Rozdział 2

4.4K 261 13
                                    

Młody hrabia stał w ciemnej uliczce Londynu nie wiedząc co ma dalej robić. Patrzył jak jego kamerdyner walczy z kimś kogo płci nie był w stanie określić i z gracją unika cięć piły, a raczej kosy śmierci. Gdy wracał wspomnieniami do tej nocy wiedział, że to jego wina. Zupełnie stracił czujność, ale widok wysiłku Sebastiana wprawił go w osłupienie. I chociaż z sekundy na sekundę szala wygranej przechylała się na ich stronę był naprawdę przerażony. Nigdy nie okazywał emocji, toteż na jego twarz skradła się jedna z tych nieprzeniknionych masek i w napięciu czekał na rozwój wypadków wpatrzony w cienie na dachu. Kątem oka zarejestrował ruch jednak było już za późno. Madame Red złapała go za koszulę i przycisnęła do ściany przystawiając mu sztylet do krtani.
-J-ja.. Ja n-nie mogę... T-ten chłopiec...-
mówiła przez łzy. Zaskoczony hrabia sięgnął do kieszeni, lecz gdy jego palce trafiły na chłód broni zawachał się. -Teraz paniczu!- usłyszał polecenie Sebastiana i przez dziwną chwilę wydawało mu się, że można by doszukiwać się w tych słowach nutki strachu lub gniewu, lecz nie był to odpowiedni czas na rozmyślania. Ciotka trzymała go pewnie, lecz nie była w stanie docisnąć ostrza na tyle, by go zranić, tak jak on sam nie był wstanie przystawić jej lufy do skroni.  A Sebastian był przerażony. Tak przerażony jak jeszcze nigdy, a żył dostatecznie długo, by doświadczyć już prawie wszystkiego. Mimo to zawachanie jego pana w tak niebezpiecznym momencie go rozzłościło. Głupi bachor jak zwykle wszystko zostawia jemu i to będzie jego wina jeśli zgi... Coś w nim pękło. Oczy zaświeciły czerwienią i chciał zamachnąć się na tego obrzydzającego go żniwiarza, przez którego jego panicz znalazł się w tak niebezpiecznej sytuacji, lecz tamten jak gdyby stracił nim  zainteresowanie i zeskoczył z dachu w stronę Madame i hrabi. Ciel wpatrywał się w ciocię jak sparaliżowany. Wspomnienia przepływały mu przez pamięć. Nagle tuż za nią pojawiła  okrutnie uśmiechnięta postać. -Widocznie nie jesteś wystarczająco silna moja droga.- Młody hrabia zdążył tylko usłyszeć dźwięk piły. Krew chlusnęła na niego brudząc ubrabie i twarz. Gdy ucisk na jego koszuli zelżał, zsunął się po ścianie z szeroko otwartymi oczami. Dalej jakby wszystko się rozmywało, wściekły Sebastian prawie rozszarpujący tamtą istotę, ciało Madame Red leżące niedaleko z rozprutym brzuchem i wysoki mężczyzna, który przyszedł by  przeszkodzić w zabiciu czerwonowłosego. Ciel miał wrażenie, że to tylko kolejny koszmar i zaraz się obudzi, choć wcale tego nie chciał. Mógłbym poprostu zasnąć, to byłoby łatwiejsze...
-Paniczu już po wszystkim, słyszysz mnie? Paniczu to ja już nic ci nie grozi, spójrz na mnie. Jestem przy tobie, już..- słowa lokaja przedzierały się do jego umyśłu. Wzrok znów się wyostrzył i zobaczył twarz swojego sługi tuż przed sobą. On się martwi przemknęło mu przez głowę. Ale to nie możliwe, to potwór niezdolny do uczuć... -Ciel, już po wszystkim.- Sebastian zdjął rękawiczkę i delikatnie starł krople krwi z policzka chłopca troszkę zbyt długo nie odsuwając dłoni. Chciał poczuć jego ciepło, otrzymać dowód, że jego panu nic się nie stało, że zaraz wrócą do domu, a on przygotuje mu mleko z miodem i ułoży do snu. Lecz Ciel był blady i choć nie pokazywał tego po sobie czuł się okropnie. Przez chwilę wpatrywali się w siebie. Demon w podartym garniturze klęczący przed małym chłopcem z lekarską przepaską na oku z nasiąkniętymi krwią ubraniami. Krew... Hrabia odepchnął kamerdynera i wstał podtrzymując się ściany. Na trzęsących się nogach podszedł do ciała i spojrzał na twarz kobiety, która tak wiele dla niego znaczyła i która jeszcze przed chwilą próbowała go zabić. Mogła to zrobić, zawachałem się. Ale była zbyt słaba, dlatego nie żyje. Jak gdyby opuściły go wszystkie siły. Wszystko zawirowało mu przed oczami i prawie upadł na twardy bruk. Sebastian jednak był wystarczająco szybki by złapać go w ramiona. Znów wpatrywali się w siebie jakby żadne słowa nie pasowały do ich obecnej sytuacji. -Puść mnie Sebastianie, pozwól mi upaść.- Lokaj odgarnął mu kilka kosmyków z twarzy. - Powinieneś się cieszyć, napawać się moją słabością, a ty patrzysz na mnie tak...- brakło mu słów i z rozdrażnieniem próbował wyrwać się z objęć. Sebastian pragnął coś powiedzieć jednak wiedział, że to nie słów on teraz potrzebuje. Jedynie mocniej objął trzęsącego się chłopca. On jest zdruzgotany, a ja nie wiem co robić. Wstał i ruszyl do rezydencji. A Ciel milczał przez resztę wieczoru. Nie wyraził słowa sprzeciwu przy kąpieli, ani gdy lokaj zaniósł go do łóżka. Sebastianowi przez głowę przeszła okropna myśl. A co gdyby go pocałował? Szybko jednak wyrzucił ją z głowy. Okrył hrabiego kołdrą i już miał wyjść, gdy mała zimna dłoń złapała go za końcówkę uniformu. -Nie zostawiaj mnie, proszę.- wyszeptał chłopiec z zaciśniętymi wstydem powiekami.
-Jak mógłbym to zrobić?-odrzekł z uśmiechem Sebastian. Położył się obok panicza i testując na jak wiele może sobie pozwolić lekko go objął. Ten jednak nie wyraził sprzeciwu, jedynie wtulił się w niego i odpłynął. Jak mógłbym Cię zostawić? Wiem, że byś sobie poradził. Jesteś taki silny choć tego nie pojmujesz. To ja nie potrafię żyć bez ciebie, to mnie by to zniszczyło... Zamknął oczy ciesząc się tym niesamowitym zapachem i ciepłem swojego pana.

Kontrakt [Ciel x Sebastian]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz