Otworzyłam oczy. Próbowałam spać, ale jestem zbyt spięta. Nerwowo spoglądam na wyświetlacz cyfrowego zegara, na którym czerwone cyfry wskazują godzinę 4:04. Piękna pora. Jednej nocy o tej porze zamawiałam taksówkę. Co to była za noc... Nie, koniec. Czas najwyższy.
Delikatnie unoszę się i siadam na łóżku, odkrywając kołdrę, którą byłam jeszcze chwilę temu okryta. Powoli obracam głowę w lewą stronę i spoglądam tym razem na ciebie. Ściągnęłam brwi do siebie, czując nieprzyjemne mrowienie, związane z napływającymi łzami. Nie mogę, nie w tym momencie. Jesteś głęboko pogrążony we śnie, chrapiesz. Nie jest to wina krzywej przegrody nosowej. Powód jest inny. Rozproszone światło ulicznych latarni pozwala mi uważnie się tobie przyjrzeć, po raz ostatni, tak sądzę. Powolnymi ruchami zatapiam palce jednej dłoni w twoich jasnych, miękkich, zawsze niesfornych kosmykach włosów. Lubię się nimi bawić. Po wewnętrznej walce z samą sobą, siadam na krawędzi łóżka. Obiecałam sobie, że zrobię to szybko, tymczasem na zegarze widnieje już 4:15. Za długo. Podnoszę się i robię kilka kroków w kierunku naszej szafy. Przesuwam drzwi. Na wieszaku czekają na mnie jeansy, biały t-shirt, twoja koszula w kratę i kurtka. Ciuchy na dzisiejszy dzień. Wsadzam dłonie pomiędzy ogrom wieszaków i rozsuwam je na boki. Moim oczom ukazuje się czarna walizka, w wymiarach, jakich wymagają tanie linie lotnicze. Ściągam koszulę nocną stojąc przed lustrem, nakładam spiesznie bieliznę, a następnie pozostałe części mojego dzisiejszego stroju, co chwilę spoglądając czy czasem się nie przebudziłeś. Gdy mam już na sobie każdy element mojego ubioru na dzisiejszy, trudny dzień, po cichu podchodzę do łóżka, w którym leżysz. Nachylam się i po chwili, w której ci się przyglądam, całuję cię w czoło. Na pożegnanie.
Naciskam dłonią na klamkę i wychodzę z naszej sypialni, niosąc w drugiej ręce walizkę. Nie zamykam drzwi, aby nie robić niepotrzebnego hałasu. Jestem w kuchni. Otwieram drzwiczki od szafki znajdującej się pod zlewem i wyciągam jedną z pustych butelek po piwie. Chyba po piwie, nie znam się na alkoholach. Stawiam ją na stole. Z walizki wyciągam dwie kartki, jedna z nich jest mniejsza. Zwijam je ciasno w rulonik, bo czym wciskam do butelki po procentowym napoju.
Ze smutkiem, który noszę w sercu już od dawna, wędruję do przedpokoju. Ubieram czarne trampki. Przekręcam klucz znajdujący się w drzwiach i jeszcze z nutą zawahania przekraczam próg. Mam powód. Ten sam, który sprawia, że chrapiesz. Cicho zamykam za sobą drzwi, ale pęk moich kluczy zostawiam w środku. Zostawiam wiadomość w butelce, nie potrafię inaczej. Nie potrafię już rozmawiać. Przyglądam się drzwiom od mieszkania. Spuszczam wzrok i po cichu mówię „do widzenia". Zabawne, bo już więcej tego miejsca nie zobaczę. Tak sądzę.
* * *
Jakiś hałas wyrywa mnie ze snu. Obracam się z trudem w prawą stronę, chcąc zlokalizować źródło hałasu. Jej nie ma na łóżku. Mrużę oczy i spoglądam na cyfrowy zegar. 12:21. Jest dobrze, bywało już tak, że budziłem się później. Nadal słyszę ten niezidentyfikowany hałas. To pewnie ona jak zwykle krząta się jak głupia po kuchni. Zastanawiam się czy w końcu będzie w stanie zrozumieć, że człowiek chce się wyspać, zwłaszcza, że dzień wcześniej balował. Kobiety mówią „domyśl się". Zabawne. Same nie potrafią tego zrobić. Ona jest taka sama. Wracam do leżenia na plecach. Wpatruję się w sufit, słyszę głośne burczenie w brzuchu. Cholera, mam nadzieję, że coś już do jedzenia zrobiła. W przeciwnym razie chyba umrę z głodu, jeśli będę musiał poczekać, aż coś przygotuje.
Wstaję z łóżka, drapię się po głowie, spoglądam w lustro. Podchodzę do drzwi. Są przymknięte. Cholera, to dlatego z kuchni dochodzą wszystkie dźwięki. Czy ona w końcu nauczy się zamykać te pieprzone drzwi? Jestem zdenerwowany jej roztargnieniem, które powoduje taki hałas. Jednak to nie usprawiedliwia braku przywitania, dlatego wołam „Cześć, Maren". Jednak nikt nie odpowiada. Jest głucho. Nawet nie gra radio. Czyli to nie ona hałasowała. Czyżby wyszła do sklepu? W zlewie nie ma miski po owsiance, którą je codziennie rano. Może ją umyła? Nie, umytej miski nie ma na blacie. Może ją już schowała? Nieważne. Jestem głodny, a nie widzę przygotowanego posiłku. Na stole widzę tylko pustą butelkę stjørdalsøl. Czemu do cholery na stole jest tylko jedna butelka? Wydawało mi się, że wypiłem więcej. Może Maren już posprzątała? Tylko, do cholery, czemu jednej butelki nie sprzątnęła? Podchodzę do stolika i biorę szkło do ręki. Mam je wyrzucić, ale widzę, że coś jest w środku. Jakaś kartka. Cholera, jak mam ją wyciągnąć? Co to za durne zabawy, Maren? Łapię butelkę za szyjkę, po czym rzucam nią w podłogę. Nie ma już ciszy nocnej, gdyby sąsiedzi pytali, powiem, że mi spadła. Zresztą, to nie ich sprawa. Schylam się, jak się okazuje, po dwie kartki. Wracam do stołu, na którym kładę jedną z nich. Drugą rozwijam i zaczynam czytać jej zawartość.
„Anders, kochanie.
Zero moralizatorstwa.
Każda historia ma swój początek. Nasza rozpoczęła się 6 lat temu, na Twojej ulubionej norweskiej skoczni. Nie wiem co mną wtedy kierowało, żeby akurat zboczyć z trasy i zajrzeć, co ciekawego tam się dzieje. Nie rozumiałam skoków. Pokochałam je chyba tylko ze względu na Ciebie? Kocham Twoją radość w oczach, kiedy możesz poczuć się jak najpiękniejszy, najdumniejszy ptak.
Każda historia ma swój ciąg. Nasza była cudowna. Do czasu. Nie chodzi mi o kłótnie, bo one zawsze są. Nie ma relacji międzyludzkich bez kłótni. Pamiętam Twoje pierwsze podium w Pucharze Świata, 25. listopada 2012. Nie byliśmy jeszcze parą, pamiętasz? Pamiętam Twoje drugie podium. Dwa lata później, 6. grudnia. W moje urodziny. Nie potrafiłam ukryć swojej radości. Podbiegłam do Ciebie jak szalona i rzuciłam się w Twoje ramiona, które zawsze były dla mnie ukojeniem. Pamiętam Twoje pierwsze zwycięstwo. Szkoda, że miało miejsce w Rosji, bo szalenie chciałam być przy Tobie w tamtym momencie. Byłam najdumniejszym człowiekiem na świecie, gdy przy Twoim imieniu i nazwisko pokazało się 251,5 m podczas tego szalonego konkursu w Vikersund. Gdy razem z kolegami zdobywałeś mistrzostwo świata w lotach. Jesteś wspaniałym człowiekiem. Człowiekiem, z którym chciałam spędzić całe swoje życie. Nadal chcę, ale nie potrafię. Nie potrafię żyć ze świadomością, że jestem dla Ciebie mniej ważna niż Twoje alkoholowe pragnienia.
Każda historia ma swój koniec. Nasza historia najprawdopodobniej skończy się wraz z tym listem. Historia pięknej miłości. Choć wydaje mi się, że mogłabym poddać w wątpliwość to środkowe słowo. Na pewno były między nami piękne momenty, mogłabym je długo wymieniać, co zresztą jeszcze ostatnimi czasy zdarzało mi się robić. Nie odchodzę bez walki. Próbowałam, Anders. Chciałam być silna. Zdawałeś sobie z tego sprawę, kiedy udało mi się postawić opór, gdy podnosiłeś rękę. Chciałam, abyśmy trwali dalej. Zapewne będziemy, ale osobno. Zostawiam to wszystko. Przepraszam, że w taki sposób. Nie potrafię już dłużej rozmawiać, cierpieć przez Ciebie, widzieć jak cierpisz, nie próbując przyjąć już pomocy ode mnie. Wiem, że mnie nie potrzebujesz. Wiedz tylko, że zostawiam wiadomość w butelce, nie potrafię inaczej. Nie potrafię już rozmawiać.
Na pożegnanie zostawiam bilet lotniczy na Kubę. Poleć tam, jeśli będziesz chciał odpocząć. Daj szansę.Kocham Cię, Anders.
M."
Słyszałem jej głos podczas czytania tego listu. Miało nie być moralizatorstwa, tak. Cała Maren. Ta mniejsza kartka, to pewnie ten pieprzony bilet na Kubę. Ach tak, pewnie tam poleciała. Mam dać szansę? Jasne. Wstaję od stołu, wracam do swojej sypialni. Swojej, skoro ona sama wycięła się z mojego życia. Sięgam po telefon i przeglądam listę kontaktów. A, B, ... N, O... Øyvind. Tak, to jest to. Mam z nim sporadyczny kontakt. Pewnie się ucieszy, że chcę mu sprzedać bilet na Kubę. Wybieram jego numer. Po dwóch sygnałach odbiera. Mówię mu, że chcę mu sprzedać bilet na wakacje. Oczywiście jak najszybciej się da. Jest szalenie szczęśliwy. Przyjdzie wieczorem w odwiedziny. Wspominam, żeby kupił jakiś alkohol. Rozłączam się. Fy faen, za pieniądze za bilet zrobię sobie zapas procentów na kilka tygodni.
______________________________________________________
Tym razem opowiadanie o trochę poważniejszej tematyce.
Niezmiennie, czekam na konstruktywną krytykę.
Buziaki! 😚👐
YOU ARE READING
MESSAGE IN A BOTTLE. | A. Fannemel, one shot.
FanfictionZostawiam wiadomość w butelce, nie potrafię inaczej. Nie potrafię już rozmawiać.