Moment wstawania z łóżka nie jest taki ciężki, jest się jeszcze nie do końca przytomnym i świadomym tego co się dzieje dookoła. Idziesz powolnym i zaspanym krokiem do łazienki, gdyż pęcherz pęka po nocnym wypijaniu połowy butelki wody. Dopiero po chwili do Ciebie docierają wszystkie dźwięki, jednak nie jesteś na tyle rozbudzony by je rozumieć, słyszeć, nie chcesz tego. Twój mózg walczy jak może i każe Ci wracać do łóżka, tam gdzie nie ma zagrożenia tak wielkiego jak poza nim. Jednak nie zawsze ma się to szczęście ponownego wrócenia do swojego bunkru. Droga z łazienki do pokoju wydaje się wtedy za długa, mimo, że w praktyce to tylko kilka kroków, lecz właśnie podczas tych kilku małych kroczków, może ktoś Cię złapać i zadowolony tym, że zwlokłeś się już z łóżka, zaczyna Ci truć dupę. Modlisz się by pozostać niezauważonym i znowu wcisnąć twarz w poduszkę, w celu ponownego zaszycia się w ''bezpiecznej'' strefie jakim jest sen. Tak dobrze nie ma. Sny są przerażające, nie raz dziwne, nie do wytłumaczenia, przez co twoja głowa cały dzień myśli o wytworze twojego chorego mózgu. Tak, chorego. Na coś w końcu bierze się tę pieprzoną garść leków.
Już jesteś tak blisko łóżka, swoich drzwi awaryjnych i nagle słyszysz głos matki, niezadowolony odwracasz się w jej stronę, spoglądasz na jej dłoń wyciągniętą w twoją stronę, na której znajduje się chyba z... sześć lub więcej tabletek. Krzywisz się na ich widok, zastanawiając się czy one cokolwiek dają, czy to tylko placebo. Teraz wiesz, że bezpieczna strefa się oddaliła i jest poza zasięgiem, mimo, że fizycznie stoisz przed nią.
Bierzesz tabletki, każda inna, a nie. Dwie takie same, większa dawka. Nachylasz się nad stoliczkiem nocnym po butelkę wody i w tym samym momencie telefon postanawia wydostać się z kieszeni twojej bluzy i uderzyć mocno o podłogę. Powoli odwracasz wzrok od butelki, kierując go na telefon. Wzdychasz ciężko, podnosząc telefon i rzucając go na łóżko, idealnie w pościel, by później tak szybko go nie znaleźć, taka świetna zabawa, bo po co położyć go w widocznym miejscu i nie rzucać kurwami, w momencie szukania go.
Przystawiasz dłoń z tabletkami do ust i przechylasz głowę, by wszystkie wpadły na język. Czujesz posmak jednej tabletki, która jest obrzydliwie gorzka, na uspokojenie, rozpuszcza się szybko. Odkręcasz końcówkę wody i bierzesz małego łyka, by popić to gówno, które tylko Ci niszczy żołądek i portfel matki. Odkładasz niezakręconą wodę na stolik i siadasz, przecierając twarz dłońmi, które już są beznadziejnie zimne. Ziewasz, myśląc nad sensem swoich snów. Czy to wina psychotropów, czy po prostu Ciebie, bo odkąd pamiętasz Twoje sny były dziwne, zbyt dziwne.
Palcami, małym i kciukiem oplatasz swój lewy nadgarstek. Takie przyzwyczajenie.Kolejnym nawykiem jest sprawdzenie wiadomości, mało ich. Jeden stały rozmówca, przyjaciel, pyta się czy już wstałeś i jak się czujesz. W oczy od razu rzuca się tysiąc serduszek. Nawet miłe, więc wzdychasz rozczulony, odpisując mu, że wszystko w porządku, by oszczędzić większej ilości pytań. Właściwie to nie wiesz jak się czujesz. Coś cię ciągnie w dół, to coś jest cholernie ciężkie i nie wiesz czemu znowu wróciło. Delikatne pieczenie oczu, jakbym miał się za chwilę popłakać, jednak doskonale wiem, że tego nie zrobię, te oczy chyba wyschły. Co jest uciążliwe. Zaciskasz zęby, kładąc dłoń na przedramieniu, pod palcami czujesz starą wytartą bluzę, w której spisz od prawie trzech lat. Zaczynasz lekko drapać, po czym wstajesz, słysząc krzyk matki, że masz odsłonić rolety. Niechętnie to robisz, potykając się o torbę i przeklinając w myślach. Zawsze się potykasz o coś bo nie chce Ci się ruszyć czterech liter by postawić torbę czy plecak gdzie indziej, a nie na środku pokoju, który ma niecałe dziesięć metrów kwadratowych. Uchylasz okno i zimne powietrze uderza Cię w twarz, po chwili atakując całe ciało i bose stopy. Znowu sięgasz po butelkę i wypijasz resztę wody, idziesz powolnym krokiem do kuchni, wyłączając swój umysł by dźwięki jakie wydaje Twój młodszy brat były zagłuszone. Gnieciesz butelkę, wrzucasz do kosza, od razu odpowiadając mamie, że zjesz później jabłka.
Gówno prawda. Pewnie rzucisz się na żarcie wieczorem jak świnia i wyjesz pół lodówki. Przechodzisz obok lustra, na którym zatrzymujesz swój nieobecny wzrok i się ledwo widocznie krzywisz. Teraz Ci się nie podoba to co widzisz, później będziesz jeszcze bardziej obrzydzony, gdy zjesz więcej bo to dopiero początek dnia. Wracasz do pieczary, rzucasz się na łóżko i zaciskasz powieki, bierzesz starą poduszkę, na której spisz i mocno przyciskasz do twarzy. Udajesz, że Cię nie ma, do czasu, aż mama nie przyjdzie z pytaniem co do cholery wyprawiasz. Dobre pytanie, sam tego nie wiesz. Nie wiesz co się dzieje z Tobą, nie wiesz o co chodzi. Prześwity ze snów wracają znikąd, norma. Patrzysz na nią nieobecnym wzrokiem, po czym wracasz do zaciskania powiek i dłoni na kocu.
Przybiega brat, rzuca Ci się na obolały brzuch, przez co zginasz się, tłumiąc masę przekleństw. Odpychasz go, nie chcesz się teraz bawić, z resztą nigdy nie chcesz. Albo chcesz, ale nie masz siły na to. Od czasu kiedy się urodził... Zaczęło uchodzić z Ciebie życie, więc ten maluch nie ma jak pamiętać Ciebie, tego prawdziwego. Może gdyby nie był tak podobny do człowieka, przez którego chciałeś, dalej chcesz skrócić swoje życie, przez którego masz koszmary, nie możesz normalnie żyć.
Kochasz tego bąbla... Chyba, bo jakiś tam cichy głos z tyłu głowy stara Ci się to uświadomić. Przecież to Twój brat, niczemu winne dziecko, które stara się każdym sposobem nawiązać z Tobą kontakt, a ty jak najgorsza kurwa, odsuwasz go od siebie. Mówisz, że to dla jego dobra. Boisz się... że go zniszczysz. Już i tak przez Ciebie nie je, bo widzi, że jego starszy brat pije tylko wodę. Nie chcesz mu zrobić krzywdy, nie chcesz by ktokolwiek widział to co się z Tobą dzieje.
Tylko raz widzieli Twój atak paniki i pierwsze co zrobili to porównali Cię do ćpuna. Wtedy gdy potrzebowałeś tylko przytulenia i chwili ciszy, zrozumienia. Czy to tak wiele?Co to jest ten cały atak paniki? Często dostaję to pytanie.
Zaczyna się od jednej myśli, która potrafi przykleić się znikąd. Momentalnie rośnie, ciągnie za sobą łańcuch jeszcze gorszych i gorszych, katastroficznych. Przestajesz myśleć racjonalnie, Twój umysł zaczyna Cię samego atakować, rzucając mięsem, obelgami, wytykając każdy błąd. Nie tylko umysł, wdaję Ci się, że właśnie teraz każdy na Ciebie patrzy i śmieje Ci się w twarz, wykrzykując najgorsze słowa na temat twojej osoby. Robi się głośno, bardzo głośno, nie do opanowania. Nie rozumiesz tego, dlatego zaczynasz się bać. Trzęsiesz się, bo roznosi Cię od środka, lecz nic z tym nie możesz zrobić, bo nie zaczniesz przecież krzyczeć w szkole, czy w miejscu publicznym? Strach, panika, złość, przerażenie, nienawiść, smutek, złość. To wszystko w Tobie wtedy jest, uderza z wielką siłą. Zbiera się przez jakiś czas, tak jak z dmuchaniem balonu, dmuchasz, dmuchasz i dmuchasz aż pęka.
Kurczysz się, a wszystko staję się wielkie, głośne i przerażające.
Dla lepszego efektu wyobraź sobie najgorszy koszmar, coś tak okropnego, że aż trudno wytrzymać. Taki koszmar, w którym przed Tobą stoi potwór, nie możesz krzyczeć ani się ruszyć, jesteś malutki a ten potwór atakuje wszystkie słabe punkty, wszystkie kompleksy, złe wspomnienia. Bo każdy takie ma, inni więcej, inni mniej, inni potrafią sobie z tym jakoś radzić, a inni nie.
Każdy wewnętrznie się czegoś boi, czegoś nie akceptuje, nie ważne jak bardzo byś się starał to ukryć w swojej podświadomości, masz mózg jest przebiegły i potrafi w najmniej odpowiednim momencie Ci o tym przypomnieć.
Nieprzyjemne co?
Takie zagubienie w tej najbrudniejszej części naszego umysłu.
Kiedy tych syfów jest wiele, jesteś po traumie, chorujesz,masz zaburzenia psychiczne... To może zdarzać się często i teraz jak nad tym zapanować? Próbujesz wszystkiego, jednak to strzelanie na oślep.Siadasz przy komputerze, dalej w piżamie, w której spędzasz już kolejny tydzień, szukasz jakiś artów bo w końcu trzeba by było coś narysować. Jednak zostajesz na YouTubie i słuchasz muzyki, nie za bardzo się na niej skupiasz, po prostu musisz zająć czymś myśli. Nie masz nastroju na żadną pozytywną pioseneczkę o szczęściu, wydają Ci się takie żałosne w tym momencie. Siedzisz po prostu, nie robisz nic pożytecznego i tak wygląda Twój cały dzień, o ile matka Cię nie wyciągnie na spacer. Oby nie, nie widzi Ci się wychodzenie z domu, szczególnie teraz. Teraz chcesz tylko zostać sam. Coś w środku każe Ci się skrzywdzić, ukarać.
Patrzysz na dłonie, wydają Ci się taki obrzydliwie grube, po tym bo zjadłeś tak dużo, jakbyś w sekundę przytył setki, jak nie tysiące kilogramów. Głowa krzyczy, rzuca wyzwiskami. Ty w to wierzysz, uznajesz za jedną prawdę. Nie ważne co mówią inni, Ty wiesz o sobie najlepiej. Przecież ważne co Ty o sobie myślisz a nie inni, prawda?
Zdajesz sobie sprawę, że przez tyle lat powtarzano Ci jakim grubasem jesteś, że to weszło Ci krew i nie ważne ile byś ważył, to się nie zmieni. Ale Ty wiesz, że jedyne co to przytyjesz, bo jesteś zbyt słaby by schudnąć. Nigdy Ci się to nie uda.
Pamiętasz jak bardzo chciałeś się zmienić tylko dlatego by się odciąć od przeszłości. Byłeś naiwny, to tak nie działa. Nasza pamięć ma to do siebie, że złe rzeczy pamięta dokładnie i w pewnym momencie tylko takie, już nie masz dobrych wspomnień, we wszystkim znajdujesz to zło, wszystko jest pokryte czarną płachtą obrzydliwych, czarnych wspomnień.
Nie chcesz tak żyć. Wiesz, że nic nie zmieni terapia, leki. Wspomnienia zostaną, a jeszcze nie ma maszyny do czyszczenia pamięci. Tego potrzebujesz. Nic więcej.Według Ciebie nie musisz żyć, jednak coś Cię jeszcze tu trzyma. Matka, brat. Dla nich tylko żyjesz, ale nie doceniają tego. Chcą tylko więcej i więcej... Nie widzą, że dajesz z siebie wszystko.
Powoli nie masz już siły pokazywać, że są dla Ciebie ważni, skoro oni i tak tego nie widzą.
YOU ARE READING
Dziennik
RandomNie licz na smutne żalenie się jakiegoś nastolatka, jak to chce się zabić przez złą ocenę w szkole. Tutaj przeczytasz namiastkę tego jak wygląda dzień pisany depresją, strachem i traumą.