-Mam was obojga dosyć! - krzyknęła dziewczyna. Obróciła się na pięcie i biegiem ruszyła do swojego dormitorium. Wbiegała właśnie po schodach kiedy to się potknęła i upadła jak długa. Zaklęła pod nosem i usiadła na stopniu. Wtedy stało się coś dziwnego. Dziewczęta w zawrotnym tempie wchodziły i schodziły ze schodów tyle że tyłem. Parę sekund później nie było już nikogo. Hermiona poniosła się i wyjęła spod bluzki Zmieniać Czasu, który nie kontrolowanie się kręcił, aż nagle zatrzymał się, a mała klepsydra w środku najzwyczajniej w świecie pękła. -Nie, nie, nie...-zerwała się na równe nogi. No cóż, na razie lepiej się gdzieś ukryć i przeczekać. Biblioteka? Odpada. Myśl Hermiona! Pokój Życzeń? Tak!
Wyszła na korytarz i szybkim krokiem ruszyła w miejsce gdzie powinny pojawić się drzwi.
-Ej ty! - rozległ się głos za jej plecami, a Hermiona zastygła. Może jednak jej nie zauważy? Marne szanse. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się w kierunku ciemnowłosego chłopaka w szacie Slytherinu z małą przypinką "Head Boy" z lewej strony szaty.
-Kim jesteś? - zmierzył dziewczynę podejrzliwym wzrokiem.
-Hermiona Granger. - powiedziała po chwili, kiedy w końcu odzyskała mowę.
-Co tutaj robisz? Nie chodzisz do Hogwartu.
-Ja...-myśl!-Chce się tutaj przenieść. Szukam profesora Dumbledore'a.
-Dumbledore nie jest dyrektorem. Zaprowadzę cie do dyrektora Dippet'a.
-Mimo wszystko wolę spotkać się z Dumbledorem.
-Niech będzie. - mruknął. -Za mną.-odwrócił się i już miał ruszać kiedy Hermiona ponownie postanowiła się odezwać.
-Ty się nie przedstawisz?
-Tom Riddle. - powiedział odkręcając lekko głowę w jej kierunku.
O cholera! Nie przeniosła się o głupie osiem czy dziesięć lat. Przeniosła się o całe 54 lata! A co lepsze? Sam Lord Voldemort własnie stał przed nią!
Hermionie zakręciło się w głowie i musiała podeprzeć się o ścianę. Powietrze zgęstniało i zrobiło się niesłychanie gorąca, a mroczki zatańczyły przed oczami dziewczyny. Nim się zorientowała, ręka Riddla owinęła się wokół jej talii, żeby przypadkiem nie upadła. Jeszcze mogliby pomyśleć że to on jej coś zrobił.
-Lepiej zaprowadzę cię do skrzydła szpitalnego.
-Nie...nie trzeba, już jest dobrze. - niemal pisnęła odsuwając się od niego.
-Niech będzie, Za mną. - mruknął chłodno i przesadnie wyprostowany ruszył korytarzem, a Hermiona czym prędzej poszła za nim.
Może tak od razu powinna go zabić? Zwykła Avada byłaby najlepsza, najwyżej zgnije w Azkabanie, ale nie byłoby Voldemorta i całego nieszczęścia. Wprawdzie cała historia by się zmieniła. Harry miałby rodziców, a Hermiona...właśnie, co by stało się z nią? Nie wolno igrać z czasem, a ona właśnie to robi. To zdecydowanie bardziej niebezpieczne niż walka z Voldemortem czy Śmierciożercami.
-To tutaj. - oznajmił Tom i zatrzymał się przed drzwiami przez co dziewczyna omal na niego nie wpadła. Chłopak zmierzył ją wzrokiem i zapukał w drzwi.
-Wejść. - rozległ się głos po drugiej stronie. Riddle otworzył drewnianą nawierzchnię i niczym dżentelmen przepuścił Hermionę przodem. Dombledore podniósł wzrok znad jednej z grubych ksiąg i popatrzył na przybyszy. - Witaj Tom. Co cię do mnie sprowadza?
-Przepraszam, ze przeszkadzam profesorze, spotkałem po drodze tą dziewczynę. Panna Granger mówi, że chce się do nas przenieść, a nic mi o tym nie wiadomo.
-Dziękuję Tom. Mógłbyś zostawić nas samych? - profesor podniósł się z miejsca. - Porozmawiam z panną Granger, a ty wróć na patrol.
-Dobrze, profesorze. - skinął głową i wyszedł.
Hermiona opowiedziała Dumbledorowi o tym co stało się ze Zmieniaczem Czasu, a także o jej czasach uwzględniając oczywiście Voldemorta czy też Toma.
-Muszę przyznać, że już teraz jego zachowanie nieco różni się od przeciętnego jednak nigdy nie pomyślałbym że mogłoby dojść do czegoś takiego. - westchnął ciężko. -No cóż...nie ma się nad czym rozwodzić. Na razie do niczego nie doszło, więc pozostaje nam go jedynie obserwować. Tym czasem proszę o twój Zmieniacz Czasu. Zobaczę co da się z nim zrobić. Do tego czasu niestety musisz tutaj zostać i normalnie się uczyć. Mamy październik. To ostatnia klasa Toma, za pewne twoja także? No cóż...do jakiego domu należysz?
-Gryffindor.
-Dobrze więc. Porozmawiam z dyrektorem Dippetem, sądzę, ze nie będzie miał nic przeciwko. Myślę, że nie najgorszym pomysłem byłoby gdyby została pani naszym Prefektem. Zapewne dobrze zna pani szkołę, a nasza ostatnia Prefekt musiała zrezygnować z przyczyn...naturalnych.
-Nie widzę przeciwwskazań.
***
Cztery długie miesiące już tutaj tkwiła. Czuła się bezradna jak nigdy w życiu. Jedyną jej opoką były książki i biblioteka. Pomagały również patrole. Mogła oderwać się na chwilę od smętnych myśli jakie nachodziły ją kiedy leżała w łóżku, a ganienie nieposłusznych uczniów było dosyć rozluźniające. Jedynym defektem był Tom Riddle, Prefekt Naczelny Slytherinu z którym dzieliła Pokój Wspólny. Widywali się zdecydowanie zbyt często, a co gorsza - rozmawiali ze sobą. Nie wiedzieć kiedy Hermiona poczuła niezwykłą więź między sobą a...nim. Nie był jak większość chłopców których do tej pory pory poznała. Umiał rozmawiać i wykazywał się nie małą wiedzą na każdy temat, który poruszali. To podobało się jej chyba najbardziej, pomijając fakt, że był niezwykle przystojny przez co zwracał na siebie uwagę praktycznie całej żeńskiej części Hogwartu dla której był całkowicie niedostępny. Panna Granger musiała ze strachem przyznać sama przed sobą że zaczynała się w nim zadurzać, co przyprawiało ją o odruch wymiotny oraz płacz. To było niepoprawne, nieodpowiedzialne, a lista ciągnęła się w nieskończoność. Ponad to cała szkoła huczała plotką, iż chodzą ze sobą co było absurdalne. Racja. To były inne czasy, ale bez przesady!
-Nigdy nie mówiłaś. Jakiej jesteś krwi? - zapytał pewnego razu kiedy siedzieli na kamiennej posadzce powtarzając przed lekcją Eliksirów. Slughorn nie był może najgorszym nauczycielem, jednak oboje byli prymusami, a nauka była dla nich najważniejsza. Przynajmniej dla Hermiony. Za pewne Tom miał jeszcze inne priorytety.
-Jestem półkrwi. Ojciec był czarodziejem, ale odszedł, zostałam z mamą, długo uczyłam się w domu, bo była chora, a niedawno zmarła. Nie miałam innej rodziny więc wylądowałam w domu dziecka, a teraz jestem tutaj.
Tom przysłuchiwał się jej uważnie i pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Moja matka była czarownicą. Napoiła tego idiotę, mojego ojca, Eliksirem Miłosnym i oto jestem. - burknął i zatrzasnął ze złością książkę. Hermiona położyła dłoń na jego dłoni. Spodziewała się, ze będzie zimna jak lód za to była przyjemnie ciepła i delikatna. Na jego palec serdecznym widniał słoty sygnet z czarnym kamieniem. - Miała tylko dziewiętnaście lat...zniszczył ją. Ale na szczęście juz go nie ma. - mruknął, a powietrze dookoła jakby stężało. Chłopak napiął się jak struna, a Hermiona ścisnęła jego dłoń cała niemal trzęsąc się ze strachu. Bała się go.
-Chodźmy lepiej na lekcje. - podniósł się nagle. Dziewczyna przycisnęła do piersi książkę i weszła za nim do sali.
-Tom? Możemy porozmawiać? - zagruchała pospolitej urody ślizgonka. Chłopak zatrzasnął swój dziennik i zmierzył ją wzrokiem. Nie miał najmniejszej ochoty na spoufalanie się z marnymi istotami ludzkimi a już na pewno nie na jakieś niedojrzałe dziewuchy.
-To coś ważnego? Jestem zajęty. - wbił w nią lodowate spojrzenie a ona wydawała się niemal w niebo wzięta.
-Chodzi o twoją Granger. - oznajmiła a w nim niemal zagotowała się krew. Jak śmiała nazwać ją "jego Granger" to zwykła pospolita dziewczyna z którą można po prostu porozmawiać nic wiecej.
-Mów. Zanim zmienię zdanie.
-Chwaliła ci się, że jest szlamą? Słyszałam jak rozmawia z Dumbledorem.
Co? Zaraz, zaraz. STOP. Przecież jest pół krwi. Jak on. Zrozumiała go. Miała takie same problemy jak on. Okłamała go tak perfidnie. Na pewno nie ujdzie jej to na sucho.
-Więc jeśli już wiesz to zostawisz ją?
Zmierzył dziewczynę morderczym wzrokiem. Odwrócił się na pięcie i ruszył korytarzem. Gdzie ta podła dziewucha się schowała?
Biblioteka. To bardziej niż jasne. Niczym piorun wpadł do pomieszczenia i lekceważąc uwagi bibliotekarki. Każdy kogo spotkał na swojej drodze uciekał w popłochu czemu się nie dziwił. Był wściekły jak już dawno nie miało to miejsca.
Hermiona siedziała przy jednym ze stolików i zaciekle notowała na pergaminie. Tom stanął nas nią.
-Granger. - burknął. Dziewczyna podskoczyła i spojrzała na niego z szerokim uśmiechem, który od razu zbladł.
-Przestraszyłeś mnie, Tom...
-Jesteś półkrwi, tak? - warknął ściszonym głosem. Hermiona wyraźnie pobladła i zaczęła zbierać swoje rzeczy w pośpiechu.
-Nie mam czasu. - podniosła się i przycisnęła książkę do piersi.
-Nie obchodzi mnie to. - burknął i zacisnął palce na jej ramieniu. - Jak śmiałaś mnie okłamać, ty szlamowata dziewucho?! - poniosło go zdecydowanie za bardzo. Jakim cudem ta dziewczyna wywoływała w nim takie uczucia? Rozmawiał ją jedynie na ciekawe tematy. Była inteligentna i nic więcej. Nawet nie grzeszyła urodą czy jakimiś ponętnymi kształtami. Poza tym kobiety go nie pociągały, a wręcz odrzucały. Kiedyś jedna smarkula jakimś cudem go pocałowała, jednak po tym co jej nagadał więcej nawet na niego nie spojrzała. I dobrze.
-Zostaw mnie, Tom. - wychrypiała cicho. Widział w jej oczach strach. Coś co działało na niego najlepiej. Bała się go, a to nakręcało go do dalszego działania.
-Nie zostawię cię. Jak śmiałaś mnie okłamać? Szlamowata matka, tak? Sama jest nic nie wartą, głupią szlamą. Nie powinno cię tutaj być. - wysyczał zbliżając się do niej jeszcze bardziej, nie uderzyłby dziewczyny, jednak nagle stała się idealnym celem dla jego przyjaciela oraz była idealna do jego niecnych planów. Hermiona wywinęła się z jego uścisku i uciekła ile sił w nogach upuszczając książki na podłodze. Bibliotekarka zrobiła nie małą awanturę i wyrzuciła niewzruszonego Toma z pomieszczenia. Chłopak kierowany znienawidzonymi ludzkimi uczuciami zebrał księgi Hermiony i wyszedł z biblioteki. Wszyscy teraz będą mówić o tym jaki to jest wybuchowy. Dyrektora Dippeta łatwo zbędzie, jednak jeśli dowie się Dumbledore będzie gorzej, od dawna jest wobec niego niezbyt ufny.
Gdzie tym razem ta dziewczyna się ukryła? I niby dlaczego jej szukał? No racja...była jego celem. Nie było jej w pokoju, ani innym miejscu gdzie zazwyczaj się ukrywała. Przechodził właśnie obok łazienki dziewczyn, kiedy wyszła z niej niemal przerażona pierwszoklasistka. Zaraz, zaraz.
-Jest tam Granger? - zapytał niezbyt miło, a dziewczynka jedynie skinęła głową i uciekła w popłochu. Żeby do tego dochodziło, że musi tak wchodzić kiedy tyle ludzi tłoczy się po korytarzach. Było niedługo po kolacji i wszyscy albo się uczyli, albo spotykali się małymi grupkami czy w parach. Tom wszedł do łazienki i dzięki Bogu nie było tam nikogo pomijając dziewczynę, której szloch wydobywał się z jednej toalet.
Hermiona zamknęła toaletę i podparła się dłońmi o deskę, aby przypadkiem nie osunąć się na posadzkę. Tego było za wiele. Chciała wracać do domu. Do przyjaciół. Chciała zobaczyć rodziców, przytulić swojego ukochanego misia - tak, Hermiona Granger posiadała swojego ukochanego misia który był z nią od urodzenia, aż do feralnego dnia kiedy przeniosła się tutaj. Nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie wróci do swojego roku. Jej ciałem ponownie wstrząsnął szloch. Bała się Toma i tego co do niego poczuła. Bała się tego jak będzie wyglądało jej życie kiedy szkoła się skończy. Nie miała dokąd iść. Żadnych pieniędzy, rodziny, nic, a nic. Usłyszała kroki, jednak chwilę później ustały. Do jej uszu doszło syczenie, a potem coś na kształt sunięcia po podłodze. Zaraz...nie...Bazyliszek!
Dziewczyna wpadła w panikę. Zacisnęła oczy z całej siły i przycisnęła do nich dłonie. Wiec to tak się skończy. Tom zabije ją przy pomocy Bazyliszka i stworzy Horkruksa. Jeśli tak musi być, to proszę bardzo. Podniosła się na drżących nogach i nadal z zaciśniętymi oczami wymacała zasuwkę drzwi. Otworzyła je i wstrzymała oddech. Zakryła oczy dłońmi i zebrała się na odwagę.
-Tom...-wychrypiała cicho. -Nie rób tego...proszę...wiem o wszystkim...błagam Tom...-pisnęła słysząc coraz głośniejsze ocieranie o podłogę. Bazyliszek się zbliża. Hermiona zrobiła kilka kroków w tył i oparła się o drzwi jednej z kabin. No to koniec. Poczuła ohydny zapach wydobywający się z paszczy druha Riddle'a. Rozległo się syczenie, a potem kolejne, jednak reszty już nie słyszała. Zemdlała.
-Obudź się. - westchnął ciężko chłopak. Ciało Hermiony zdawało się być z ołowiu. Czuła dłoń gładzącą jej włosy i przyjemne ciepło okrywającej jej pościeli. Powoli otworzyła oczy. Kamienne pomieszczenie oświetlały płomienie świec wiszących w powietrzu. To nie był jej pokój, ale zawsze mógł należeć do Toma, który pochylał się nad nią. Nigdy przecież nie widziała jego sypialni.
-No w końcu. - mruknął pod nosem. - Wypij. - podetknął jej pod usta kubek wypełniony czymś co pachniało dosyć przyjemnie. Uniosła głowę i wzięła łyk. Sok dyniowy. Najwyżej zatruty. No trudno. Wypiła wszystko do dna i położyła się z powrotem. Świat nieco się kręcił i był lekko rozmazany.
-Skąd wiedziałaś, że to Bazyliszek? - zapytał po chwili cicho. Jego szata kamizelka leżała na podłodze, a sam ubrany był w koszulę, proste spodnie i poluzowany krawat.
-Ja...jestem z przyszłości....tam...nie ma cię. Nie istniejesz. Mój przyjaciel cię unicestwił. Zniszczył wszystkie twoje horkruksy, zabił Bazylisz, a wszyscy śmierciożercy zginęli lub są w Azkabanie.
Chłopaka zmroziło.
-Skąd...nie...to nie prawda...nie możesz o tym wszystkim wiedzieć. Zmyślasz. Ktoś ci to powiedział tak?
-Nie, Tom...-usiadła powoli. -To wszystko prawda. Zmieniacz Czasu który miałam się zepsuł i przeniósł mnie tutaj. Nie mogę tak wrócić...
-Czyli...zginę? - zapytał nieco drżącym głosem. Nie tak miało to wyglądać, Nikt nie powinien odważyć się podnieść na niego różdżki. Miał być niezniszczalny.
-Tak. Do tego przez trzynaście lat będziesz żerował na głowie swojego człowieka. Będziesz jedynie marną egzystencją żywiącą się krwią niewinnych. Z czasem upodobnisz się do węża i ogółem będziesz okropny. Ja i dwoje moich przyjaciół znaleźliśmy wszystkie horkruksy i je zniszczyliśmy, a potem Harry zniszczył ciebie. Wszyscy się cieszyli pomijając kilkoro śmierciożerców. Mimo wszystko mało który z nich był lojalny. Odetchnęli z ulgą kiedy cię nie było.
-To nie może być prawda...to nie tak miało wyglądać. - wywarczał i ukrył twarz w dłoniach.
-Nie...nie musi tak być...- położyła swoją małą dłoń na jego klatce piersiowej gdzie czuła rytmiczne bicie jego serca. - Masz serce, nie musisz go niszczyć. Nikt nie karze być ci dobrym ani słabym, ale nie musisz tego robić. Voldemort jest skazany na klęskę. Nie oszukasz przeznaczenia. Jeśli nie tak, zginiesz inaczej , może wcześniej może później, ale to nadejdzie.
-Voldemort...ja...to praktycznie całe moje życie. To nie może być prawdą. - westchnął ciężko. Położył ostrożnie dłoń na jej dłoni, jakby miała go oparzyć.
-Powiedziałabym ze mi przykro, ale tak nie jest. Wiem też, że nie odczuwasz miłości. Z tego powodu mi przykro. To nie twoja wina, ani twoich rodziców. Znam kogoś kto opowiadał mi o twojej matce. Kochała cię, Tom i nigdy nie chciałaby żebyś stał się złym człowiekiem. Żadna matka tego nie chce dla swojego dziecka. Pewnie jest w tobie wiele nienawiści, żalu i nie wiem czego jeszcze, ale możesz to przezwyciężyć. Możesz żyć szczęśliwie.
-Nie mogę. Jak mam być szczęśliwy? Chce posiąść moc, nieśmiertelność.
-Nikt nie przeszkodzi ci w tym byś mógł być najznakomitszym czarodziejem wszechczasów, nie musisz być czarnoksiężnikiem. To do niczego cię nie doprowadzi. Pomyśl o tym. - zabrała dłoń, a on poczuł się dziwnie...samotny. Dziewczyna zaczęła powoli wstawać.
-Nie idź. - złapał ją za rękę i pociągnął w swoim kierunku tak, że na niego upadłą z cichym jękiem.
-Czemu? - zmarszczyła brwi i usiadła. Chłopak poszedł w jej ślady i usiadł przed nią obserwując ją uważnie. - Niedawno chciałeś ze mnie zrobić część swojego niecnego planu.
-Nie wierzę, że to mówię, ale żałuję tego. To okropne, ale gdzieś w głębi czuję że to było złe. Nie powinienem był tego robić. Bazyliszek już nie wróci. Gwarantuje ci to. Teraz chciałbym czegoś spróbować. Pozwolisz mi?
Popatrzyła na niego podejrzliwie i pokiwała powoli głową. Tom wpatrując się w jej oczy przysunął twarz bliżej jej twarzy i przycisnął usta do jej. Hermiona otworzyła szeroko oczy i dopiero po chwili dotarło do niej to co się dzieje. Tom Riddle właśnie ją całował! Dziewczyna przymknęła oczy i odwzajemniła nieśmiało pocałunek. Miał takie miękkie i miłe usta. Kolejny szok jaki przeżyła to jego język wsuwający się w jej usta. Nieśmiało dotknął jej wnętrza, co rozpaliło ją do czerwoności. Pocałunki z Ronem zawsze były tylko niezręcznym ocieraniem o siebie ust, a to co właśnie działo się z Tomem było takie...cudowne.
Ich języki i wargi dotykały się w przyjemnym, miłosnym tańcu. Dziewczyna nieco bardziej ośmielona objęła go za szyję na co Tom oplótł ją w pasie. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, a nieznane dotąd, przyjemne uczucie rozbudzało się w jej podbrzuszu wędrując do kobiecości. Chłopak przygryzł delikatnie jej wargę przez co z jej gardła wydobył się cichy jęk. Tak nie może się dziać...
Tom zsunął usta na jej szyję. Pieścił jej skórę wargami, językiem i zębami co sprawiało, że wydawała z siebie niekontrolowane westchnienia przyjemności. Przeniósł dłonie wyżej i dotknął delikatnie jej piersi. O mamo. Dotykał jej dziewiczych, nietkniętych przez nikogo rejonów. To zmierza w bardzo złym kierunku. Przygryzła mocno wargi kiedy zaczął je ostrożnie, aczkolwiek stanowczo ugniatać. Pocałował ja mocno i zaczął rozpinać guziki jej koszuli. Rozsunął jej poły i odsunął się lekko. Właśnie idealny wgląd na jej piersi. Przeklęła się za to, że właśnie ten dzień na swój "dzień wolności" jak to nazywała momenty kiedy nie trudziła się zakładaniem stanika. Riddle oblizał usta przyglądając się jej "skarbom" po czym powoli zsunął z jej ramion koszulę. Pocałował ją delikatnie i zmusił żeby się położyła. Zaczął pieścić jej piersi co doprowadziło do tego, że Hermiona zaczęła wić się pod nim i mruczeć z rozkoszy niczym kotka. Dłonie chłopaka przesunęły się do jej spódniczki, a ich miejsce zajęły jego magiczne usta. Powoli zdjął z niej spódniczkę i wełniane zakolanówki. Całował każdy cal jej skóry, aż w końcu dotarł do tego cudownego miejsca między jej udami. Sprawiał, że czuła się tak cudownie jak nigdy. Doprowadził ją do szczytu swymi jakże cudownymi palcami, a ona rozsypała się pod nim na kawałki. Tom przytulił ją mocno, co było kolejnym zaskoczeniem tej nocy. To co działo się później było...magiczne, niezapomniane. Oboje jednak musieli przyznać, że im się podobało.
Tom był zszokowany niezwykle dziwnym, nowym uczuciem jakie rozpaliło się w podczas tej nocy.
Maj
-Boję się końca szkoły. - przyznała cicho dziewczyna i wtuliła się w nagą klatkę piersiową chłopaka. Objął ja ciaśniej ramieniem i splótł palce z jej palcami. - Nie mam pieniędzy, nie mam dokąd iść...jedyne co mi pozostanie to zostać prostytutką na Nokturnie...-burknęła cicho i poczuła jak Tom się spina.
-Nie ma takiej opcji. Na początku będzie ciężko, ale jakoś damy radę. Mam trochę oszczędności. Wynajmiemy gdzieś pokój, znajdę pracę, myślę, że powinno mi się udać u Borgina i Burkes'a.
Dziewczyna przekręciła się na brzuch i wsparła na łokciach. Przyjrzała mu się uważnie. Wyglądał tak cudownie. Włosy zmierzwione po ich namiętnych chwilach, lekko zaróżowione policzki i ten nieodgadniony uśmieszek.
-Czyli...widzisz mnie w swojej przyszłości? - przygryzła lekko wargę, a on jedynie pokiwał głową.
-Nie oczekuj ode mnie wielkiej bajkowej miłości, bo to nigdy się nie zdarzy, ale jesteś dla mnie ważna. - pogładził kciukiem jej policzek, a ona uśmiechnęła się lekko.
-Nie oczekuje. Cieszę się z tego co jest. Ale chce żebyś obiecał mi tylko jedno. I musisz dać mi jasną odpowiedź teraz.
-Niech będzie. Już chyba wiem o co zapytasz, ale mogę się mylić. - westchnął i zabrał dłoń. Wbił wzrok w sufit.
-Nie staniesz się...nim. Jeśli chcesz do tego dążyć to odejdę teraz i prawdopodobnie nigdy już się nie spotkamy.
-Nie...- powiedział po chwili. - Nie mam tego teraz w planach. Nie wiem co przyniesie przyszłość więc nie obiecam ci tego w stu procentach, ale teraz jestem na nie.
-To mi wystarczy. - przytuliła go mocno, a on odetchnął wyraźnie z ulgą i również ją przytulił.
Grudzień
Hermiona leżała zwinięta w kłębek na niedużym łóżku. Usłyszała skrzypienie drewnianych schodów więc naciągnęła kołdrę na uszy. Lepiej udawać że śpi. Zdecydowanie. Nie zniesie wypytywania dlaczego płakała. Drzwi skrzypnęły, a potem zamknęły się ponownie. Słyszała ciche kroki chłopaka, a potem do jej uszu dotarł dźwięk zdejmowanych ubrań. Tom przysiadł na łóżku za pewne żeby zdjąć buty, a chwilę później leżał już za nią. Biło od niego miłe ciepło, które tak pokochała. Wstyd było jej się przyznać, ale taka była prawda. Pokochała Lorda Voldemorta. Czasem zdarzało mu się rzecz jasna wściekać, ale nie na tyle żeby cokolwiek jej zrobić czy też ją obrazić. Od pół roku mieszkali na poddaszu w jednym z domów na Nokturnie, który wynajmowali od starszej, niezbyt miłej, starej czarownicy której jedyną miłością były koty. Nie było to nic wielkiego. Pokój z jednym oknem gdzie mieściło się dwuosobowe niezbyt wygodne łóżko, kanapa, stolik kawowy, oraz antyczna szafa i komoda. Mieli również własną łazienkę, nie była wielka jednak liczyło się że ma bieżącą, nie zawsze ciepłą wodę. Był dwudziesty trzeci grudnia, co oznaczało że niedługo gwiazda. W rogu pokoju stała nieduża sztuczna choinka na którą uparła się Hermiona, zawiesili na niej kilka ozdób transmutowanych z kamyków, a dziewczyna poczuła bardziej jakby to był dom.
Tom pracował u Borgina i Burkes'a i z tego co jej mówił szło mu świetnie. Wcale mu się nie dziwiła. Był czarującym chłopakiem, który posiadał wielki dar przekonywania. Ostatnio zdarzało się że wracał późno, a nawet w nocy co bardzo ją martwiło. Bała się, że znowu wrócił do czarnej magii i mimo wszystko staje się Voldemortem.
Przekręciła się na drugi bok i przytuliła mocno chłopaka. Potrzebowała jego bliskości jak nigdy.
-Nie śpisz? - zapytał cicho i objął ją ramieniem.
-Nie...tęskniłam za tobą. - położyła głowę na jego ramieniu. - Źle się tutaj czuje. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na dworze...
-Wiem. - westchnął. - Dostałem podwyżkę. I premię. Jeśli tak dalej pójdzie to w styczniu będziemy mogli się przeprowadzić w jakieś normalne miejsce, a ty będziesz mogła poszukać jakiejś pracy. Może znowu spróbujesz w ministerstwie?
-Tak. - przytuliła go z całej siły. Chciała powiedzieć, ze go kocha jednak w porę się powstrzymała.
-Dostałem wolne na sobotę. Spędzimy święta razem. Może gdzieś wyjdziemy? Co ty na to? Zjemy świąteczny obiad a potem będziemy siedzieć tutaj.
-To świetny pomysł. Nie jesteś zmęczony? Długo ostatnio pracujesz.
-Jestem, ale znajdę trochę siły, żeby urozmaicić twój szary dzień. - pocałował ja lekko.
-Ja...nie...mam miesiączkę. - zarumieniła się mocno i odsunęła się lekko.
-Ale całować chyba się możemy? - pogładził jej policzek.
-Możemy. - pocałowała go mocno.
-Mam coś dla ciebie. - oznajmił wstając z łóżka. Spędzili razem cudowny dzień. Zjedli obiad w restauracji w Hogsmead a potem poszli na kremowe piwo i Ognistą. Ona rzecz jasna wypiła tylko kremowe piwo, natomiast Tom uraczył się kilkoma szklaneczkami whiskey.
-Co takiego? - przytuliła mocniej poduszkę. Siedziała na łóżku oparta o ścianę, a do tej pory Tom leżał na nim wyciągnięty w wyraźnie błogim nastroju. Chłopak wyjął coś z kieszeni swojego płaszcza i uklęknął przy łóżku opierając się łokciami o materac. Ułożył na dłoni naszyjnik. Nie była to jakaś tania ozdóbka czy też nawet z wyższej półki. Był to naszyjnik Salazara Slytherina. Bezcenny zabytek.
-Skąd to masz? - zapytała ściszonym głosem.
-Spotkałem się z pewną kobietą. Miała kilka rzeczy na sprzedaż i no cóż...powiedziałem, że nie jest prawdziwy więc sprzedała mi go za 10 galeonów. Ale jest prawdziwy. Należał do mojej matki. Sprzedała go niedługo przed tym jak sie urodziłem. Nie miała wtedy pieniędzy i nie wiedziała ile jest wart. Chce żeby należał do ciebie.
-On...był horkruksem. - przygryzła wargę.
-Ale nie jest. Gwarantuje ci. Przyjmiesz go?
-Tak. - uśmiechnęła się blado. -Tylko że najpierw musimy porozmawiać...to ważne...
-O co chodzi? - zmarszczył brwi uważnie oglądając medalion.
-Ja...Boże...ja tego nie chciałam, uważałam na to, ale...jestem....jestem w ciąży...-powiedziała cicho i zakryła usta dłonią. Tom zastygł i zacisnął palce na medalionie. Zaraz wpadnie w furie i ją zabije. To więcej niż pewne.
Chłopak usiadł na brzegu łóżka i ukrył twarz w dłoniach a łokcie oparł na kolanach.
O tak. Właśnie tak. Za chwile stanie się jego horkruksem. Zabije ją i zamknie fragment duszy w medalionie. Ciekawe gdzie zamknie część za zabicie ich nienarodzonego dziecka.
Dokładnie widziała jaki jest spięty i jak się trzęsie. Wściekłość wypełniała go po końcówki włosów.
-To nie twoja wina. - powiedział cicho po czasie, który wydawał jej się całą wiecznością. - Może będzie nam trudniej, ale damy sobie rady. Przykro mi. - przeczesał włosy palcami i wyciągnął do niej rękę. -Chodź tutaj.
Przysunęła sie do niego niepewnie a on przytulił ją mocno.
-Nie tak miało wyglądać to życie, ale jakoś to będzie. Musi być. - po gładził jej rękę. - Nie mówiłem ci, ale chciałbym uczyć w Hogwarcie. Eliksiry albo Obrona Przed Czarną Magią, ale wątpie że mnie teraz przyjmą. Może spróbuje w Ministerstwie. Z pensji ze sklepu nie wyprowadzimy się stąd nigdy.
-Znajdę jakąś pracę...
-Nie będziesz przecież pracować w ciąży. Potem będzie dziecko, a ty będziesz musiała się nim zajmować kiedy będe w pracy.
-Mogę pracować w domu, albo pomagać w jakimś sklepie w Hogsmead.
-Zobaczymy. Na razie musimy się stąd wynieść. - pocałował ją w czoło.
***
Aital* Serapion** Riddle przyszedł na świat 13 czerwca 1946 roku w Szpitalu Św. Tomasza w Londynie. Poród nie należał do najprzyjemniejszych momentów w życiu Hermiony, jednak kiedy dostała na ręce swojego małego syna cały ból poszedł w niepamięć. Liczył się jedynie on. Tom jeszcze bledszy niż zazwyczaj wszedł do sali. Rękawy koszuli miał podwinięte, a włosy potargane zapewne od nerwowego ciągania i przeczesywania. Podszedł do łóżka wpatrując się w małe zawiniątko w rękach Hermiony przez co niemal spadł z krzesła - był tak zaabsorbowany że prawie na nie nie trafił.
-Tom. - uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła do niego rękę. - Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. - chłopak ujął jej dłoń i ucałował jej wierzch.
-Mam potomka. - powiedział jakby sam w to nie do końca wierzył.
-Masz. - uśmiechnęła się szerzej. - Chcesz go potrzymać?
-Potrzymać? - otworzył szeroko oczy. - Nic mu nie zrobię? - zmarszczył brwi.
-Nic mu nie zrobisz. Tylko musisz uważać na główkę.
Tom z wielkim skupieniem przyjął od niej syna i wbił w niego wzrok. Arial popatrzył na niego wielkimi brązowymi oczami, które odziedziczył po swej mamie. Może niewiele różnił się od innych niemowlaków jakie przyszły tego, kolejnego i poprzedniego dnia, ale ta mała, zaróżowiona istota sprawiła, że serce Riddel'a zaczęło bić na nowo i cały lód jaki do tej pory na nim był - stopniał.
Czasem zdarzało im się kłócić, jednak zazwyczaj były to zwykłe błahostki, nic więcej. Tom został Aurorem w Ministerstwie z czego był niezwykle dumny. Hermiona zajęła się wychowywaniem Aitala, a niedługo później zajęła się korektą ksiąg dla czarodziejskiego wydawnictwa. Mogła pracować w domu co bardzo przypadło jej do gustu. Młody Riddle był niezwykle cichym i spokojnym dzieckiem. Szybko się uczył i kiedy miał niecały rok zaczął wypowiadać pojedyncze słowa oraz stawiał pierwsze kroki. Niedługo po dwudziestych pierwszych urodzinach panny Granger, Hermiona i Tom wzięli ślub. Mieli również córkę - Arabella Meropa Riddle urodziła się dokładnie 24 grudnia 1950 roku i była najlepszym prezentem gwiazdkowym rodziców oraz starszego brata, który nie mógł pohamować swej radości. Był niezwykle dojrzały jak na swoje cztery lata. Umiał czytać - chociaż jeszcze nie perfekcyjnie to jednak - oraz liczyć do pięćdziesięciu. Hermiona nie mogła napatrzeć się kiedy Tom, dumny ojciec, uczył swego pierwotnego jazdy na rowerze, który dostał na urodziny, a potem rozwijał w nim magiczny potencjał, który również wykazał stosunkowo szybko. Potem przyszedł czas na naukę latania na miotle i nie wiedzieć kiedy, ich mały synek dostał list z Hogwartu. Cztery lata upłynęły równie szybko i ich córka poszła do szkoły. Dalej były pierwsze miłości, aż nadeszły śluby i wnuki. Tom Marvolo Riddle nigdy nie został Lordem Voldemortem jednak też nigdy nie pokochał oddanej mu bez pamięci Hermiony. Czuł do niej pożądanie i przywiązanie. Była jego rodziną i troszczył się o nią tak jak i o swoje dzieci. Zawsze był jej wierny i okazywał uczucia - mimo tego, że ich nie odczuwał - bo wiedział że ona na to zasługuje.
Bieg historii zmienił się no cóż...diametralnie. Jako że Śmierciożercy nie powstali Lucjusz Malfoy był jedynie podłym arystokratą nienawidzącym mugoli, co przekazał swemu jedynemu synowi. Harry Potter nigdy nie został poczęty, ponieważ Lily Evans na stałe związała się z Severusem z którym z kolei miała syna - Harry'ego Snape'a nad którym nie ciążyła żadna przepowiednia, za to zamiast przyjaźni z Weasley'ami wybrał stronę Malfoy'ów i został przyjęty do Slytherinu. Wprawdzie dzięki wpływowi matki nie gardził mugolakami jak jego przyjaciele, ale nie było już w nim tego Harry'ego. Ron Weasley na dobre zaprzyjaźnił się z Nevillem Longbottom'em, a w późniejszym czasie wziął ślub z jego młodszą siostrą. Zakon Feniksa nigdy nie powstał, Syriusz Black oraz James Potter zostali singlami podbijającymi kobiece serca, a Albus Dumbledore żył jeszcze długie lata. Hermionie udało się spotkać swoich byłych niedoszłych przyjaciół kiedy to wraz z Arabellą i jej mężem odprowadzała na pociąg najmłodszego wnuka. Harry - już nie - Potter nie wyglądał jak kiedyś, teraz był kopią Snape'a a nie Jamesa. Reszta którą znała w ogóle się nie zmieniła, doszło do nich jedynie wiele nowych twarzy, bo skoro nie było Voldemorta i nie zginęło wielu ludzi, dzieci było więcej.
Jedyną rzeczą jaką pozostały Hermionie były wspomnienia. Czuła się dziwnie pamiętając o tym co przeżyła w przyszłości z powodu Toma, równocześnie żyjąc w przeszłości z tym samym człowiekiem, dzięki czemu zmieniła wydarzenia i mogła szczerze powiedzieć, że uczyniła świat lepszym miejscem. Z tą świadomością dożyła później starości u boku mężczyzny, którego kochała. Mimo braku odwzajemnienia tego uczucia, wiedziała, że Tom jest cudowny, stara się i zależy mu na niej. Cieszyła się, że Zmieniacz Czasu nigdy nie został naprawiony, a ona mogła spokojnie żyć w tym świecie, nie podejmując trudnej decyzji o powrocie.
CZYTASZ
Miniaturki - Voldemort
FanficxXx Miniaturki o Voldemorcie ... Odnalezione w otchłani internetu ... Xx