Tiffany POV- Nie masz wrażenia, że ostatnio zrobiło się tu jakoś spokojniej? - Pytam Tylera przy śniadaniu.
- Dlatego, że nie ma Izzy - odpowiada Max. - Nareszcie spokój.
- Max, przestań, to twoja siostra - karci go Tyler. - Chyba powinniśmy z nią porozmawiać o tym, żeby nie traktowała tego domu jak hotelu.
- Jest u Aleca, to jej brat - przypominam mu.
Może i Tyler chciałby spędzać więcej czasu z synem, ale ten nie jest do tego entuzjastycznie nastawiony. Czasami zastanawiam się, czy kiedykolwiek wybaczy mi to, że wybrałam Tylera... Wciąż został mi do niego sentyment, mimo, że teraz muszę traktować go jak syna.
- Tak, ale my też jesteśmy jej rodziną. Alec nie może mieć jej na wyłączność.
- Powinieneś się cieszyć, że tak dobrze się dogadują.
- Nie wiem... Czasami mam wrażenie, że łączy ich coś innego niż zwykła relacja jaka jest pomiędzy rodzeństwem.
- Nie bądź śmieszny - prycham. - Sugerujesz, że... - mój wzrok pada na Maxa, który cały czas bacznie przysłuchuje się naszej rozmowie. - Są rodzeństwem. Przyrodnim, ale rodzeństwem, więc przestań insynuować takie rzeczy. To obrzydliwe.
- Dobra, nie było rozmowy - Tyler robi obrażoną minę i odsuwa talerz. - Będę się zbierał do pracy. Chcesz dzisiaj wolne?
- Tak, odwiozę Maxa do szkoły i może zajrzę do mamy.
- To pozdrów Tris ode mnie - uśmiecha się. To irracjonalne, ale czasami wciąż jestem zazdrosna o mamę i Tylera. Wiem, że są dobrymi przyjaciółmi, ale kiedyś ich coś łączyło. Tego nie da się wymazać.
- Jasne - odpowiadam tylko, wymuszając uśmiech.
>>>
- Masz pozdrowienia od Tylera - mówię, kiedy witam się z mamą.
- Dzięki, pozdrów go też - uśmiecha się. - Chodź, napijemy się czegoś. Zrobiłam ciasto czekoladowe, wyjmij je z lodówki, a ja zrobię nam kawy.
Kiwam głową i podchodzę do lodówki. W środku znajduję talerz z ciastem, na którym jest karteczka z napisem „Własność Tobiasa Eatona, kradzież choćby okruszka będzie surowo karana".
- Mamo? - Odzywam się i pokazuję jej kartkę, a ona przewraca oczami i wyrzuca ją do kosza. Parskam śmiechem. - Jeszcze mu nie przeszło?
- Nie. Znam go prawie czterdzieści lat i nadal dałby sobie wbić gwóźdź w dupę za to ciasto.
Wyjmuję talerzyki i kładę je na stole, po czym siadam, a mama robi to samo. Parzę sobie język, upijając łyka kawy.
- Masz jakiś problem, Tiff? - Zaczyna mama, patrząc na mnie z troską.
- Nie...
- Przecież widzę. Możesz mi wszystko powiedzieć.
- Tyler zasugerował dziś dziwną rzecz i w sumie nie wiem dlaczego o tym myślę, bo to taka głupota.
- Ale co?
- Zauważyliśmy, że Alec i Izzy spędzają ze sobą ostatnio bardzo dużo czasu...
- Przecież zawsze tak było. Alec uwielbia Izzy, a ona go tym bardziej.
- No właśnie. Tyler myśli, że zaczyna ich coś łączyć, ale przecież są rodzeństwem...
- Tyler jest nienormalny - komentuje mama. - Nie chce się przyznać przed samym sobą, ale nie akceptuje Aleca jako syna i myśli o nim najgorzej jak można. Zwłaszcza jeśli chodzi o jego ukochaną córeczkę.
- To nie tak...
- Tiffany, za dużo złego się stało. Alec przez długi czas był zraniony po tym, jak wybrałaś Tylera. Nie winię cię za to, w końcu każdy ma prawo do szczęścia. Mówię ci to, bo sama przez to przechodziłam. Wybrałam Tobiasa, a Tyler przez to cierpiał. Więc nie dziwcie się, że Alec spędza dużo czasu z Isabelle. Potrzebuje kogoś, żeby nie być sam, bo w końcu zwariuje. Żal mi go, naprawdę wydaje się smutny i samotny.
Mama może mieć rację. Stan Aleca jest po części moją winą, więc powinnam przymykać oko na to, że potrzebuje Isabelle. Ona lubi spędzać z nim czas, więc nie mogę im tego zabronić, a tym bardziej Tyler.
CDN.
CZYTASZ
Seria „ODRZUCONA": Nowe pokolenie [1]
FanfictionIsabelle to 16-latka o trudnym charakterze. Jest uparta i zawsze dąży do celu, nawet jeśli mogłoby to zranić jej najbliższych. Po 20 latach od zakończenia eksperymentów w Chicago i innych miastach, do ich dawnych mieszkańców zaczynają docierać pogł...