Każda droga ma swój początek

75 8 0
                                    

- Po.Prostu. To. Wypij - powiedziała z mroźnym spojrzeniem desperatki Anna. Nie mogła go teraz stracić. Nie po to kleiła się do tego brzydala, przez bite dwa tygodnie. Chłopak spojrzał na nią z obrzydzeniem i odsunął od siebie eliksir miłości w eleganckim termosiku.

- Naprawdę powinienem już iść - powiedział starając nie patrzeć się jej w oczy.

- Pij - rozkazała groźnie poczerwieniała ze złości Anna.

- Rany, już dobrze, dobrze - chłopak szybkim ruchem chwycił butelkę i z jednym siorbnięciem wypił całą zawartość - Nawet dobre - wzruszył ramionami - to to samo co wcześniej? Dodałbym więcej owoców.
Ania tylko uśmiechała się słodko, czując w ustach smak zwycięstwa. Radość sprawiło jej patrzenie, jak chłopak chwyta się za obolałą skroń. Eliksir zaczął działać. Gdy otworzył oczy, jego źrenicę były wyraźnie rozszerzone. Nawet bardziej niż poprzednim razem, producent musiał zwiększyć dawkę magicznej krwi. Piotr (bo tak się nazywał) rozejrzał się wokoło. Na szczęście znajdowali się w ciemnej uliczce dzielnicy portowej i nikogo poza nimi nie było w pobliżu. Wzrok chłopaka powrócił do niej i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 

- Ukochana! - wykrzyknął głośno - Przepraszam, że tak cię potraktowałem. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało! Proszę nie opuszczaj mnie! - postarał się, aby słyszała go cała ulica.

- Cicho bądź, kretynie - warknęła Anna - Chcesz, żeby strażnicy dowiedzieli się co tu robimy?!

Kiedy Ania go truła, Piotr stawał się jeszcze bardziej irytujący niż zwykle. Wszyscy ludzie byli irytujący, ale on szczególnie. Był tak niewrażliwy na jej zaloty, że musiała skorzystać z eliksiru miłości. Czy on wiedział jak trudno jest zdobyć choćby niewielką buteleczkę bez grosza przy duszy? Był jednym z tych tłustych szlachciców, skąd miał to wiedzieć?

- Potrzebuje twojej... - westchnęła - ...Pomocy - ostatnie słowo niemal wypluła, jakby wypowiedzenie go przychodziło jej z wielkim trudem.

- Oczywiście ukochana, cokolwiek, powiedz tylko słowo - mówił już ciszej, ale głos wciąż miał pełen pasji.

- Potrzebuje pieniędzy, sporo, może pięćset septimów? - zastanowiła się. Gdyby jej starsza siostra wiedziała co tutaj wyrabia, zlałaby ją do gołej skóry. Co było w tym złego? Powinna pracować do wyczerpania sił, a pieniędzy starczyłoby ledwie na jeden posiłek? Była ponad to. Szlachcice tacy jak Piotr opływali się w bogactwie. Jakim prawem? Bo mieli to szczęście urodzić się w lepszym domu?
Piotr jakby zastanawiał się nad złożoną propozycją. Anii zrobiło się zimno. Czyżby wyrwał się z pod wpływu eliksiru?

- Oczywiście ukochana - uśmiechnął się i podszedł bliżej.

- Teraz - powiedziała, odsuwając się.

- Ale... -  w jego oczach dostrzegła smutek.

- Teraz - powtórzyła dosadniej.

Chłopak posmutniał, ale udał się za siebie i...

- Przeszkadzam wam? - Za plecami, dosłownie znikąd, pojawił się wysoki mężczyzna po czterdziestce.  Miał czarne, posiwiałe włosy i dziwne, puste oczy. Uśmiechał się radośnie i podszedł do Piotra, kładąc mu dłoń na ramieniu. Jego ruchy były bezgłośne. Jak on ich znalazł? Anna zaczęła panikować. Cała jej praca na nic.

- Kim jesteś i czego od nas chcesz? - zapytał groźnie Piotr.

- Otwórz usta - rozkazał przyjaznym głosem nieznajomy. Chłopak usłuchał i przybysz powąchał jego podniebienie - Lawenda, truskawki, zielony język... eliksir miłosny?!

- To nie twoja sprawa co tu robimy, wynoś się stąd! - wrzasnęła Ania. Za kogo on się uważał?

- Jego ojciec kazał mi go pilnować. Idź do domu chłopcze - zwrócił się do Piotra.

- Nie! Nie zostawię mojej ukochanej! - wykrzyknął, a Ania zarumieniła się zażenowana.

- Idź - powiedział groźnie, a dziewczynie zmroziło krew w żyłach na dźwięk jego głosu. Piotr uciekł w podskokach.

- Wiesz, jak niebezpieczne jest to co robisz? - zwrócił się do dziewczyny nieznajomy.

- A co cię to obchodzi? - warknęła groźnie dziewczyna.

- To ciebie powinno obchodzić. Mógłbym cię kazać ściąć - odparł lodowato. Dziewczyna tylko odburknęła coś pod nosem  Przybysz westchnął i rozmasował skroń.

- Wiesz, gdybyś była milsza, może nie potrzebowałabyś eliksiru - uśmiechnął się przyjaźnie, to jednak nie odpędziło mroku, jaki od niego bił.

- Skończyłeś? - zapytała naburmuszona dziewczyna nie patrząc mu w oczy.

- Nie zabije cię. Mój pan ma na ciebie oko - powiedział enigmatycznie mężczyzna.

- Ojciec Piotra? - zapytała, wciąż na niego nie spoglądając.

- Nie - odparł stanowczo. Przez chwile stali w ciszy - No dobrze możesz już iść. Nie rób  nigdy więcej czegoś tak głupiego.
Anna poczerwieniała ze złości i wstydu. Po czym prędko zniknęła w mrocznych alejkach, nie zaszczycając mężczyzny nawet słowem pożegnania. Była tak blisko zrealizowania swojego planu, a on wszystko zepsuł. Całe tygodnie pracy na nic.





Usta ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz