Rozdział I - Czas, kiedy nie rozumiałem świata

501 42 31
                                    

Kiedy ciepłe promienie wschodzącego, rannego słońca, wpadły do podziemnej dzielnicy nędzy przez pobliski szyb wentylacyjny, drobny chłopiec przekręcił się na bok, marszcząc nos i wtulił rozgrzaną twarz w poduszkę z cichym pomrukiem niezadowolenia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kiedy ciepłe promienie wschodzącego, rannego słońca, wpadły do podziemnej dzielnicy nędzy przez pobliski szyb wentylacyjny, drobny chłopiec przekręcił się na bok, marszcząc nos i wtulił rozgrzaną twarz w poduszkę z cichym pomrukiem niezadowolenia. Po chwili bezczynnego leżenia, już z tej ogarniającej go nudy, powoli podniósł się do siadu i uchylił znużone powieki.

Zamrugał kilkukrotnie, a gdy wykonał nawet najmniejszy ruch, stary, psujący się materac wydał z siebie okropny, zgryźliwy dźwięk.

Chłopiec westchnął przeciągle i przeciągnął się tak mocno, że wzdrygnął się po chwili. W pokoju unosił się nieznośny smród kurzu, przeplatany z pleśnią, która wlazła do pokoju nie wiadomo kiedy i osiadła w jednej ze ścian. Chłopiec ustał z małym trudem na meblu, co rzęził i jakby rozdzierał się pod minimalnym naciskiem, ale nauczył się to ignorować. Ważne było dla niego to, że miał gdzie spać i choć okropnie przeszkadzał mu smród pleśni, nigdy nie powiedział na ten temat złego słowa.

Otworzył okno, a bardziej odchylił kawałek deski na pordzewiałych zawiasach od dziury w murze budynku i wpuścił do środka powietrze na szczęście nie śmierdzące pobliskim kanałem. Uśmiechnął się, kiedy pachnący deszczem wiatr delikatnie muskał jego pucołowate, zaróżowione policzki i otaczał go przy tym przyjemnymi, choć zimnymi ramionami. Twarz malucha wydawała się trupio biała przez przydługie, kruczoczarne włosy, opadające mu na czoło, ale było w niej coś, co nadawało jej ciepłego, kochanego wyglądu. Na pewno nie były to oczy, bo oczu maluch miał cięte i charakterne, tak zimno niebieskie, że aż kobaltowe i wszyscy mówili, że miał je po matce. Drobny nosek marszczył nadzwyczaj często, jednak też nie było w tym geście złości, a po prostu dziecięcy, niegroźny bunt. Dlatego uważano, że tkliwości w jego aparycji dodawał mu zawsze szczery, szeroki uśmiech, dopełniany przez dołeczki w obydwu policzkach. Był typem dzieciaka, który jak się uśmiechał, potrafił zmiękczyć nawet najtwardszego człowieka.

Spojrzał na wielką dziurę w sklepieniu. Jedyne miejsce, przez które wpadało powietrze, czyste i pachnące tymi wszystkimi wspaniałymi zapachami. Czy tak właśnie pachniała Góra? Tak pachniał Świat?

Przecież on musiał być wielki! Sto razy większy niż Podziemie! Tak, na pewno jest tam tyle jedzenia, że ludzie nie musieliby się o nie bić! Każdy zasługuje na przeżycie swojego życia tak, jak chce! Nie jak zamknięte zwierzę w klatce! Nie tak, jak ja...!

Nadal z uwielbieniem wpatrywał się w dziurę w sklepieniu, zarośniętą przez mech i brudną od dymu. Na prawdę chciał kiedyś zobaczyć, jak wygląda niebo w całej okazałości – kiedy płacze, zsyłając ludziom życiodajny deszcz. Kiedy śmieje się, dając roślinom jakże niezbędne dla nich słońce.

Poza tym, ludzie też potrzebują promieni słonecznych, trochę jak rośliny. Bez nich, ludzki organizm nie żyje długo...

– Levi, nie wychylaj się, bo wypadniesz – rzuciła miękko jego matka, oparta o framugę drzwi ich małej sypialni.

⟬✓⟭ Chłopiec z Podziemia | Attack on TitanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz