- Zabawę czas zacząć! - krzyknął na wstępie Blaise, który czuł się wyśmienicie wiedząc, że za chwilę złamie z przyjaciółmi jakieś dwadzieścia punktów ze szkolnego regulaminu - Smoczku kochany! Jak ja tęskniłem za naszymi nocnymi wyprawami.
- Cicho Blaise! - warknął Draco, który miał wielką ochotę walnąć się z otwartej ręki w czoło, wyrażając tym samym jak bardzo nie może uwierzyć w debilizm swojego przyjaciela.
- Proszę, proszę... To dlatego tak często umierałeś z Zabinim na śniadaniu. A tak przyrzekaliście, że nigdzie beze mnie nie imprezowaliście... - powiedziała prześmiewczym głosem Pansy, prychając na końcu, by podkreślić dramaturgię.
- Oj, no wiesz Panny... To były takie męskie ekspady, jeśli wiesz co mam na myśli - poruszył brwiami czarnoskóry w jednoznacznym geście.
- O fuj! Dobra. Cofam wszystko. Nie chcę, byście kiedykolwiek brali mnie ze sobą, gdziekolwiek!
- Przynajmniej ciebie mamy z głowy - uśmiechnął się Malfoy.
- A co to, przepraszam bardzo miało znaczyć!? - zapytała piskliwym głosikiem Pan.
- ... Że czas nas goni. Patrzcie jak się zasiedzieliśmy... Lada moment deadline! - odpowiedział po dłuższej przerwie Blaise.
Reszta ekipy, śmiejąca się w rogu starej klasy od eliksirów uspokoiła się i przybrała na twarze poważne miny. Chłopak miał rację... Teraz muszą ocalić swoją przyjaciółkę.
***
Pansy i Theodor ukryli się za gargulcem stojącym naprzeciwko wejścia do Skrzydła, mieli na bieżąco wszystkich informować o ewentualnych przeszkodach lub zbliżającym się celu.
- Trochę awkward, że akurat my jesteśmy ustawieni na tej samej pozycji, zapewne na wiele godzin, sami, w ciasnej przestrzeni, sami, bez żadnych gapiów, sami... No wiesz, niezręczna sytuacja... - wyszczerzył się Theo, po czym bez zastanowienia rzucił się do ust dziewczyny. Całował ją niemalże brutalnie, pragnąc jej przekazać jak bardzo tęsknił za ich relacją.
Pansy na początku była zaskoczona.
- Co on na gacie Merlina wyprawia, to poważna misja... - pomyślała.
Ale gdy tylko zrozumiała, że Nott nie zamierza przestać dopóki ona nie wykona jakiegoś ruchu od razu zmieniła tok myślenia.
- Cholera... Tak... Bardzo... Za... Tym... Tęskniłam...
Robiło się już trochę niezręcznie, gdyż tylko chłopak był zaangażowany w pocałunek, choć to bardziej był gwałt na ustach Parkinson, kiedy czarnowłosa w końcu postanowiła ponieść się emocją i pokazać temu głupkowi, że odwzajemnia jego uczucia do cholery!
***
- Co z nimi? Mieli zameldować kiedy będą na stanowiskach - wkurzył się Draco.
- Och... Dracuś... Ty głuptasie. To chyba jasne jak słońce - szepnęła mu zmysłowym głosem Astoria.
- Chyba nie robią tego na korytarzu? - zapytał przerażony, obrzydzony i trochę zazdrosny blondyn.
- Bez przesady! Aż tacy powaleni nie są! Chyba... - dziewczyna zastanowiła się przez chwilę - Nieee... No co ty... To by była hot plota, która by się trzymała na językach wszystkich Hogwartczyków do końca roku, gdyby któremuś z nas się to wymksnęło.
- Dokładnie. Gdyby... - zaśmiał się Smok - sprawdzimy to?
- Ble... Nie! Nie po to się tak natrudziłam, żeby ich tam ustawić, żebyś mi zepsuł mój plan.
- Czekaj... Czyli... Oni są tam po to, byś miała satysfakcję z tego, że ich ponownie spiknęłaś?
- No, a co ty myślałeś? Że Blaise jest zaraz za rogiem obok nich, żeby potwierdzać, że dobrze widza? - roześmiała się perliście Greengrass i gdyby nie to, że Draco Malfoy zakochał się już w czyimś śmiechu, pewnie byłby teraz w siódmym niebie, mogąc słyszeć dźwięczny śmiech ślizgonki, lecz jak można się domyślić, nie zrobił on na nim żadnego wrażenia.
- Uwaga, uwaga... Papryka zbliża się do bigosu... Powtarzam... papryka - rozległ się nagle głos Zabiniego, który po chwili przerwał zirytowany książę slytherinu.
- Mów jak człowiek, a nie jakiś niedorozwój Blaise!
- Trucicielka na mojej dwunastej, zbliża się do jaskini Pomefry! Lepiej!? - zawył ślizgon - Potrzebuje wsparcia.
- Już idziemy... Czekaj na nas!
CZYTASZ
Definition of Life || Dramione
FanfictionDramione 2 część Great Flame is Born from a Small Spark