził go cały Asgard, ale również i on sam musi sobą gardzić. Z mniejszym trudem przychodzi mu wtedy żałoba, po śmierci przybranej matki, na którą wydał wyrok własną ręką.

odyssey of sorrow and mischief - loki laufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz