~17~

4.9K 195 12
                                    

Niedziela przeminęła dosyć szybko. Pomijając incydent z moją matką, nie działo się nic ciekawego. Nie żeby spotkanie z nią było ciekawe... Po wyjściu Jes głównie gapiłam się w ścianę i oglądałam jakieś pierdoły w telewizji.

- Ile jeszcze? - słyszę głos Jen po swojej prawej.

- Czego? - pytam zdezorientowana.

- Gwiazd na niebie... - przewraca oczami. - No ile jeszcze czasu do końca lekcji?

- Aaa... Dwadzieścia minut. - odpowiadam zerkając na zegarek.

- Boże, daj mi siły... - dziewczyna kładzie się na ławce i bazgra coś w zeszycie.

- Spokojnie, to dopiero pierwsza lekcja. - zaczynam się śmiać, gdy widzę, że Jen zakrywa twarz z jękiem. - Czyżby nie ciekawiły cię lekcje historii z naszą kochaną panią Lorens? - mówię z udawaną powagą.

- Aż mnie trzepie z ekscytacji. - dziewczyna unosi dłoń i teatralnie nią potrząsa. - Mów lepiej co z tą twoją rozmową. - dodaje po chwili.

- Co?

- No o pracę...

- Boże, zapomniałam. - łapię się za głowę.

Tyle się wydarzyło przez ten weekend, że całkowicie mi to wyleciało z głowy. Gdyby nie Austin i te jego motylki może nie byłoby tak źle z moim umysłem. To twoja wina ty podstępny glonojadzie. Przystojny, podstępny glonojadzie. Brunet zachowuje się dziś, jakbym nie istniała. Czasami tylko przyłapię go, gdy na mnie patrzy.

- Jest na 16. - mówię po chwili namysłu. - Mam przyjść do mieszkania 85 w naszym wieżowcu. Z tego co słyszałam, dziewczynka ma na imię Maya.

- Kurde, zazdroszczę ci... Ja się muszę kisić w tej kawiarence.

- Co? Przecież lubisz tę pracę. - patrzę na nią jak na kosmitę.

- Żartuję, wariatko. - chichocze. - W życiu bym nie oddała mojej pracy. Już widzę jak biegasz z pampersem i butelką w dłoni. - wybuchamy śmiechem.

- Za to ja nie żartuję, panno Marsh. - nagle słyszymy donośny głos Lorens. - Zapraszam do tablicy. Powinnaś słyszeć, które zadanie robimy. No chyba że jesteś tu tylko dla żartów.

- Zabierz ode mnie ten długopis, bo zaraz wydłubię jej oko. - dziewczyna zwraca się do mnie szeptem po czym wstaje i ze sztucznym uśmiechem podchodzi do tablicy.

***

- Masz  dokumenty?

- Jasne. - odpowiadam i biegnę do komody w salonie. - Jasne, że nie. - dziewczyna zaczyna się śmiać a ja przeszukuję po kolei wszystkie szuflady. - Ja pieprze, nigdy nic nie...

- Trzecia od dołu. - Jen podchodzi i przytula mnie od tyłu, gdy ja wyciągam dokumenty z komody.

- Nie denerwuj się kochana, na pewno cię przyjmie. - słyszę za sobą ciepły głos przyjaciółki więc próbuję się trochę uspokoić.

Od pół godziny staram się dobrze przygotować na tę rozmowę. Wiadomo, powierzenie komuś dziecka to nie taka łatwa sprawa. Mama dziewczynki na pewno będzie chciała dobrze mnie poznać zanim dostanę tę pracę. O ile ją dostanę.

-Masz rację. - mówię, przytulając dziewczynę. - Na pewno wszystko będzie... - patrzę na zegarek. - Jen! Mam cztery minuty! - odrywam się od dziewczyny, łapię dokumenty i kieruję się do wyjścia.

It Is Never EasyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz