26.11.2009 r.
Od kilku godzin moje ruchy nie różniły się od siebie praktycznie niczym. Brałem do ręki list, czytałem, odpisywałem, odkładałem na bok, brałem łyk kawy. List, treść, odpowiedź, zapomnienie, kawa.
"Bycie sławnym może przerosnąć nawet ciebie."
Słowa ojca, wypowiedziane kilkanaście lat temu, dalej kołotały się w mojej głowie.
Gdy podpisałem kontrakt z pierwszą wytwórnią przyszedł do mnie. Pamiętam to spotkanie, jakby było zaledwie wczoraj.
Mimo, iż był to mroźny i deszczowy poniedziałek, nic nie mogło mi wtedy popsuć humoru. Dla siedemnastoletniego mnie tamten dzień był początkiem czegoś wielkiego. Nawet nie miałem pojęcia jak bardzo to coś wielkiego może mnie przytłoczyć w przyszłości.
Dostałem wtedy apartament. Duży, na dwunastym piętrze w najbardziej nowoczesnym budynku.
Nie zdążyłem się dobrze zagospodarować, gdy portier zapukał, wszedł i oznajmił, że za drzwiami czeka mój ojciec. Niezmiernie się ucieszyłem. Wreszcie będę mógł mu pokazać , że nie jestem jedynie 'tym młodszym synem'. Że jestem kimś wielkim i mogę być kimś jeszcze większym.
Poprosiłem o wpuszczenie rodziciela.
Gdy wszedł nie ujrzałem na jego twarzy miny, której spodziewałem się ujrzeć. Zamiast uśmiechu dumy, na jego twarzy malowała się złość, ale i zmartwienie.-Nie kontynuuj tej farsy - powiedział na przywitanie. -Zejdź z tego cholernego piedestału i wróć do domu.
Pamiętam to uczucie do dziś. To kompletne skamienienie i paraliż. Nie mogłem nic powiedzieć. A chciałem. Chciałem wykrzyczeć mu prosto w twarz wszystkie te żale, gromadzone przez siedemnaście lat.
-Bycie sławnym może przerosnąć nawet ciebie -odpowiedział na moje milczenie.
Wtedy coś we mnie pękło.
-Nawet mnie?! - wydarłem się. -Nie masz pojęcia, jakim przebojem jest moja piosenka wśród krytyków! Nie wierzysz we mnie, widząc początek mojej sławy na własne oczy! - podeszłem szybkim krokiem do ojca i wycelowałem w niego palec. -Zobaczysz. Zobaczysz, że za kilka lat będę bogatszy, niż kiedykolwiek byś się spodziewał. Będę znany na całym świecie, a tysiące... Co ja mówię?! Miliony fanów będą się zabijać o bilety na moje koncerty!
Skończyłem i, dysząc , opadłem na nieskazitelnie czystą, nową kanapę.
-Bycie sławnym może przerosnąć nawet ciebie - powtórzył ojciec i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Gorycz porażki, jakiej wtedy doznałem towarzyszy mi po dziś dzień. Nigdy sobie nie przebaczyłem, że go wtedy nie posłuchałem.
Zmieniłem coś w swojej dzisiejszej rutynie i spojrzałem na zegar, wiszący obok ogromnej biblioteczki.
Osiemnasta czterdzieści jeden.
Ponownie sprawdziłem stan listów. Ku mojemu ubolewaniu, ich kupka zmniejszyła się jedynie nieznacznie.Westchnąłem.
Mimo skończonej kariery piosenkarza, dalej byłem jedną ze sławniejszych osób w całym kraju. Listy napływały do mnie tonami, a moje życie polegało na odpisywaniu na nie.
To wszystko przytłaczało mnie do głębi. Nie miałem znajomych, rodziny. Byłem sam.
Wyjrzałem z okna na dwunastym piętrze. Ongiś najbardziej nowoczesny i prestiżowy budynek w mieście powoli przeistaczał się w ruinę.
Z balkonu powyżej spadł kawałek tynku i powoli spadał na parter.
Nie miało to różnicy. I tak nikogo nie uderzy. Nikt nie chadzał tymi ulicami od dobrych kilku tygodni.-Czy tak ma wyglądać moje życie? - spytałem swojego odbicia w lustrze, wiszącym naprzeciwko biurka.
***
Po raz pierwszy od kilku tygodni wyszedłem na dwór. Od razu naciągnąłem kaptur, czując na twarzy przenikliwy mróz. Udałem się do centrum i wsłuchałem się w odgłosy miasta. Samochody, wiatr, ludzie. Poczułem zapachy. Alkohol z baru po drugiej stronie ulicy, kanalizacja, apetyczne potrawy z restauracji.
Postanowiłem przejść się nad rzeką. Tam jest ciszej.
Skierowałem kroki w wybranym kierunku i po kilku minutach szedłem już po moście.
Przechodząc na drugą stronę miasta pierwszą rzeczą, którą usłyszałem był głos. Z pozoru słaby, jednak słychać było go na całym placu.-Książki! Książki!
Poszukałem wzrokiem właściciela tego głosu i po chwili zlokalizowałem dziewczynkę, kulącą się przy murze. Przed nią stał karton, który, według jej nawoływań, zawierał książki.
Z reguły nie zwracam uwagi na żebraków, ale coś mnie zatrzymało.
Jaki żebrak sprzedaje książki?
Zamyśliłem się, a z własnych myśli wyrwał mnie niemalże rozpaczliwy głos dziewczynki:
-Książki! Książki!
Niespiesznym krokiem, dalej niepewny swojej decyzji, podszedłem do niej.
Gdy byłem już bardzo blisko przeniosła wzrok ze swoich bosych stóp na moją twarz.
W jej dużych, ciemnych oczach odnalazłem tylko mróz i głód. Żadnej iskierki, towarzyszącej zwykle osobom w jej wieku.Właśnie ten moment przepełniło czarę goryczy, która tkwiła we mnie od dłuższego czasu.
Po prostu usiadłem obok tej dziewczynki i rozpłakałem się. To były łzy, które powinienem był wylać dziesięć lat temu, na pogrzebie ojca.***
Nie wiem ile czasu tam siedziałem i płakałem, ale jak już skończyłem, poczułem chudą i słabą dłoń, dotykającą mojego ramienia.
Właścicielka książek nic nie powiedziała. Po prostu siedziała. Od dawna nie czułem się tak spokojnie. Jej obecność była dla mnie tym, czego potrzebowałem.
Ponownie odnalazłem jej ciemne oczy.
-Nie zasługujesz na taki los - odezwałem się po raz pierwszy od dłuższego czasu. -Tak samo jak ja na swój.
Nie otrzymałem odpowiedzi.
-Odpowiedz mi teraz, proszę - powiedziałem poważnym głosem.- Czy pomożesz mi zmienić ten świat na lepszy?
Nie otrzymałem odpowiedzi werbalnej. Jednak jedno kiwnięcie głową zmieniło losy świata.
27.05.2018 r.
Nigdy nie wolno kwestionować tego, co powiedzą rodzice. Wbrew pozorom, ich słowo jest święte. Wiedzą o wiele więcej, niż byśmy mogli przypuszczać. Choć czasem nas strasznie denerwują i wydaje nam się, że nie mają racji... Od czasu do czasu warto ich posłuchać. Przynajmniej raz w życiu powinniśmy przyznać im, że się nie mylili.
Patrząc z perspektywy czasu, ja nigdy do końca nie przyznałem racji swoim rodzicom. Gdy zrozumiałem swój błąd, było już za późno. Oboje nie żyli.
Cieszę się jednak, że przekazałem dziewczynce z książkami odpowiednie wartości. Gdy widzę ją w białej sukni, czuję dumę.
Wziąłem ją pod ramię i w akompaniamencie marszu ślubnego poprowadziłem do ołtarza.
Oddając jej rękę innemu mężczyźnie, nie wahałem się ani przez chwilę.
Moja dziewczynka z książkami pomogła mi zmienić świat na lepsze. Także mój mały świat stał się o wiele szczęśliwszy, mając kogoś do opieki. Wierzę, że mężczyzna stojący teraz obok niej też odnajdzie to szczęście.
~KONIEC~
_______________________________________
Taki tam pomysł, który zrodził się w mojej głowie podczas podróży samochodem za granicę (efekt tak zwanej nudy, która ogarnia człowieka po tylu godzinach jazdy bez żadnej przerwy)
Nie pamiętam, czy właśnie taki był wtedy zamysł, ale tak wygląda efekt końcowy.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
CZYTASZ
Dziewczynka z książkami ***one-shot***
Short Story"Bycie sławnym może przerosnąć nawet ciebie"